Ktoś musi być winien…
W USA piątek był dniem, w którym kalendarium było kompletnie puste. Była więc szansa na wypracowanie jakiegoś odbicia, bo nie było żadnego makroekonomicznego „straszaka”. Byki jednak nadal były nie w formie, a indeksy od początku sesji spadały.
23.08.2010 | aktual.: 23.08.2010 09:37
Szukano wytłumaczenia dla takich nastrojów i w piątek znaleziono „winnego”, którym okazał się być Axel Weber, członek rady ECB. Powiedział on, że ten bank centralny nie powinien ograniczać ilości gotówki pożyczanej bankom europejskim nie tylko do końca tego roku. Odczytano to jako jeszcze jedną zapowiedź nadchodzących problemów gospodarczych – tym razem w Europie. Prawdą jest jednak, że żadna tego typu wypowiedź nie zaszkodziłaby bykom, gdyby rynek był w innej fazie.
Na rynek akcji negatywnie wpływały raporty kwartalne, które po czwartkowej sesji opublikowały Dell i Hewlett-Packard (już 6 sierpnia opublikował raport wstępny). Akcje Gap po sesji czwartkowej drożały po publikacji raportu, ale w czasie normalnej sesji też całkiem mocno traciły. Najmocniej chyba ważyły na indeksach spadki w sektorze surowcowym.
Indeks S&P 500 kolejny raz zbliżył się do wsparcia blisko poziomu 1.060 pkt. i odskoczył. Trzymał się jednak blisko tego poziomu w oczekiwaniu na końcówkę sesji. Byki zaczęły rozgrywkę wcześniej. Indeksy rosły, co było dosyć racjonalne, bo przecież w piątek poważnego powodu do przeceny nie było. Sesja zakończyła się neutralnie (małe spadki S&P 500 i DJIA i kosmetyczny wzrost NASDAQ), a wolumen był bardzo mały. Możemy o tym dniu zapomnieć i z niepokojem czekać na następny tydzień.
GPW rozpoczęła piątkową sesję spadkiem indeksów, co dziwić nie może, jeśli pamięta się o czwartkowym cudo-fixingu. Potem indeksy na innych giełdach zaczęły spadać, co szkodziło naszemu rynkowi. WIG20 dość szybko spadła o nieco ponad jeden procent i zaczął się stabilizować (tuż pod poziomem wsparcia). Po południu wyłamał się dołem z tej stabilizacji, bo indeksy na innych giełdach zachowywały się coraz gorzej, ale to wyłamanie było minimalne (0,2 pkt. proc.) i rynek znowu zamarł w marazmie.
Przed rozpoczęciem sesji w USA indeks zaczął odbijać. Byki wyraźnie broniły wsparcia na poziomie 2.440 pkt. Umożliwiał im to śladowy obrót. Akcje koszykowe na kontraktach (zachowywały się lepiej niż indeks) i na akcjach WIG20 szybko windowały ceny akcji (szczególnie PZU – to był ostatni dzień pozwalający otrzymać dywidendę). Uzasadnienie było bardzo mizerne – niewielka poprawa nastrojów na innych rynkach, gdzie indeksy jednak nadal wyraźnie spadały. Jedynym powodem tego naszego wzrostu była chęć ocalenia wsparcia, co udało się znakomicie nawet bez kolejnego cudo-fixingu.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi