Pracownicy, którzy stracili wrażliwość

Pielęgniarki w obecności półprzytomnej pacjentki po operacji mówiły „daj tej rudej coś potem do chlania” i „obserwuj czy będzie rzygała”, "zobacz jak ją przeżarło". Są cyniczne, wulgarne, a może każdy na ich miejscu po latach pracy straciłby wrażliwość?

Pracownicy, którzy stracili wrażliwość

04.03.2010 | aktual.: 04.03.2010 12:03

Pielęgniarki w obecności półprzytomnej pacjentki po operacji mówiły „daj tej rudej coś do chlania” i „obserwuj czy będzie rzygała”. Są cyniczne, wulgarne, a może każdy na ich miejscu, po latach pracy straciłby wrażliwość?

Pielęgniarki, nauczyciele, ratownicy medyczni, fryzjerzy – to pracownicy, którzy powinni być mili i uprzejmi w pracy. Niektórzy tacy są tylko na pozór. W duchu przeklinają klientów lub współpracowników. Są i tacy, którzy nawet nie udają. Jak bardzo pracownicy mogą być fałszywi i która profesja wiedzie w tym względzie prym?

Irena przez dwa tygodnie leżała w szpitalu, na oddziale ginekologicznym. Twierdzi, że niektóre pielęgniarki pozwalały sobie na wulgarne i obraźliwe opinie pod adresem pacjentek.

- Do dziś jestem w szoku! Pielęgniarki w obecności półprzytomnej pacjentki po operacji mówiły „daj tej rudej coś potem do chlania” albo „obserwuj czy będzie rzygała”. Gdy wyszłam z sali usłyszałam jak jedna mówiła do drugiej „widzisz jak tamtą rudą przeżarło, tak to jest jak się tyle rodzi”. Przeraziłam się i powiedziałam, że to wulgarne i nieuprzejme, a ta pacjentka bardzo cierpi - opowiada.

- Pielęgniarki się oburzyły, powiedziały, że nie takie rzeczy widziały i że to nie jest nieuprzejmość, tylko ich codzienność i to za grosze. I że nie mogą być wrażliwe, bo by nie wytrzymały na oddziale ani chwili. Innego dnia słyszałam jak mówiły „daj jej coś, gdyby się darła”. Do dziś nie rozumiem, czy to kwestia wychowania, charakteru, nieprofesjonalnego podejścia do pacjentów, a może rzeczywiście po latach traci się wrażliwość i współczucie.

- Nie pojmuję tego. A może pielęgniarkami zostały nieodpowiednie osoby? Czy rzeczywiście brak uczuć można usprawiedliwić brakiem odpowiedniego wynagrodzenia. Ciekawe, czy w prywatnej placówce, pielęgniarki też pozwoliłyby sobie na podobne opinie – zastanawia się Irena Łęczycka, która leczyła się w gdańskim szpitalu.

Nie tylko pielęgniarki pozwalają sobie na nieodpowiednie słowa lub zachowanie. Podobnie jest w szkole. Nauczyciel nie może stosować kar fizycznych wobec ucznia, obrażać go, czy wyśmiewać się z niego. Tymczasem każdy z nas pamięta z własnej szkoły takie słowa wypowiedziane przez pedagoga, które mu nie przystoją. Wielu nauczycieli potrafi się powstrzymać od słów, w myślach jednak planują zamach na niewygodnego ucznia.

- Jesteśmy tylko ludźmi. Prawo zakazuje nam wiele, tymczasem uczniowie są coraz bardziej rozbestwieni. Nie zawsze wiem jak z nimi postępować, gdy żadne kulturalne słowa do nich nie docierają. Muszę przyznać, że kilka razy wyprowadzili mnie z równowagi. Krzyknęłam do jednego ucznia „jesteś głupim psycholem” i pociągnęłam go tak, że uderzył się głową w ścianę i miał guza. Na szczęście nie było żadnej afery, nie poskarżył się rodzicom, wiedział, że zawinił i mnie sprowokował. Często mówimy z nauczycielami, że pod niektóre klasy to trzeba podłożyć bombę, żeby był spokój. Wiem, że to niepedagogiczne, ale żaden normalny człowiek by nie wytrzymał. Te wszystkie uśmiechy, autorytet, moralizatorski ton tak naprawdę zachowujemy przede wszystkim dla rodziców. Na uczniów to nie działa – opowiada nam anonimowo nauczycielka z jednej z pomorskich szkół.

Z wrażliwością czasem są na bakier również ratownicy medyczni. Twierdzą, że posługują się slangiem, który dla osoby z zewnątrz mógłby szokować.

- Jeśli pacjent umarł to mówimy, że trafiły nam się „zimne nóżki”. Gdy jedziemy do poszkodowanego w wypadku motocyklowym mówimy, że jedziemy do „dawcy nerek”. A gdy do wypadku samochodowego, że jedziemy do „blaszanej kanapki”. Jeśli mamy pomagać alkoholikowi lub bezdomnemu, to mówimy o nim „leżak”. Kiedyś jeden z pacjentów na mnie nakrzyczał jak mówiłem o zimnych nóżkach. Ale nie ma w tym nic złego. Codziennie widzimy okropne wypadki, zmasakrowanych ludzi, takie słownictwo pomaga się zdystansować, zachować zimną krew. Taki slang bardzo pomaga. Chociaż tak mówimy jesteśmy profesjonalistami, pomagamy ludziom. Wiem, że pielęgniarki i lekarze też tak mówią – z tych samych względów. Naprawdę nie ma w tym nic złego – opowiada Tomek, ratownik medyczny.

Fałszywą uprzejmość, sztuczne uśmiechy często prezentują też pracownicy, którzy codziennie mają kontakt z klientami. Muszą odpowiadać na pytania, często borykać się z pretensjami. Nie mogą sobie pozwolić na nieuprzejmość, powiedzenie tego, co naprawdę myślą o roszczeniowym kliencie, bo przecież reprezentują firmę, są jej wizytówką. Dostają pieniądze również za fałszywy uśmiech.

- Trzeba zawsze być miłym i uprzejmym, nawet, gdy ma się zły dzień. Nasi klienci czasem chcą mieć dziwaczną fryzurę, nieodpowiednią do rodzaju włosów, czy twarzy, musimy spełniać ich życzenia. Potem przychodzą do nas z reklamacją, nie chcą nam przyznać racji, twierdzą, że to nasze umiejętności są zbyt słabe, a nie ich włosy. Jesteśmy zawsze mili, nawet gdy się w nas gotuje złość – mówi Małgorzata Grochowska, z salonu „Kosmyk”.

Najczęściej twierdzimy, że to pracownicy instytucji publicznych są niemili. Prywatne firmy nie mogą sobie na to pozwolić. Prawdziwe legendy krążą np. na temat urzędniczek ZUS-u. Do tego stopnia wizerunek instytucji jest negatywny, że władze postanowiły walczyć o jego ocieplenie i zapowiedziały wysłanie pracowników na specjalne szkolenia. A ty, czy spotkałeś się z cynicznymi lub wulgarnymi pracownikami? Kto według ciebie najbardziej prezentuje fałszywą uprzejmość?

Krzysztof Winnicki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)