Sadownicy drżą przez przymrozki. "Sytuacja robi się nieciekawa"
Przymrozki, które nawiedziły Polskę, już dały się we znaki sadownikom i plantatorom. W czereśniach widać drobne uszkodzenia, ale na szacowanie strat jest za wcześnie. - Przykro się robi, gdy natura niszczy to, na co pracujemy cały rok - przyznaje Krzysztof Czarnecki, sadownik z woj. mazowieckiego.
Miniony weekend niczym nie przypominał pogody, którą cieszyliśmy się w ostatnim tygodniu. Temperatura sięgająca nawet 20 stopni Celsjusza zniknęła z dnia na dzień i nastały chłodne dni oraz mroźne noce.
- Najniższe wartości występowały na wschodzie i południu kraju. Tak też pozostanie w najbliższym czasie - tłumaczy w rozmowie z WP Finanse Ilona Śmigrocka, synoptyk z IMGW.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W jakim stanie jest polska gospodarka? Rozmowa z wiceprezesem mBanku Adamem Persem
Przymrozki dotknęły sady. "Nieciekawa" sytuacja w czereśniach
Przymrozki sprawiły, że miniony weekend był wyjątkowo trudny dla sadowników. Krzysztof Czarnecki, sadownik spod Mszczonowa w woj. mazowieckim, wiceprezes Związku Sadowników RP, który w swoich sadach ma czereśnie i śliwki, relacjonuje, że w nocy z soboty na niedzielę (5-6 kwietnia) temperatura spadła do maksymalnie -1,5 st. C., ale było bardzo wietrznie.
- Uszkodzenia na czereśniach są, ale niewielkie - przyznaje w rozmowie z WP Finanse po pierwszych oględzinach w sadzie.
W obliczu trudności pogodowych ogrzewał jedną działkę o powierzchni 3 ha maszyną na olej napędowy. W drugiej części sadu rozpalił ogniska.
- Na efekty trzeba jeszcze poczekać. Jeśli pąk zamarznie, to słupek ma kolor brązowy. Jednak nawet wtedy może zakwitnąć, tylko bez słupka - wówczas kwiatek spada i nie ma czereśni - wyjaśnia sadownik.
Sytuacja jest rozwojowa i robi się nieciekawie. W weekend nad ranem byłem przerażony i myślałem, że nie ma to sensu, ale zaczęliśmy działać. Przykro się robi, patrząc, jak natura niszczy to, na co pracujemy cały rok, ale natury nie da się całkowicie oszukać - podkreśla wiceprezes Związku Sadowników RP.
Dopytywany o jabłonie, wskazuje, że zielone pąki są bardziej odporne na mróz niż białe. Jednak nie chce na razie oceniać sytuacji panującej w sadach jabłkowych, bo jest jeszcze za wcześnie.
Zamarznięte krzewy borówek. Są już pierwsze straty
Przymrozki dotknęły też plantatorów m.in. borówek. Bartłomiej Milczarek, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Polskich Plantatorów Borówki, wskazuje, że u niego (w centralnej Polsce) temperatura w nocy spadła do -4 st. C., a chłód utrzymywał się przez prawie 10 godzin. Dla borówki to dość długo.
Dopytywany o skutki tych przymrozków, odpowiada: "nawet my borówkarze nie wiemy".
- Po dzisiejszej nocy jestem trochę spokojniejszy, bo już przynajmniej dało się walczyć. Wczoraj się nie dało, wiatr był zbyt silny. Ryzyko niskiej temperatury za dnia było za duże, więc nie uruchamialiśmy instalacji, które mogą nas obronić. W związku z tym nie jesteśmy w stanie jeszcze powiedzieć, jakie będą straty na plantacjach borówki - wyjaśnia w rozmowie z WP Finanse.
Obecnie borówki są na etapie wegetacji, w którym rozwijają się pąki kwiatowe. - To, czy będą straty z ostatnich kilku dni, zobaczymy dopiero za około tydzień, tnąc pąki. Na niektórych plantacjach straty już są widoczne, na niektórych nie - zaznacza nasz rozmówca.
Jak dodaje, podobne temperatury występowały m.in. w woj. wielkopolskim, świętokrzyskim, dolnośląskim. - Gdy mamy do czynienia z mrozem napływowym ze Skandynawii, tak jak w tej chwili, to zróżnicowanie nie jest duże. Zimno napłynęło praktycznie na cały kraj - wyjaśnia.
Borówki zaczną kwitnąć na przełomie maja i kwietnia, a wtedy pogoda może znów zaskoczyć plantatorów, co pokazał np. ubiegły rok. Dopiero na początku czerwca będzie można precyzyjniej wskazać, co czeka nas w tym sezonie i jakie będą zbiory.
Jak plantatorzy bronią się przed przymrozkami?
Plantatorzy stosują różne metody, aby ochronić krzewy i pąki kwiatowe przed niskimi temperaturami. Są w stanie zwiększyć odporność roślin, odżywiając je nawozami, ale dopiero na etapie kwitnienia.
Milczarek wyjaśnia, że na obecnym etapie rozwoju pąki borówki są teoretyczne odporne na spadki temperatur do -5, -6 st. C. Jednak wszystko zależy od okoliczności.
- Zależy, ile trwa mróz - czy jest to przymrozek kilkugodzinny, czy trwa np. 12-14 godzin, tak jak w ostatnich nocach. Zależy, czy podczas przymrozków mocno wieje, bo wiatr zwiększa penetrację zimna do tkanek roślinnych - tłumaczy.
Jedną ze sprawdzonych metod stosowanych przez niektórych plantatorów jest zraszanie nadkoronowe.
- Jest to deszczowanie kwater na plantacji stałym opadem deszczu w wysokości 3 mm, czyli 30 m sześć. na godzinę na hektar. To powoduje, że woda krystalizuje się na powierzchni roślin - na pąkach i gałęziach tworzą się sople. W warunkach ujemnej temperatury przy stałym zraszaniu wodą temperatura wewnątrz sopla nie spada poniżej 0 st. Celsjusza, więc roślina nie przymarza i nie ulega destrukcji. Do tego potrzebną są zaawansowane i niezawodne narzędzia, bo każdy błąd w tej metodzie powoduje 100-proc. straty - wyjaśnia prezes.
Jak wskazuje, po pierwszej przymrozkowej nocy nie zdecydował się na tę metodę, ponieważ ryzyko konieczności podawania wody przez 12-13 godzin bez przerwy było zbyt duże. - To jest przedsięwzięcie bardzo pracochłonne, kosztowne i ryzykowne - zaznacza.
Nagłe zmiany pogody niszczą borówki
Dopytywany o to, co jest bardziej niebezpieczne - wysokie skoki temperatur czy nagłe jej spadki, wskazuje, że "najgroźniejsze jest powiązanie jednego z drugim".
To już trzeci raz w tym roku, kiedy po podwyższeniu temperatury następuje nagły jej spadek. Najgorsze są momenty rozhartowywania roślin, czyli kiedy doświadczają temperatury ponadprzeciętnie wysokiej, jak na dany moment zimy czy przedwiośnia, a potem nagle przychodzi -3, -5 st. Celsjusza, czyli temperatury, które tak naprawdę w kwietniu nie są zaskakujące. Jednak, jeśli tydzień wcześniej termometry pokazywały 20 st. C. i było piękne słońce, to rośliny już się rozpędzały - przekonuje Milczarek.
Jak dodaje, w ostatnich latach plantatorzy już aż tak nie boją się typowo zimowych mrozów, które mogą przymrozić drzewa. - Najbardziej obawiamy się tych wahań temperatur, walki frontów ciepłych i zimnych. Roślina, mimo wielopokoleniowej pamięci genetycznej, gubi się w tym wszystkim, bo nie wie, czy to ciepło, które przyszło, to już jest moment na pobudkę wiosenną, czy powinna jeszcze zaczekać. Bardzo często zaczyna już się budzić, a nagle przychodzi ochłodzenie, które powoduje, że tkanki, które zaciągnęły soki i wodę od korzenia, po prostu przemarzają - przyznaje nasz rozmówca.
Przymrozki nawet do końca tego tygodnia
Tymczasem z najnowszej prognozy IMGW wynika, że na sadowników i plantatorów czekają jeszcze mroźne, a więc i pracowite noce. Najnowsza mapa wskazuje, że niemal w całej Polsce obowiązują ostrzeżenia pierwszego stopnia przed przymrozkami.
- Tam, gdzie jest kolor żółty, to wszędzie będą przymrozki - mniejsze bądź większe. Największe pojawią się na wschodzie i na południu (do -4, -5 st. C.), a najmniejsze - na zachodzie (około -1, -2 st. C.) - tłumaczy nam synoptyk IMGW.
Jak dodaje, występują różnice w długości trwania ostrzeżeń przed przymrozkami. - Na zachodzie Polski obowiązują do środy, a w centrum na południu i wschodzie - do czwartku. Najdłużej przymrozki będą utrzymywały się w woj. podlaskim, warmińsko-mazurskim - możliwe, że aż do soboty - dodaje.
Po tym trudnym tygodniu IMGW prognozuje, że przymrozki ustąpią. - Wygląda na to, że od niedzieli (13 kwietnia) będzie już wyraźnie cieplej. Na ten moment aż do Wielkanocy, a także w okresie świątecznym, przymrozki nie powinny wystąpić. W ciągu dwóch kolejnych tygodni też ich nie widać - kwituje Śmigrocka.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl