Polska się wyludnia, a szanse na ściągnięcie emigrantów mniejsze
Kolejne kraje UE chronią swoje rynki pracy przed Polakami
W 2040 r. co trzeci mieszkaniec Europy będzie w wieku 65 lat. Społeczeństwa starego kontynentu starzeją się w sposób, którego jeszcze dekadę temu nie byli w stanie przewidzieć nawet najbardziej pesymistyczni demografowie. Tzw. współczynnik obciążenia osobami starszymi sięgnie za cztery dekady w UE aż 53 proc., a w przypadku Polski będzie to 65 proc.
- Nic nie da się już z tym faktem zrobić, bo nawet jeśli Polacy przestaną emigrować masowo za pracą za granicę i tam się osiedlać, z powodu niskiej dzietności nie będziemy już w stanie odbudować naszych zasobów rynku pracy. Piramida wieku została trwale zmieniona - ostrzegał podczas konferencji pt. „Delegowanie pracowników w kontekście zmian prawnych i demograficznych we współczesnej Europie” demograf z Uniwersytetu Warszawskiego dr Paweł Kaczmarczyk. Konferencja była wpółzorganizowana przez Sekcję Agencji Opieki przy Stowarzyszeniu Agencji Zatrudnienia.
*Polecamy: * Ile zarabiają studenci?
Spotkanie odbyło się 29 października 2013 r. w Pałacu Tyszkiewiczów - Potockich na terenie Kampusu UW. Udział wzięli w nim również m.in. dr Maciej Duszczyk, ekspert z Ośrodka Badań nad Migracjami, a także była wicemister resortu pracy dr Agnieszka Chłoń-Domińczak. Dr Maciej Duszczyk zwrócił uwagę, że kluczową kwestią w równoważeniu zmian demograficznych w Polsce będzie miała polityka dotycząca powrotów emigrantów (jak się szacuje, za granicą przebywa 2,3 mln Polaków). Zaznaczył, że obecnie nasz kraj korzysta z emigracji swoich obywateli - niektórzy emigranci wciąż utrzymują gospodarstwa domowe w Polsce, inwestują zarobione pieniądze w nieruchomości oraz zakładanie nowych firm. To ciągle poważny zastrzyk finansowy dla naszego budżetu.
Jak policzył Narodowy Bank Polski, transfery środków zagranicznych do polskich gospodarstw domowych wyniosły w ubiegłym roku 17,4 mld zł ( 4,2 mld euro), ale tendencja ta jest spadkowa. W pierwszym półroczu 2013 r. pieniędzy od emigrantów było już o 130 mln zł mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. - Emigranci coraz częściej planują swoją przyszłość za granicą i tam ściągają też swoich najbliższych, zakładają duże rodziny - zauważyła ekonomistka, dr Agnieszka Chłoń-Domińczak.
To z kolei oznacza poważne problemy. Tradycyjna polska emigracja wahadłowa za pracą - ustąpiła wyjazdom stałym, osiedleńczym. Na dodatek, chcącym wrócić do kraju emigrantom rząd nie ma za bardzo jak pomóc. - Nie można bowiem faworyzować i dawać szczególnych przywilejów jednej grupie, kosztem innej. Prawo jest równe wobec wszystkich obywateli - ostudził zapał dr. Duszczyka były ekspert rządowy, Paweł Kazimierczak.
Czy rząd nie może za wiele w tej kwestii zrobić?
Na poziomie narodowym rzeczywiście jest to dość trudne, ale na arenie międzynarodowej, a konkretnie w Parlamencie Europejskim, i owszem. W tej chwili trwa właśnie w Brukseli ostra batalia o ostateczny kształt nowej tzw. dyrektywy wdrożeniowej, której sprawozdawcą jest europoseł, Danuta Jazłowiecka. Przybliżyła ona uczestnikom konferencji aktualny stan prac nad tym kontrowersyjnym dokumentem. Z informacji tych wynika, że państwa członkowskie, do których napływał największy strumień taniej i wykwalifikowanej siły roboczej z Polski, postanowiły chronić swoje rynki pracy przed zalewem konkurencji ze Wschodu. W projekcie, deputowani z tych państw (głównie Niemcy i Francja) domagają się, by utrzymać zapisy stanowiące o tym, że państwo przyjmujące pracowników delegowanych będzie mogło stosować wobec firm biorących udział w tym transferze usług tzw. otwarty katalog instrumentów kontroli (co daje de facto nieograniczone możliwości nękania firm delegujących), zaś w przypadku wykrycia nieprawidłowości, odpowiedzialność
solidarnie poniosą zarówno firma przyjmująca, jak i wysyłająca pracowników za granicę.
Sprawa jest poważna, bo kilka sektorów naszej gospodarki może wpaść przez te obostrzenia w poważne tarapaty (głównie budownictwo, usługi medyczne i opiekuńcze). Jak policzono, problem ten obejmie 15 tys. polskich firm i 230 tys. pracowników. Generują one rocznie wpływy do budżetu państwa z tytułu składek na ubezpieczenia społeczne i podatków na poziomie aż 5,5 mld zł.
Europosłanka przekonywała, że w interesie Polski jest przyjęcie dyrektywy w obecnie proponowanym kształcie. W przyszłym Parlamencie (wybory już w maju 2014 r.) może bowiem zdarzyć się tak, że władzę przejmą lewicowe ugrupowania sprzyjające związkom zawodowym, a wówczas delegowanie pracowników na dotychczasowych zasadach (są opłacani według stawek polskich i w Polsce ubezpieczani), definitywnie się skończy. Nie jest to jednak do końca prawdą, gdyż przyjęcie dyrektywy w obecnym kształcie nie daje żadnych gwarancji prawnych, że za jakiś czas przepisy te nie zostaną zaostrzone. Mało tego, niektóre kraje już zamykają swoje rynki pracy przed nami. Przykładem sprzed kilku tygodni może być Szwecja, która nie zna pojęcia podróży służbowej. Wprowadziła ona przepis mówiący, że każdy pobyt zagranicznego pracownika na jej terytorium powyżej 5 dni będzie traktowany jako delegowanie, i wobec powyższego pracownik taki będzie musiał być wynagradzany i ubezpieczony wg przepisów szwedzkich.
Również Niemcy i Francja zaczęły surowiej patrzeć na polskie firmy delegujące pracowników, i coraz częściej podważają dokumenty potwierdzające ubezpieczenia tych pracowników, wydane przez polski ZUS.
Czy to oznacza początek poważniejszych kłopotów polskich pracowników delegowanych do pracy za granicą? Raczej nie, wspomniane niekorzystne procesy starzenia dotkną również bogate kraje Europy, wkrótce i one zaczną odczuwać braki kadrowe, szczególnie wykwalifikowanych pracowników.
MA