Smartfon wybuchł w plecaku ucznia. Druga taka sytuacja w ciągu tygodnia
Podczas lekcji w szkole podstawowej w Trąbkach Wielkich w województwie pomorskim doszło do pożaru. Jednemu z uczniów wybuchł w plecaku telefon, który zaczął się palić. Szkoła została ewakuowana, a poszkodowanym udzielona została pomoc.
Aspirant Marcin Tabiś, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Pruszczu Gdańskim, poinformował o zdarzeniu, które miało miejsce w jednej ze szkół w Trąbkach Wielkich. Informacja o incydencie dotarła do służb po godzinie 10.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skuteczna walka z inflacją? "Rząd przeszkadza"
Telefon wybuchł na lekcji
Tabiś relacjonował, że zgłoszenie dotyczyło pożaru telefonu w plecaku jednego z uczniów. W momencie zdarzenia w klasie znajdowało się 18 uczniów oraz nauczyciel, który podjął natychmiastową decyzję o ewakuacji. - Jeden z pracowników szkoły ugasił pożar i usunął plecak na zewnątrz budynku — dodał oficer prasowy.
Następnie dyrektor szkoły podjęła decyzję o ewakuacji całej placówki. - Łącznie ewakuowano 363 osoby, z czego 341 osób to dzieci, a 22 osoby to pracownicy placówki — podał Tabiś.
W odpowiedzi na zgłoszenie do szkoły zostały skierowane cztery zastępy Państwowej Straży Pożarnej. Później na miejsce zdarzenia przybył także zespół ratownictwa medycznego. - W tym momencie trwa wentylacja pomieszczenia, a strażacy sprawdzają stężenie gazów niebezpiecznych – przekazał oficer prasowy.
Dodatkowo, w jednej z klas został wyznaczony punkt medyczny. - W którym ZRM razem ze strażakami bada osoby, które uskarżają się na objawy zatrucia gazami pożarowymi – dodał Tabiś. Na koniec oficer prasowy poinformował, że w tym momencie jest to 11 osób poszkodowanych, a z tego co wie, zgłaszają się kolejne osoby.
Drugi wybuch w ciągu tygodnia
Tymczasem mniej niż tydzień temu podobny przypadek miał miejsce w województwie lubelskim. Podczas lekcji w szkole w Suchowoli zapalił się plecak. Według ustaleń wybuchł telefon komórkowy znajdujący się w środku.
Mł. bryg. Marcin Żulewski z Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Zamościu przyznał wówczas, że po raz pierwszy zetknął się z taką interwencją podczas jego 20-letniej służby. Podczas tego zdarzenia, nikomu nic się nie stało.