Koniec władzy urzędników - o tym marzy każdy Polak?
Co zrobić, aby Państwo było mniej urzędnicze, a bardziej ludzkie? By obywatel miał większą możliwość wyboru tego, co chce i by urzędnik mu w tym pomagał a nie przeszkadzał? Trzeba zmienić zadania, strukturę i personel administracji. Zacząć robić to, co robi premier Wielkiej Brytanii: wprowadzać "małe państwo - wielkie społeczeństwo" - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w Wirtualnej Polsce.
30.03.2011 | aktual.: 30.03.2011 15:30
Post-biurokratyczna administracja - termin ten stworzył, zdaniem "The Economist", Tony Blair, były brytyjski premier z Partii Pracy. Ale ów model wprowadza premier Cameron, konserwatysta, określając go mianem "małe państwo - wielkie społeczeństwo".
W ramach tego modelu mają się zasadniczo zmienić zadania, struktura i personel administracji. Hasłem dnia jest, już nie tak jak poprzednio, tylko deregulacja i decentralizacja oraz kontraktowane przez urzędników wykonywanie zadań państwa (od edukacji do zdrowia) w sektorze prywatnym. Obecnie to sam obywatel (któremu w kieszeni ma zostać więcej pieniędzy po obniżeniu podatków)
ma sam wybierać między różnymi formami zaspakajania swoich potrzeb. A administracja miałaby tylko rejestrować chętnych do wykonywania usług, okresowo kontrolować (fachowcy a nie urzędnicy) ich jakość oraz organizować współpracę różnych podmiotów podsuwając pomysły "dobrych praktyk". Z radykalnym przesunięciem ciężaru na działanie strategiczne, projektowe a nie - regulowanie i wykonywanie.
Taki model obywatela-konsumenta (decydującego samodzielnie) występuje w Singapurze, gdzie tylko ok. 19% PKB przechodzi przez państwo. A ciesząca się wysokim statusem służba cywilna zatrudnia tylko ludzi o wysokich kompetencjach i kreatywności.
Ten nowy model na styku państwo - obywatel to nie jedyna zmiana. Po pierwsze, wraca polityka. Wizjonerskie pomysły stworzenia w sferze euro super państwa rozwojowego, zdolnego do globalnego współzawodnictwa wywołały opór obrońców tradycyjnych państw narodowych. Marginalizowały też Komisję Europejską. Skończyło się więc na kompromisie i ograniczeniu się do modelu radykalnie regulującego i dyscyplinującego finanse.
To jest owo "euro plus" do którego Tusk zgłosił akces. Z kim to uzgodnił? Czy analizowano bilans korzyści (np. wymóg podniesienia wieku emerytalnego) z kosztami (np. wyrównanie, w wypadku Polski - podniesienie podatku od firm) ? I czy jest to kolejny przykład bezmyślnego klientelizmu i skłonności do nadmiernej, zdaniem wielu Brytyjczyków, ale też Czechów, Węgrów i Słowaków - regulacji? Żeby tylko należeć do "klubu"?
Komisja Europejska dorzuciła do tego swoje dyscyplinujące pomysły (ostre sankcje) ale też korzystne - moim zdaniem - zmiany perspektywy finansowej po 2013 roku. Korzystne, jeśli nasza administracja z wyprzedzeniem się przygotuje. I jeśli będzie to poprzedzone kompetentną dyskusją o kierunkach rozwoju, także z udziałem samorządów. Znów konieczni będą fachowcy-wizjonerzy, a nie biurokraci.
Kontraktowanie przez UE konkretnych inwestycji i elastyczne (w przekroju branżowym i regionalnym) subsydiowanie rolnictwa. Z większym naciskiem na rozwój terenów wiejskich. Administracja, podobnie jak w opisywanym wcześniej modelu będzie musiała mobilizować, tworzyć ramy dla zbiorowych, prorozwojowych działań, agregujących indywidualne wysiłki osób i firm na swoim terenie. Proponować nowe formy współpracy. Także w wymiarze euro-regionalnym, przekraczającym granice. Z urzędnikiem, który musi być nie tylko fachowcem, ale i na poły działaczem.
Powyższe zmiany wymagają wiedzy i wysiłku oraz zdolności do ponoszenia odpowiedzialności. A budowa takiego państwa XXI wieku mogłaby stać się pokoleniowym wyzwaniem dla młodych.
Po drugie jednak, dramatem Europy dziś jest widoczna, spóźniona o fazę, czkawka nacjonalizmów: od "Prawdziwych Finów" do partii Le Pena. Mają olbrzymie szanse (jak zrobił to już Wilders w Holandii) wejść do rządzących koalicji. Innowatorzy, Merkel i Sarkozy, mogą stracić władzę. Cameron ze swoim wizjonerskim podejściem może zostać sam. Owe nacjonalizmy to spóźniona obawa przed emigracją islamską.
A przecież właśnie dziś, po fali rewolucji w Afryce Północnej, jest szansa, żeby ci ludzie zostali u siebie, dumni ze swoich własnych krajów.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski