Maseczki ochronne. Ekspert radzi, na które warto się zdecydować. "Szalik nie zadziała"
Od czwartku będziemy musieli zasłaniać twarz. Wybór maseczek jest ogromny, a ceny niektórych sięgają kilkuset złotych. Logo czy marka maseczki to gwarancja jakości. Ekspert radzi, by omijać te bawełniane czy jednorazowe. - Samopoczucie poprawią, ale niekoniecznie nas zabezpieczą - mówi.
15.04.2020 06:16
Maseczka ochronna z filtrem czy bez filtra? Jednorazowa czy bawełniana? Droga czy tania? A może zamiast maseczki wystarczy szalik bądź zwykła chusta? Takie pytania zadaje sobie teraz większość Polaków. Bo przecież od 16 kwietnia zasłanianie twarzy będzie już obowiązkowe.
- Szkoda, że ten obowiązek nie wszedł w życie wcześniej - mówi WP Finanse epidemiolog dr Dariusz Rudaś. Jak podkreśla, używanie maseczek "chroni w dwie strony".
- Po pierwsze mamy zdecydowanie mniejsze szanse, żeby się zarazić sami, po drugie, jeśli ewentualnie sami jesteśmy nosicielami wirusa, nie będziemy zarażali innych - dodaje dr Rudaś. Wszystko pod warunkiem, że wybierzemy odpowiedni model.
Czytaj też: Ratownicy medyczni pilnie poszukiwani. Mogą liczyć na 20 zł na godzinę i umowę zlecenie
W sprzedaży pojawiają się już nawet produkty od znanych firm z branży odzieżowej. Luksusowa włoska marka Fendi proponuje na przykład jedwabną maseczkę za 875 zł. Przy tej cenie 39 zł za zapewnienie sobie ochrony twarzy i nosa kawałkiem bawełny projektu Łukasza Jemioła to wręcz dyskontowa oferta.
Znana włoska firma proponuje maseczkę z jedwabiu za 875 zł. Zdaniem ekspertów, lepiej po prostu zainwestować w maseczkę z filtrem
Dariusz Rudaś sugeruje jednak, żeby nie kierować się ani ceną, ani marką. Dla niego jest ważne, czy maseczka ma filtr Hepa. Jeśli ma, będziemy bezpieczni.
"Najlepsze są maseczki z filtrem"
A jeśli nie? WHO w swoich oficjalnych zaleceniach przypomina, że takie produkty np. z bawełny, jeszcze nie zostały odpowiednio przetestowane pod względem zabezpieczenia przed koronawirusem. Dr Rudaś przyznaje, że może się w końcu okazać, iż bawełniane maseczki poprawiają samopoczucie, ale nie zapewniają bariery chroniącej przed wirusem.
Pojawiają się jednak głosy, żeby nie kupować najbardziej zaawansowanych maseczek, bo w ten sposób ogranicza się ich dostępność medykom. Nawet WHO radzi, by "maseczki medyczne w pierwszej kolejności trafiały do pracowników ochrony zdrowia".
- To jest jakiś argument. Jednak mamy prawo, a wręcz obowiązek, aby zadbać o zdrowie swoje oraz bliskich. Jeśli więc mamy możliwość kupienia maseczki z filtrem, zróbmy to. Natomiast o to, żeby odpowiednie środki ochronne trafiły do szpitali, powinni już zadbać rządzący - uważa dr Rudaś.
Epidemiolog radzi też, by zwracać uwagę na klasy bezpieczeństwa masek. Wyróżnia się trzy kategorie: FFP1, FFP2 i FFP3. Dariusz Rudaś uważa, że warto zainwestować w te najmocniejsze, czyli FFP3.
Maseczki z filtrami są oczywiście znacznie droższe niż np. te bawełniane. W polskich serwisach internetowych ceny maseczek z filtrem FFP3 zaczynają się zwykle od 70 zł, niektóre jednak kosztują znacznie powyżej 100 zł. Tymczasem bawełniane można kupić już za kilka złotych.
Czytaj też: Apel samorządowców do premiera. "Zmieńmy ograniczenia w sklepach
Co, jeśli nie możemy wydać kilkudziesięciu złotych na maseczkę? WHO radzi, by w takich sytuacjach kierować się kilkoma właściwościami takich produktów:
- liczbą warstw tkaniny,
- wodoodpornością,
- przepuszczalnością powietrza.
WHO dodaje, że warto zwracać uwagę też na kształt masek - powinny one odpowiednio zakrywać nos oraz usta.
A co z szalikami, chustami czy innymi "częściami odzieży"? O takich dozwolonych alternatywach wobec masek mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski. Doktor Rudaś jest sceptyczny.
- Ja bym nie wszedł na oddział zakaźny w szaliku. I żaden specjalista, którego znam, też by tego nie zrobił. A to chyba najlepsza odpowiedź na to, czy jest to dobry środek ochronny - mówi.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.