Prosić o podwyżkę czy jej żądać?

Oczekiwania finansowe zawsze uzasadniajmy. Pytajmy też szefa, jak on patrzy na tę kwestię. Uwzględnienie i zrozumienie perspektywy rozmówcy pomaga formułować adekwatne argumenty.

Prosić o podwyżkę czy jej żądać?

25.02.2010 | aktual.: 03.01.2011 11:21

Jeżeli ktoś czuje się w firmie pewnie, ma konkretne sukcesy biznesowe, dotychczas podwyżki nie dostał, może zdecydowanie śmielej oczekiwać wzrostu wynagrodzenia niż osoba, która obawia się utraty pracy. Kiedy żądać, a kiedy prosić o podwyżkę?

Żądać... to chyba zbyt mocne słowo. Postawa żądania niesie za sobą prawdopodobieństwo starcia. Nie znaczy to jednak, że starcia z założenia są niewłaściwe. Szczególnie wtedy, gdy domagamy się wypłaty wynagrodzenia należnego za wykonaną pracę. Sytuacja, gdy szef zwleka z wypłatą pensji nie należy przecież do rzadkości.

Prosić o podwyżkę - nie każdy potrafi, nie każdy wie jak, a są też tacy, którzy prosić po prostu nie lubią. Warto najpierw zastanowić się, czy podwyżka naprawdę nam się należy. Wymaga to zadania sobie kilku pytań i uczciwej odpowiedzi na nie:

• czy efektywnie pracuję?
• czy przedstawiłem /i jakie konkretnie/ cenne pomysły, dzięki którym np. wprowadzono nowy produkt, zwiększono sprzedaż, zatrudniono nowe osoby, poszerzono portfolio itp.
• jaką opinię ma o mnie przełożony i współpracownicy?
• jaka jest sytuacja finansowa firmy?
• czy moja aktywność, projekty, pomysły /które i kiedy/ przyniosły firmie korzyści finansowe?

Myśląc o podwyżce, nie zawężamy swojego myślenia do swojego „ja" i wyłącznie własnych potrzeb, mimo że wzrost wynagrodzenia miałby dotyczyć wyłącznie nas. Należy spojrzeć z punktu widzenia pracodawcy. Jeżeli firma zdecydowała się zwalniać ludzi i przechodzi trudniejszy czas, nie jest to najkorzystniejszy moment na rozpoczęcie rozmowy o wzroście wynagrodzenia. Jeżeli jednak są ku temu istotne przesłanki, np. znaczne zwiększenie /przejęcie innych/ obowiązków, zwiększenie obłożenia pracą, szerszy zakres odpowiedzialności, warto z szefem rozmawiać.

W tym przypadku negocjować należy „miękko" i prowadzić rozmowę jako partner. Jeżeli okaże się, że firma nie może pozwolić sobie na wzrost wynagrodzenia teraz, nic nie stoi na przeszkodzie, aby dopytać o możliwość podwyżki w przyszłości.

Negocjując podwyżkę, panujmy nad emocjami. Niekontrolowany ich wybuch po wejściu do gabinetu przełożonego nie będzie dobrym zagajeniem rozmowy. Należy też pamiętać, że czyjeś zarobki /"Kowalski zarabia dwa razy tyle, co ja, a jest w firmie znacznie krócej..."/ nie stanowią wyznacznika naszej płacy.

Unikamy także gróźb np. o odejściu z firmy, jak i posiłkowania się informacjami o tym, że w innych firmach wynagrodzenie na tym stanowisku jest znacznie wyższe. Pokazujmy swoją wartość dla tej konkretnej firmy oraz skupmy się na osiągnięciach i szansie rozwoju w tej właśnie organizacji. Oczekiwania finansowe zawsze uzasadniajmy. Pytajmy też szefa, jak on patrzy na tę kwestię. Uwzględnienie i zrozumienie perspektywy rozmówcy pomaga formułować adekwatne argumenty. Monologowanie i nadużywanie słowa „ja" nie będzie dobrze widziane.

Zanim przystąpimy do negocjowania, poćwiczmy. Nie ma w tym nic wstydliwego czy dziwnego. W trakcie spotkania warto być dobrze przygotowanym, aby poruszyć kluczowe wątki i nie wyrzucać sobie post factum, że zapominało się o bazowej kwestii.

Jeśli nie zrealizujemy swojego celu rozmowy lub podwyżka nie jest możliwa, można spróbować podpytać o inne możliwości, np. dodatkowe dni wolne czy elastyczny czas pracy. Można także spróbować przedyskutować nowy zakres zadań i celów, których osiągnięcie w danym czasie stanie się finalnie podstawą do wzrostu wynagrodzenia.

Trudniejszy czas jest zawsze czasem próby - siły, cierpliwości, sprawdzenia się w nowych okolicznościach. Gdy to się przetrwa, a firma zanotuje zyski, wtedy jest doskonała szansa na nagrodę - podwyżkę.

Jolanta Porębska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)