Kraina 102 milionerów

Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Niska zabudowa, trochę zaniedbanych budynków, kilka dziurawych dróg, sklepiczki rodem z lat 90. – małomiasteczkowo.
Przyglądając się jednak trochę baczniej, widać pewne odstępstwa od standardowego obrazu małego miasta w Polsce.

Kraina 102 milionerów
Źródło zdjęć: © Fotolia | whitelook

05.09.2014 | aktual.: 01.07.2015 11:35

W Nowym Sączu wszystko żyje, w okolicach rynku nie ma ani jednej pustej witryny, w knajpkach i kawiarniach ciężko o stolik. Dużo neonów, emblematów firmowych. Patrząc w statystykę, okazuje się, że na niecałe 84 tysiące mieszkańców żyje tu 102 milionerów i to nie byle jakich. Na liście nowosądeckich najbogatszych są takie nazwiska jak Kluska, Koral, Florek, Pazgan. Jaką tajemnicę kryje ten z pozoru zupełnie przeciętny skrawek ziemi?

Awangarda polskiego biznesu

Na rynku Nowego Sącza krzyżują się ścieżki najważniejszych ludzi dla polskiego biznesu. Już na przedmieściach zwraca uwagę fabryka potentata na rynku bram segmentowych Andrzeja Wiśniowskiego. W sercu miasta zaś wita wszystkich wielkie zielone logo Fakro, polskiej odpowiedzi na Velux – produkują wysokiej klasy okna dachowe i akcesoria do zabudowy poddaszy. Właścicielem firmy jest Ryszard Florek, będący w roku 2014 na 37-ej pozycji na liście najbogatszych tygodnika „Forbesa”.

Kawałek od rynku, u zbiegu Dunajca i Kamienicy wrażenie robią zakłady produkcyjne Józefa i Mariana Koral. Kontrolują ok. 20 proc. polskiego rynku lodów. To plasuje ich na drugim miejscu, tuż za Algidą – lodową potęgą, należącą do Unilever, w której władaniu są takie marki jak Magnum czy Carte D’Or. Branżę technologiczną reprezentuje Newag, który pod bacznym kierownictwem Zbigniewa Jakubasa, produkuje i modernizuje pojazdy szynowe m.in. dla włoskich kolei państwowych. Obecnie rozpoczął współpracę z chorwacką firmą Đuro Đaković SpecijalnaVozila, z którą wspólnie otworzy fabrykę w Slavonskim Brodzie, skąd planuje zrewolucjonizować bałkański transport szynowy.

Sądeckim trotuarem spaceruje także Roman Kluska, który po gehennie, jaką zgotował mu urząd skarbowy, odradza się jak Feniks z popiołów. Jego nowa marka „Prawdziwe Jedzenie” firmuje produkcję i dystrybucję serów ze świeżego owczego mleka. Hodowla owiec, którą założył Kluska to fenomen na skalę Europejską.

Niemieccy hodowcy zwiedzając jego owczarnie mieli stwierdzić: „W Niemczech nie ma owiec, które miałyby tak dobrze jak tutaj”. Luksusowe warunki bytowe, jak i pieczołowicie skomponowana dieta zwierząt, owocują unikatowym smakiem sera, którym Kluska zamierza podbić całą Europę.

Weteranem nowosądeckiej myśli przedsiębiorczej jest Kazimierz Pazgan, zwany królem kurczaków. Zaczynał na początku lat 70. od handlu kwiatami, obecnie jego firma Konspol zaliczana jest do światowej czołówki w technologii produkcji i przetwórstwa mięsa drobiowego. Swoje wyroby firma dostarcza do dużych sieci restauracji, jak KFC, McDonald’s, ale w jej ofercie nie brakuje także produktów tradycyjnych, ekologicznych czy bezglutenowych.

Zamiecenie pod dywan

W czasach głębokiej komuny, dwa lata po odwilży roku 1956 zdarzyło się coś zaskakującego. Dwóm sądeckim samorządowcom – Kazimierzowi Węglarskiemu (Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej) oraz Januszowi Pieczkowskiemu (Przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej) zamarzyło się postawić na nogi zupełnie zdewastowany i zapomniany region. Postawili sobie trzy cele: rozwój przemysłu turystyczno- uzdrowiskowego, pobudzenie ludowo-artystycznego przemysłu i rzemiosła oraz polepszenie warunków do sadownictwa i przetwórstwa. Do zrobienia było mnóstwo, począwszy od odbudowy infrastruktury drogowej, poprzez rewitalizację budynków, na inwestycjach w sprzęt pod konkretne projekty kończąc. Nie dało się tego zrobić w ramach ogólnopolskich planów centrali. Potrzeba było stworzyć specjalną strefę jurysdykcyjną, poszerzyć kompetencje władz lokalnych. Ten zupełnie niezgodny z duchem socjalizmu plan udało się wdrożyć w życie w barwnych okolicznościach. Pewnego popołudnia w lokalu „Stryszek” Węglarski i
Pieczkowski przysiedli się do Józefa Cyrankiewicza, ówczesnego premiera Polski Ludowej, z butelką śliwowicy. Cyrankiewicz był częstym gościem „Stryszka”, bowiem jego babcia mieszkała pod Nowym Sączem, a że lubował się w alkoholach, zawsze kiedy ją odwiedzał, zajeżdżał na degustacje. Czy to z „prywaciarskich” korzeni ówczesnego premiera (dziadek Cyrankiewicza był właścicielem kilku tartaków), czy z magicznej mocy śliwowicy, owo spotkanie zaowocowało wdrożeniem planu wskrzeszenia Sądecczyzny.

Jak donoszą kroniki, w dwa lata później ziemię u stóp Beskidu przeplatały równe asfaltowe drogi, w lokalnej spółdzielni ogrodniczej skupowanych było 6,5 tys. ton warzyw i owoców, a na okolicznych pastwiskach zadomowiło się bydło nowej wydajniejszej rasy. Krajobraz urozmaicały powstające jak grzyby po deszczu pierwowzory gospodarstw agroturystycznych – powiat udzielał preferencyjnych kredytów chętnym na przystosowanie domostw pod cele turystyczne. Obroty tamtejszej gastronomii zwiększyły się niewyobrażalnie – z 1 mln zł rocznie w 1957 roku do 180 mln w 1960 r.!

Komunistom nie były w smak sądeckie sukcesy. Osiągnięte niezgodnie z duchem socjalizmu stały się solą w oku propagatorów marksizmu, bowiem ośmieszały ich całą ideologię. Zwłaszcza w tak bezpośrednim zestawieniu: z jednej strony koronny projekt PRL – plan sześcioletni, który wedle propagandy przyniósł niewyobrażalny skok cywilizacyjny, a tu Podbeskidzie na kilkanaście miesięcy wyjęte spod centralnego sterowania kompletnie zdystansowało cały ten „skok”. Władze PRL po czterech latach zamiotły projekt pod dywan – po cichu odebrano Sądecczyźnie autonomię i wszystko wróciło do komunistycznej normy. Zagrzana krew jednak nie ostygła – szczególnie silnie widoczna jest spuścizna wielkiego boomu w branży spożywczej – Koralowie i Pazgan stworzyli potęgi w tym segmencie, a projekt Kluski jest na najlepszej drodze do wielkiego sukcesu.

Wszyscy szli za Kazkiem

Wszystko wskazuje na to, że tradycja biznesowych sukcesów Nowosądecczyzny będzie kontynuowana. Tamtejsi biznesmeni zdają się bardzo dbać zarówno o rozwój lokalnej społeczności, jak i o edukację następnych pokoleń. W 1991 roku w Nowym Sączu powstała Wyższa Szkoła Biznesu, która jako jedna z bardzo nielicznych szkół wyższych w Polsce realizuje niemiecki model „für angewandte Wissenschaftenc”, czyli ukierunkowanie stricte na wyszkolenie kadry wyższego szczebla dla przemysłu, a nie jak w przypadku uniwersytetów, czy politechnik serwujących przygotowanie czysto naukowo-akademickie. Szkoła od 1992 roku realizuje program National-Louis University – prywatnej szkoły wyższej, której campusy mieszczą się pod Chicago, w Wisconsin i… w Nowym Sączu. Studenci na każdym etapie mają możliwość otrzymania podwójnego dyplomu – broniąc pracy licencjackiej mogą posługiwać się zarówno tytułem licencjata WSB, jak i bachelor of arts NLU, podobnie z magistrem czy MBA. W 2006 roku w Nowym Sączu zainicjowany został projekt Miasteczko
Multimedialne.

Nowatorska idea stworzenia business clubu, połączonego z inkubatorem przedsiębiorczości, doradztwem i powierzchnią biurową w tym roku poszerza zakres działania o park technologiczny. Celem jego jest udostępnienie studentom oraz młodym ludziom wysokiej klasy studyjno- laboratoryjnej technologii. Obcowanie z wyrafinowanymi rozwiązaniami ma pobudzić sądeczan do twórczego działania, co z kolei powinno zaowocować narodzeniem polskiej Doliny Krzemowej. Brzmi kosmicznie?

Prekursorem prężnego organizowania społeczności był nie kto inny jak Kazimierz Pazgan. To on zaczął organizować wigilijne spotkania dla sądeckiej awangardy biznesowej. Ryszard Florek w rozmowie z „Forbesem” powiedział: „Tak naprawdę to wszyscy szli za Kazkiem Pazganem. On przecierał szlaki. Dzięki niemu nie mieliśmy kompleksów, byliśmy przygotowani do robienia wielkich interesów”.

Powiat na schwał

Nie jest jednak tak, że Nowy Sącz to wyspa na morzu powiatowej biedy. Cały region obfituje w dobrze przygotowane infrastrukturalnie miejscowości turystyczne. Krynica Zdrój, która niczym nie ustępuje zagranicznym uzdrowiskom, świetnie wykorzystuje dziedzictwo i bogactwa naturalne – systematycznie rewitalizowane perełki architektury, lecznicza woda sławna na całą Europę oraz Nikifor, którego legenda została umiejętnie spopularyzowana.

Wierchomla, która pomimo konkurentów z dużo atrakcyjniejszym pod kątem narciarstwa ukształtowaniem terenu, dzięki świetnej infrastrukturze i połączeniu z Muszyną stała się jednym z najpopularniejszych zimowych kurortów. Prężnie działa także Piwniczna-Zdrój, która wypromowała się jako „najpiękniejsze miejsce w Polsce”.

Można odnieść wrażenie, że Sądecczyzna to region o największej liczbie luksusowych SPA przypadających na kilometr kwadratowy. Nie trudno znaleźć tam też tory gokartowe, wypożyczalnie quadów i samochodów terenowych, parki linowe, czy szkółki paralotniowe. Za parę lat może się okazać, że Sądecczyzna jest jak Francja – nie ma po co wyjeżdżać poza jej granice, bo wszystko jest na miejscu.

Maria Szurowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)