Ksiądz startupowiec
25 i 26 stycznia w Krakowie odbędzie się najbardziej inspirujące wydarzenie rozwoju osobistego – II Kongres Duchowo/Genialnie/Globalnie. Miejsce spotkania ludzi, którzy chcą genialnie żyć, wzajemnie się inspirować i robić biznes. O tym, jak prowadzić startup rozmawiamy z inicjatorem tego spotkania księdzem Jackiem Stryczkiem, jednym z pierwszych startupowców w Polsce.
Szlachetna Paczka zaczynała jak klasyczny startup, czuje się ksiądz startupowcem?
Ks. Jacek Stryczek: - Tak, czuję się startupowcem. Wydaje mi się, że SZLACHETNA PACZKA to największy startup społeczny w naszym kraju. Prawdziwy startup, ponieważ w 2001 roku startowaliśmy nie mając biura, telefonu, ani komputera, nasze sprawy załatwialiśmy z budki telefonicznej i pamiętam, jak zastanawiałem się nad tworzeniem strategii nie mając pieniędzy i żadnych zasobów, by stworzyć duży, ogólnopolski projekt. Wtedy właśnie pojawiła się decyzja, że naszym mieszkaniem będzie internet, ponieważ jest tani. Gdybyśmy mieli „realną” lokalizację, to trzeba by ją ogrzewać, naprawiać, sprzątać i to byłoby za drogie, więc to była taka prawdziwa startupowa decyzja na wykorzystanie potencjału internetu w 2001 roku.
No właśnie, jak udało się „rozkręcić” to przedsięwzięcie jakim jest Szlachetna Paczka bez pieniędzy, biura, całego zaplecza, dzięki któremu funkcjonują firmy?
Pamiętam pierwszą grupę docelową, którą sobie wybraliśmy – to byli programiści, którzy wtedy zarabiali trzy tysiące złotych na miesiąc. To było bardzo dużo. Postanowiliśmy ich przekonać do zaangażowania społecznego, więc znam sposób myślenia tych ludzi. Oni są bardzo podejrzliwi, wszystko muszą sprawdzić, ale jak już raz sprawdzą, to ufają. Korzystaliśmy więc z tej ich podejrzliwości – bardzo dokładnie testowali wszystkie nasze systemy, czy robimy to dobrze, poprawnie, uczciwie. A potem już byli z nami, więc to oni na początku częściowo finansowali nasz rozwój z tych swoich trzech tysięcy złotych na miesiąc.
Startup nie miał pieniędzy, więc początki były takie, że zebrało się około trzydziestu moich przyjaciół i każdy dawał sto złotych na miesiąc, wtedy mieliśmy tylko te trzy tysiące i to musiało wystarczyć na funkcjonowanie przez pierwszych kilka lat WIOSNY. Natomiast zasada była taka, że każdego roku staramy się robić kolejny krok w kierunku rozwoju, że jest to rozwiązanie systemowe. Za samo dopracowanie produktu, którym jest PACZKA i tworzenie podstaw infrastrukturalnych, czyli m.in. baz danych, wyszukiwarek, które są u nas podstawą metodyki pracy z wolontariuszami, np. w ramach start-upu naszą przewagą konkurencyjną jest to, że my dokładnie zapoznaliśmy się z prawem (w tym wypadku o wolontariacie) i na pewnym etapie byliśmy liderem tu, w Krakowie. Myślę, że w ogóle byliśmy liderem świadomości tego, jak się pracuje z wolontariuszami zgodnie z prawem. To nam pozwoliło na wystandaryzowanie bardzo wysokiej jakości pracy z nimi.
Kiedy powstawał projekt Szlachetnej Paczki obszar pracy z wolontariuszami to była ziemia niczyja. Kolejne projekty powstawały już na gruncie standardów wypracowanych w PACZCE. Skąd pomysły na te kolejne projekty, które są realizowane w Stowarzyszeniu Wiosna? Jest ich przecież wiele i wciąż powstają nowe.
Prapoczątki były takie, że byliśmy środowiskiem około 40-50 osób wychowanków duszpasterstwa akademickiego i podjęliśmy decyzję, że chcemy się angażować społecznie. Nie wiedzieliśmy jeszcze w co i wymyśliliśmy wtedy kilkanaście projektów. Powstał, np. projekt TANDEM, żeby łączyć obcokrajowców z Polakami w uczeniu się języków nawzajem. Ja prowadziłem spotkania przy piwie w pubach na temat Boga. Z tych wszystkich projektów wyewoluowała SZLACHETNA PACZKA, czyli TWARZĄ W TWARZ, 30 rodzin, bo jak potem podsumowaliśmy te wszystkie projekty, to ten wydał się nam najbardziej sensowny. To jest też taka metoda, którą ja stosuję, że należy zaczynać od wdrożeń, bo wdrożenia uczą, czy pomysł jest dobry i pokazują, jak można ten pomysł optymalizować. No i właściwie każde kolejne wdrożenie to był powód do tego, żeby samą PACZKĘ udoskonalać.
Inne moje produkty na dużą skalę to AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI, EKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA - pierwszy globalny produkt WIOSNY. W tym roku na EDK pójdzie sto tysięcy ludzi w dwudziestu krajach. Inny pomysł, który powstał od zera to SZTUKA TERAZ. Uważam, że naprawdę już dobrze mi idzie rozwijanie startupów, bo wystarczy, że coś wymyślam i to od początku działa.
Czy dynamika rozwoju Paczki była podobna do rozwoju startupów? Pewnie rozmawiał ksiądz wiele razy z innymi przedsiębiorcami na ten temat, czy są podobne momenty w rozwoju takich firm, kiedy, np. przychodzi kryzys?
Jeżeli chodzi o dynamikę, to udawało mi się przez wiele lat osiągać rozwój razy dwa rok do roku. Naszym największym problemem był brak pieniędzy, ponieważ, jak my pomagaliśmy ludziom, czyli ludzie robili paczki, to ciągle brakowało pieniędzy na to, co to wszystko trzyma, czyli systemy, zarządzanie i to właściwie było największe źródło naszych kryzysów. Moment, w którym musieliśmy się zatrzymać, jeżeli chodzi o wzrosty, ale podnosić jakość, był związany z tym, że zajęliśmy już tak dużą pozycję na wolnym rynku, że musieliśmy do tego „zrównać” ludzi, systemy i pieniądze. To był już kolos tylko na glinianych nogach i trzeba było tę podbudowę poprawić. Myślę, że teraz jesteśmy na takim etapie, kiedy kończymy te prace, równolegle już odpalając kolejne projekty.
Startup to ogrom pracy, zaangażowania, żeby pomysł wypalił, ale też ciągłe doskonalenie się, bycie na bieżąco z trendami, a nawet krok przed nimi. Jak tak wiele aktywności połączyć z codziennym życiem, obowiązkami?
No właśnie, jak żyć globalnie? Takie pytanie mi genialnie zadajesz... Zabawne było spotkanie z młodymi startupowcami, bo ja mam 55 lat, ale w tym, co mówili widzę siebie. Oni opowiadali mi o tym, jak żyją, że np. przez kilka lat pracowali od 7 do 23, siedem dni w tygodniu, w niedzielę mieli 4 godziny luzu, bo zależało im na tym, żeby osiągać 300% wzrostu biznesu rok do roku. Spotykają się, dyskutują o swoim rozwoju, podejmują postanowienia i muszą je zrealizować, a, jak nie, to płacą kary - żeby się mobilizować. I, jak ja ich słuchałem, to właściwie niewiele to odbiega od tego, jak ja żyłem, kiedy powstawała PACZKA. Pracowałem wtedy po 16 godzin dziennie. To było standardem. Czasami troszkę więcej, ale rzadko mniej. Księża mają zwykle jeden dzień w tygodniu wolnego, ale mnie ten dzień wolny umknął bardzo szybko.
Zawsze wierzyłem w dużą intensywność pracy, przy czym ja nigdy nie pracowałem, żeby robić, tylko robiłem, żeby się rozwijać, czyli ten czas zawsze był połączony z uczeniem się. Kiedy uczyłem religii w szkole, to w tym czasie nauczyłem się wszystkich metodyk prowadzenia zajęć i mam pełny warsztat do prowadzenia szkoleń. Jestem szkoleniowcem po dwóch latach pracy w szkole. Kiedy zarządzałem duszpasterstwem, nauczyłem się zarządzania i umiem zarządzać dużymi podmiotami.
Żeby być startupowcem, nie wolno być tylko tu i teraz, zawsze trzeba być bardzo „do przodu” i ja takie plany „do przodu” zawsze miałem pod kątem rozwoju. Ja stosuję metodę iteracyjną. Wystarczy, że wiem, gdzie chcę iść i rozwijać się, np. za 2 lata, a potem wiem, że z tamtego miejsca zobaczę następne horyzonty, następne perspektywy tego, co mogę znowu robić, żeby się rozwijać. No i właściwie w takim ujęciu, jestem po 22 latach pracy startupowej, więc jestem już weteranem rynku.
Był ksiądz startupowcem zanim to było modne.
No tak, cokolwiek by nie mówić, jeśli byśmy porównali SZLACHETNĄ PACZKĘ z innymi dużymi projektami w Polsce, to to jest jedyny projekt, który nie miał żadnego zaplecza na początku. Pozostałe projekty miały zaplecze, jakiś przyczynek. Ja miałem tylko swoich przyjaciół, wychowanków duszpasterstwa akademickiego. Na początku nie działaliśmy na terenie Kościoła, po prostu ja byłem księdzem, pracowałem na parafii i przy tym zakładałem WIOSNĘ. Mówiłem moim ludziom na początku, że to będzie duży projekt na cały kraj, a oni tylko przez grzeczność mi nie przeczyli. Przyznali się po latach, że poza moimi plecami śmiali się ze mnie. Mam notatki z 2003/4 roku, gdzie te wszystkie plany już są zarysowane. My to wszystko teraz wdrażamy. Prawdziwy startup.
Padło zdanie o tej perspektywie dwa lata do przodu. Jak tworzyć plany z takim wyprzedzeniem? Jak przewidywać pewne rzeczy? Jak dochodzić do tych predykcji?
Gdybym miał doradzać, jak być startupowcem, to bym powiedział, że warto być wdrożeniowcem, czyli, jak coś wymyślimy, to natychmiast należy to realizować i sprawdzać, czy to komuś pomoże i w czym. Należy też nabierać wiedzy na temat tego produktu. To jest pierwszy czynnik rozwoju - jak coś wymyślisz, to natychmiast to wdrażaj, a potem się będziesz zastanawiał, czy było za dużo, czy za mało. Druga moja rada jest taka, że nigdy dość wiedzy. Rozwój wynika ze skojarzeń, które są pokłosiem bardzo szerokiego spojrzenia na świat. Ja jestem w stanie czytać wszystko, z każdej dziedziny wiedzy, bo nigdy nie wiem, skąd przyjdzie inspiracja, a jednak startup, czyli stworzenie czegoś nowego wymaga oryginalności i pomysłu. Ta oryginalność bierze się właśnie z takiego poszerzania horyzontów, przerabiania różnych rzeczy. No i trzecia sprawa. Jak się jedzie na rowerze, to najtrudniej jest pod samym szczytem. I wtedy trzeba właśnie przyśpieszyć. Ja mam to do siebie, że nigdy nie odpuszczam. Kiedyś byliśmy w Szwecji z moim przyjacielem. Pionowa ściana 100 metrów. Mówię: No to wejdźmy. On się przestraszył i zszedł, a ja wszedłem, bo nie potrafię się cofnąć. Potem się okazało, że tam wszyscy wchodzili w zabezpieczeniach. Ja nie jestem jakimś wielkim wspinaczem, ja tam po prostu wszedłem, bo nie wiedziałem, że się nie da. Bo powrót byłby czymś gorszym. Jeżeli ktoś chce stworzyć coś nowego, to musi to mieć. Musi domykać tę walizkę kolanem, bo ona musi się zamknąć. To walka do samego końca, ona jest sprawdzianem determinacji. Nie ma tworzenia czegoś nowego bez determinacji. To są według mnie trzy najważniejsze reguły.
Przychodzi taki moment w rozwoju startupu, że trzeba szukać inwestora zewnętrznego. Jak przekonać inwestorów, w przypadku PACZKI partnerów biznesowych?
Moja sytuacja jest trochę inna, bo jednak jestem społecznikiem, a pomoc w mózgu ludzi jest gdzie indziej niż pieniądze. Natomiast ogólna zasada jest prosta – jeśli chcesz zarabiać pieniądze, to nie możesz myśleć przez to, co ty chcesz, tylko przez to, czego chcą ci, którzy mają pieniądze. To dotyczy także startupowców. Ludzie bardzo często popełniają taki błąd, że są zamknięci w swoich horyzontach myślowych. Niedawno jeden z moich znajomych – twórca jednego z największych startupów z obszaru technologii w Polsce – powiedział, że zewnętrzne pieniądze przyszły wtedy, gdy jego startup zaczął zarabiać, więc to wszystko nie jest takie proste. To jest rynek, trzeba go po prostu poznać. Zapraszam na Kongres Duchowo/Genialnie/Globalnie (25-26 stycznia 2018 r., Kraków), bo to miejsce, gdzie można spotkać startupowców i tych, którzy chcą na nich wydać pieniądze. Będzie kipiało startupowością. Ten Kongres wymyśliłem właśnie po to, żeby tu w Krakowie, gdzie mieszkam, był taki wulkan energii, która zalewa świat. Po co mam daleko jeździć i myśleć, że w Kalifornii są lepsze warunki do tworzenia startupów, skoro w Krakowie też są bardzo fajne. Wystarczy tylko klimat zmienić, jak to ktoś powiedział. Ja naprawdę w to wierzę i tak rozumiem Kongres, że on ma być taką płaszczyzną spotkania ludzi sobie podobnych, tak jak słyszałem, że jest w tych miejscach startupowych w Kalifornii, gdzie ludzie się wzajemnie inspirują, szukają koalicji. A ludzie często walczą i chcą wygrać, ale są osamotnieni. Coraz więcej moich znajomych, którzy działają w obszarze startupów tak właśnie żyje – sami nad sobą pracują i potrafią się jeszcze szalenie kolegować bez wyrachowania. Mają aspiracje a nie tylko wizję pieniądza. Z tego się rodzą te najfajniejsze rzeczy i dla mnie to jest właśnie Kongres – taka rakieta, która odpala. Startupowiec to ten, który, jak zaczyna, to wygrywa, bo nie sztuką jest zacząć. Kiedyś powiedziałem mojemu znajomemu, który inwestuje na rynku startupów, że najważniejszy jest pomysł. A on mówi, że pomysł jest nic nie warty, czyli mówi o takim bardzo częstym doświadczeniu rynku startupowego, kiedy ktoś ma pomysł, ale nie umie go wdrożyć. Dlatego opisałem te trzy kroki. Dla mnie zaczyna się od wdrożenia, a nie kończy się na wdrożeniu. To jest zupełnie inne podejście. Wdrożenie plus wiedza i determinacja sprawiają, że to jest możliwe. A jeżeli ktoś jest uczciwy i pracując nad swoim produktem metodą iteracji – jeśli nawet na końcu ten produkt nie będzie tym, co on myślał – będzie i tak czymś fajnym. Wiele osób jednak bazuje na pomyśle i swoim talencie, ale nie na determinacji i mądrej ciężkiej pracy.
Rozmawiała Anna Piątkowska