Przeklinanie i nogi na biurku? Co tolerują szefowie?

Szefowie nie tolerują przeklinania lub odwiedzin pracowników. Innym to zupełnie nie przeszkadza. Wszystko zależy od firmy, ale też od kraju.

Przeklinanie i nogi na biurku? Co tolerują szefowie?

24.03.2010 | aktual.: 29.12.2010 15:17

Głośnego przeklinania w pracy, odwiedzin rodziny, jedzenia przed komputerem. Tego wszystkiego nie tolerują szefowie. Ale wszystko zależy od firmy, a nawet kraju, w którym pracujemy. Gdzie przebiega granica między totalnym a kontrolowanym luzem w pracy?

Byleby firma nie wyleciała w powietrze

Pracownicy jednej z warszawskich agencji reklamowych twierdzą, że czują się jak w domu. Siedzą przed komputerem, a ich nogi spoczywają na blacie biurka. Nawet nie chcą słyszeć o porządkowaniu swoich rzeczy na biurku. Obok monitora piętrzą się gazety, wydruki, kubeczki po jogurtach. Jak sami mówią, w ich firmie panuje totalny luz. Ale to nie jest równoznaczne z nieróbstwem.

- Szef powiedział, że nie interesuje go jak wyglądamy lub nawet jak się zachowujemy. Wymaga od nas jednak bardzo ciężkiej pracy, która przynosi efekty. Tylko na spotkaniach z klientami mamy się "zachowywać", a w firmie możemy robić co nam się podoba, byleby firma nie wyleciała w powietrze. Zdarza się, że przeklinamy, niektórzy oglądają telewizję. Co nie znaczy, że nic nie robimy. Wręcz przeciwnie. Zdarza się, że przez całą dobę nie wychodzimy z pracy, bo pracujemy nad projektem – mówi Weronika Chrust, copywriter w jednej z warszawskich firm.

Nogi na biurku? Są nietaktowne!

Na „luz” w pracy nie mogą sobie pozwolić adwokaci z kancelarii „Morzycki i Syn”.
- Przeklinanie? Nogi na biurku? To dla mnie nie do pomyślenia! I to w pracy! Oczywiście rozumiem, że agencja reklamowa to nie to samo co kancelaria. Ale nawet, gdyby mi szef pozwolił na tego typu luz, nie wyobrażam sobie, abym mógł tak się zachowywać w miejscu pracy. To nietaktowne i niekulturalne. Czasem, gdy przeglądam dokumenty włączam w pracy muzykę. Zdarzyło mi się kilka razy zamówić pizzę i zjeść ją nad klawiaturą, ale wyłącznie po godzinach. To jedyny luz na jaki sobie pozwalam – mówi Piotr Gądek, który pracuje w kancelarii, robi aplikację radcowską.

Głośny rock i pikantne dowcipy

Przestrzeganie zasad bhp najważniejsze jest w warsztacie samochodowym Krzysztofa Pełki w Krakowie. Jak mówi właściciel, nie ma nic przeciwko temu, by pracownicy czuli się swobodnie. Zależy mu jednak na tym, by nie doszło do wypadku.

- A pewnie, że sobie przeklniemy. Warsztat to nie muzeum. Czasem chłopaki jakieś pikantne dowcipy opowiadają. Puszczamy głośno polskie rockowe kawałki, bo wszyscy lubimy. Z tym nie ma problemu, ale musimy dbać o bezpieczeństwo, żeby jakaś iskra nie poleciała na łatwopalny płyn, na lakier albo olej. Albo żeby się nie zranić, żeby szlifierką palca nie obciąć. To są dla nas priorytety. Uważam też, żeby się chłopaki przy klientach dobrze zachowywali, między sobą mogą sobie mówić co chcą – twierdzi Krzysztof Pełka, ma warsztat samochodowy.

Japończycy nie przechodzą na „ty”

Firmowa etykieta zależy też od różnic kulturowych. Portal News.com.au przeprowadził badania w 13 państwach. Okazuje się, że najbardziej konserwatywni są pracownicy z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Nie tolerują w pracy słuchania muzyki, głośnych rozmów przez telefon i zapraszania do biura prywatnych gości. Łatwo ich też obrazić - wystarczy nie zaproponować im podczas spotkania niczego do picia. Mniej wrażliwi są Chińczycy i Japończycy. W przeciwieństwie do pracowników w Wielkiej Brytanii i USA, nie godzą się jednak na przechodzenie na "ty" z podwładnymi.

Australijczycy przeklinają

Australijczycy zostali za to uznani za najbardziej irytujących. Zostali uznani za niezwykle głośnych. Poza tym aż co czwarty z nich nie ma nic przeciwko przeklinaniu w pracy, co w innych częściach świata jest nie do przyjęcia.

Mirosława Dobrowolska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (31)