Trwa ładowanie...

Nie prosimy rodziny. Jesteśmy zbyt dumni?

Nieduże kwoty pieniędzy najczęściej pożyczamy od znajomych. Dopiero w ostateczności o niewielką pożyczkę prosimy rodzinę.

Nie prosimy rodziny. Jesteśmy zbyt dumni?
d16mgia
d16mgia

Nie prosimy rodziny. Jesteśmy zbyt dumni?

Z naszego sondażu (brało w nim udział 5210 internautów) wynika, że 42 proc. osób woli poprosić o pożyczkę znajomych (lub kolegów z pracy), 21 proc. wskazało, że woli iść do banku, 11 proc. byłoby w stanie poprosić o wsparcie pracodawcę, 10 proc. przyznało, że woli zapożyczyć się w podejrzanej instytucji niż prosić o wsparcie rodzinę, 16 proc. głosujących w tej ankiecie zwróciłoby się po pomoc finansową do rodziny (rodzice, rodzeństwo, dalsi krewni). Internauci na forum odpowiadają jednak, że wszystko zależy od kwot i potrzeb. Niektórzy twierdzą, że są zbyt dumni, żeby prosić krewnych.

Pracę stracił z dnia na dzień

Andrzej pracował jako lekarz w jednym z warszawskich szpitali. Ale wskutek błędu sąd pozbawił go prawa wykonywania zawodu. Stracił pracę. Andrzej jako lekarz zarabiał bardzo dobrze. Razem z rodziną (ma dwoje dzieci, jego żona od niedawna prowadzi gabinet odnowy biologicznej, ale jeszcze nie zarabia na tym interesie) mieszka w domu na przedmieściach. Ma auto, przed stratą pracy było go stać na wakacje dwa razy w roku. Jak sam mówi, żył na dość wysokim poziomie.

Gdy stracił zatrudnienie, wszystko się zmieniło. Oszczędności stopniały w mgnieniu oka. Rodzina właściwie z dnia na dzień nie miała z czego żyć. Andrzej zaczął szukać pracy jako przedstawiciel handlowy, pomagał też żonie. Ale przez kilka miesięcy nie miał przychodów. Chcąc żyć na dotychczasowym poziomie, musiał się zapożyczyć. Jak twierdzi najpierw zwrócił się do znajomych. Krewnych w ogóle nie prosił o pieniądze. Gdy zaś minęło kilka miesięcy, wybrał się do banku. *"Brałem po 100 zł od kolegów" *

- Prawdę mówiąc, wstydziłem się. Miałem bardzo trudny okres. Od miesięcy żyłem w niepewności, chodziłem na rozprawy, w końcu padł wyrok. Musiałem uiścić grzywnę, no i najgorsze – nie mogłem nigdy już pracować jako lekarz. A przecież nic innego nie potrafię robić! Czułem się jak śmieć. Nie poszedłem do krewnych po pomoc. Za to zacząłem pożyczać od znajomych. Najpierw duże kwoty, potem nawet po 100 zł na zakupy. Wolałem brać od kolegów, nie chciałem, żeby rodzina traktowała mnie jak nieudacznika. Nawet, gdy już było kiepsko z kasą, wolałem iść do banku. Dostaliśmy niewielką pożyczkę. Szukałem pracy jako przedstawiciel firm farmaceutycznych. Ale nikt mnie nie przyjął, musiałem przecież powiedzieć, dlaczego nie mogę być lekarzem. Od kilku miesięcy jestem taksówkarzem w Warszawie. Jest ciężko, musieliśmy jednak sprzedać dom i kupić coś tańszego w utrzymaniu. Ale już powoli stajemy na nogi – mówi Andrzej, były lekarz.

d16mgia

"Wzięłam pożyczkę na duży procent"

Jolanta też była w trudnej sytuacji. Odszedł od niej mąż. Na życie rodziny musiała wystarczyć tylko jej pensja. Jolanta pracuje jako kierownik działu w jednym z gdyńskich supermarketów. Zarabia 3,2 tys. zł netto wraz ze wszystkimi dodatkami. Ma dwoje dzieci: 12 i 14 lat. Mieszkają w bloku. Jolanta spłaca kredyt na samochód.

- Mąż znalazł sobie inną kobietę, wyprowadził się. Nie daje pieniędzy na dzieci. Pensja nie wystarczała mi na wszystko. Bank nie chciał mi dać pożyczki, a od rodziny nie chciałam brać, dlatego zrobiłam coś głupiego – poszłam po pożyczkę do firmy, która udziela je na wysoki procent. Ogłoszenie wisiało na przystanku tramwajowym. Byłam zdesperowana. Wzięłam 9 tys. zł, a teraz, po ponad pół roku, muszę spłacić około 30 tys. zł. Już sprzedałam wszystko co mogłam. Nie mam pieniędzy, a firma windykacyjna wydzwania. Byli też w domu, jakieś osiłki. Gdy ich zobaczyłam przez wizjer, nie otworzyłam, udałam, że mnie nie ma. Już pracuję po kilkanaście godzin dziennie, biorę wszystkie nadgodziny. Marzę tylko o tym, żeby spłacić ten dług – opowiada Jolanta Karwat, z Gdyni.

"Pomogli mi przyjaciele i krewni"

Anna, sprzedawczyni z Płocka też się zadłużyła w firmie udzielającej pożyczki na duży procent. Potrzebowała 2 tys. zł na kupno sprzętu rehabilitacyjnego dla syna, który uległ wypadkowi. Jak mówi, po kilku miesiącach dług powiększył się kilkakrotnie. Kobieta mieszka sama z 19-letnim synem. Musiała poprosić o pomoc znajomych i krewnych, by spłacić zadłużenie.

- Nie wiem co mnie skusiło, żeby brać pieniądze od tych oszustów. Myślałam, że 2 tys. to niewiele. Poza tym to był bardzo wygodny sposób. Zadzwoniłam i już następnego dnia był u mnie przedstawiciel. Dał pieniądze do ręki, jak w reklamie. Podpisałam umowę, ale dopiero potem przeczytałam, że najpierw oprocentowanie jest niskie, a po kilku miesiącach wzrasta. Chciało mi się płakać, że tak dałam się oszukać. To był koszmar, nie dość, że mój syn, Radek cierpiał po wypadku, to jeszcze ten dług. Pomogli mi przyjaciele i krewni – opowiada Anna Gawron, 51-letnia sprzedawani. *Wnuczek ciągle jeszcze wyciąga emeryturę *

d16mgia

Dlaczego bardziej jesteśmy skłonni zapożyczać się w podejrzanych firmach niż poprosić o wsparcie rodzinę?

- Nie znam badań na ten temat. To kwestia indywidualna. Ktoś idzie do podejrzanej firmy, gdy naprawdę już nie ma innego wyjścia. Potrzebuje pieniędzy, żeby przeżyć, ktoś inny nie chce pogorszyć jakości życia. Chociaż wie, że będą go nachodzić, że będą mu grozić eksmisją. Zdarza się, że ktoś wpada w krąg bez wyjścia i bierze pożyczkę z podejrzanej firmy, żeby spłacić gigantyczną kwotę w innej, dziwnej firmie. Trzeba się wystrzegać tego typu instytucji i czytać umowy, pamiętajmy, że nie ma nic za darmo. Straciłeś pracę, masz mniej pieniędzy, jakość twojego życia musi się pogorszyć. O wsparcie nie prosimy rodziny z powodu dumy. Lubimy się chwalić przed krewnymi, pokazywać, że mamy nowy wóz, nowe meble, proszenie ich o pomoc zdegraduje nas w ich oczach. Ale oczywiście jest też grupa osób, które żyją z rodziny. Nie brakuje przecież leniwych, bezrobotnych wnuczków, którym duma nie przeszkadza brać co miesiąc pieniędzy od babci. Stawiają się u niej, jak na komendę w dzień wypłaty emerytury. Potem kupują sobie
markowe ciuchy, żeby pokazać się na siłowni – twierdzi Roman Gawryszczak, psycholog społeczny.

Profil polskiej zadłużonej rodziny

Instytutu Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej opublikował raport. Z badań wynika, że 12,1 proc. gospodarstw domowych wpada w długi (przed trzema miesiącami 10,2 proc.), 8,8 proc. przejada swoje oszczędności (przy 9 proc. poprzednio). Mniej jest wskazań „nasz dochód z trudem starcza” - 46,2 proc. (przed kwartałem 50,3 proc.), 30,9 proc. badanych twierdzi, że „nieco oszczędza” (27 proc. trzy miesiące wcześniej). Na odpowiedź „dużo oszczędzamy” wskazało 2 proc. badanych, a przed kwartałem 3,4 proc.

d16mgia

Coraz więcej gospodarstw bezproblemowo obsługuje bieżące zobowiązania (56,8 proc., przy 49,3 przez trzema miesiącami). Małe problemy z tym ma 32,5 proc. gospodarstw (39,5 w czwartym kwartale 2009 r.). Prawie nie zmieniły się dane dotyczące trudności ze spłatą zobowiązań. Z opóźnieniem do pół roku spłaca je obecnie 6,3 proc. (przed kwartałem 6,7 proc.), powyżej pół roku 4,4 proc. (wcześniej 4,5 proc.).

Krzysztof Winnicki
/AS

d16mgia
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d16mgia