Polska będzie mieć podatek negatywny. Pierwszy raz w historii
Eksperci są zgodni, że propozycje Donalda Tuska dla emerytów to kiełbasa wyborcza. Ulgi na dzieci dla najsłabiej zarabiających to precedens w polskim systemie podatkowym. Dotąd podatku negatywnego u nas nie było.
27.08.2014 | aktual.: 11.12.2015 15:44
- Mamy zaraz rok wyborczy. Rozwiązania dla emerytów to więc zwykła kiełbasa wyborcza. Właściwie nikt nie powinien się temu dziwić. Proszę pomyśleć co by było, gdyby rząd nie dał podwyżek emerytom - mówi WP.PL prof. Witold Orłowski, doradca ekonomiczny PwC.
Jak dodaje, inflacja w zeszłym roku była tak niska, że gdyby premier zaproponowała waloryzację emerytur o kilka czy kilkanaście złotych zostałby wyśmiany. Nawet zaproponowana minimalna kwota 36 zł została z drwinami przyjęta przez Sejm.
- Widocznie premier uzgodnił z ministrem finansów Mateuszem Szczurkiem, że budżet to wytrzyma. Tegoroczna dziura budżetowa będzie mniejsza niż prognozowano, więc uznano, że nas stać - mówi ekspert.
Krytycznie o wyższej waloryzacji wypowiada się Janusz Jankowiak. Główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu twierdzi, że te propozycje są żałosne.
- Chciałbym wiedzieć, jak rząd może rzucać kilkanaście miliardów złotych w stronę wyborców, a jednocześnie twierdzić, że drugi filar OFE jest zbyt drogi i trzeba go zlikwidować - mówi Wirtualnej Polsce.
Jak dodaje, takie rozwiązanie oczywiście ma pewne uzasadnienie, bo przy niskiej inflacji, dodatkowe środki skierowane w stronę najsłabiej sytuowanych, zwiększą kulejącą konsumpcję. A to może pozytywnie przełożyć się na wzrost gospodarczy.
- Jestem jednak pewien, że nie to było powodem tak wysokiej waloryzacji. Tu chodzi tylko o zbliżające się wybory - mówi Jankowiak.
Precedens w polskich podatkach
Ekspert Polskiej Rady Biznesu zwraca uwagę, że ulgi podatkowe zaproponowane przez premiera to całkowita nowość w naszym kraju.
- To jest precedens. Wprowadzamy pierwszy raz w historii negatywny podatek dochodowy. Jest on w wielu krajach, na przykład w Stanach Zjednoczonych, ale u nas go nie było. Badania nad jego pozytywnym wpływem na gospodarkę są naprawdę rozbieżne - mówi.
Zmiany, o których mówił Donald Tusk w swoim małym exposé sprawią, że odliczyć od podatku ulgę na dzieci będą mogły osoby, które wykazują minimalny dochód. To sprawi, że nie zapłacą taksy w ogóle, a wręcz przeciwnie dostaną z budżetu dodatkowe pieniądze. De facto więc system podatkowy będzie jednocześnie systemem świadczeń socjalnych.
Jankowiak boi się, że takie rozdawania pieniędzy niekoniecznie pomoże w zwiększaniu demografii. Wręcz przeciwnie. W niektórych przypadkach może sprawić, że pieniądze nie posłużą lepszemu wychowaniu dzieci czy ich edukacji, ale zostaną wykorzystane w innym celu.
Nie zgadza się z nim prof. Witold Orłowski. Jego zdaniem ulgi dla rodzin wielodzietnych, mogą mieć sens.
- Jestem ekonomistą i powinien interesować mnie tylko budżet. Nie mogę jednak zapominać o polityce prorodzinnej, która sporo kosztuje, ale jeśli przynosi efekty, to warto na nią łożyć pieniądze - mówi doradca PwC.
Jak dodał już widać pierwsze efekty zmian w polityce demograficznej. Orłowski twierdzi, że ulgi podatkowe dla rodzin są lepsze niż becikowe, bo dają rzeczywistą, długoterminową korzyść.
- Nie może być tak, że trzecie dziecko powoduje, że rodzina popada w skrajną nędzę. Becikowe nie miało większego sensu. Dziś zaproponowane rozwiązanie, daje realny pieniądz co roku i może skutecznie zachęcić do posiadania potomstwa - zauważa ekspert w rozmowie z WP.PL