Stany mniej wiarygodne. Co zrobią rynki?

Stało się to, czego obawiali się inwestorzy. Amerykańska agencja ratingowa Standard & Poor's obniżyła w piątek ranking wiarygodności kredytowej rządu USA z maksymalnej oceny AAA do AA+. To może spotęgować panikę, która od tygodnia jest na rynku.
Jeśli ostatnie dni były określane jako czarny tydzień na rynkach finansowych, to jaki będzie następny?

Stany mniej wiarygodne. Co zrobią rynki?
AFP/Chris Hondros

07.08.2011 | aktual.: 08.08.2011 07:38

- Chyba nie ma teraz w świecie finansów osoby, która powie, że w poniedziałek giełdy otworzą się na zielono - mówi Janusz Grobicki, ekspert ekonomiczny Centrum im. Adama Smitha. Zaznacza, że jeszcze w piątek, zanim została ogłoszona decyzja S&P, uważał, że tak się stanie. Była szansa na uspokojenie, rynki jednak dostały nowy sygnał.

- Obniżka ratingu potęguje złe nastroje. Spodziewam się negatywnego otwarcia na wszystkich giełdach, umocnienia franka, osłabienia dolara i rekordu złota - mówi Wirtualnej Polsce Ryszard Petru, przewodniczący rady nadzorczej Domu Inwestycyjnego Investors i doradca ekonomiczny demosEuropa.

Pytanie, jak głębokie mogą być te zmiany.
- Szczyt paniki widzieliśmy już w piątek. Nie wykluczałbym, że poniedziałek na początku będzie delikatnie ujemny, nie będzie to gigantyczna przecena - uważa Paweł Cymcyk, analityk AZ Finanse. - Co będzie potem, to oczywiście kwestia emocji.

- Informacja o obniżeniu ratingu została opublikowana w weekend, inwestorzy mają dwie noce, by się z tym przespać i przetrawić problem - podkreśla Cymcyk.
Weekend, co podkreśla Ryszard Petru, daje politykom amerykańskim, ale także europejskim możliwość reakcji i uspokojenia rynków, dzięki czemu zniwelowałby się efekt paniki. To ważne, bo giełdom, które były otwarte w sobotę i niedzielę, wyprzedaży nie udało się uniknąć.
Pierwsze reakcje giełd
Bliskowschodnie giełdy są pierwszymi rynkami, które zareagowały na decyzję S&P, ogłoszoną w piątek wieczorem. Większość parkietów w tym regionie działa bowiem od niedzieli do czwartku.
Jako pierwsza zareagowała giełda saudyjska, która funkcjonowała już w sobotę. Jej główny indeks spadł tego dnia na zamknięciu o blisko 5,5 proc. a w niedzielę nie udało mu się znacząco odrobić strat - zyskał tylko 0,08 proc.
W niedzielę indeks giełdy w Dubaju odnotował jeden z największych spadków w regionie tracąc ponad 5 proc. na początku sesji, którą zakończono z wynikiem 3,7 proc. na minusie.
W niedzielę spadki odnotowywały również inne bliskowschodnie rynki. Główne indeksy giełdowe w Abu Zabi, stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, i w Katarze spadły o 2,5 proc. W Egipcie indeks EGX30 stracił ponad 4 proc.
Giełda w Tel Awiwie, która również była czynna w niedzielę, opóźniła rozpoczęcie pierwszej w tym tygodniu sesji, po tym jak wstępne notowania pokazały spadek głównego indeksu o 6 proc. Izraelska giełda ostatecznie straciła na zamknięciu blisko 7 proc.

Zdaniem analityka z NCB Capital w stolicy Arabii Saudyjskiej Rijadzie, Faruka Miaha, bliskowschodni inwestorzy obawiają się, że problemy z zadłużeniem krajów zachodnich mogą doprowadzić do spadku popytu na ropę naftową i pociągnąć w dół zależne od cen tego surowca gospodarki regionu.
Dodaje on, że jeśli obniżenie ratingu USA spowoduje spadek wartości dolara, duże bliskowschodnie gospodarki jak Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie, które powiązały kursy swoich walut z amerykańskim pieniądzem, mogą ucierpieć również z powodu wyższych kosztów importu. Analityk zaznacza, że niewielki wzrost indeksów na zakończenie notowań na giełdzie w Rijadzie nie oznaczał wzrostu zaufania inwestorów i jego zdaniem bliskowschodnie rynki będą nadal tracić, jeśli pozostałe światowe giełdy rozpoczną tydzień od spadków. (PAP)

- Gdyby to był dzień powszedni, obserwowalibyśmy zapewne poziom 4 zł za franka - mówi nam Ryszard Petru.

Zobacz zdjęcia

Frank nie powiedział ostatniego słowa

Właśnie wysoki kurs franka spędza sen z powiek posiadaczom kredytów w tej walucie. W ostatnim tygodniu frank bił rekord za rekordem, stając się walutą poza polem racjonalnych przewidywań.

Paweł Cymcyk sam oceniał przed kilkoma tygodniami górną granicę franka na poziomie 3,80 zł i szacował, że na koniec roku zobaczymy franka po 3,30 zł. Nie brał jednak w swoim scenariuszu obniżenia ratingu USA. - Przy dużych emocjach nie ma ograniczeń. Następna okrągła granica to 4 zł, a potem jest 4,20 albo 4,50 zł. Nie ma górnego limitu kursu franka. Sky is the limit - mówi.

Ekonomiści zastrzegają jednak, że nie ma podstaw do takich rekordów. - Mamy do czynienia z emocjami i kryzysem zaufania. Reakcje rynkowe są przesadzone - uważa Ryszard Petru.

*Więcej o franku i gospodarce czytaj na następnej stronie » * - W realnej gospodarce sytuacja jest lepsza niż to widzimy w notowaniach - wtóruje mu Janusz Grobicki. Ale dodaje, że ludzie, którzy czują gorący pieniądz, mogą być gotowi na wszystko.

Kursy dolara i euro się specjalnie nie zmienią, co do tego jest zgodność. - Jeśli się sytuacja na świecie wyraźnie nie pogorszy, to o złotego nie mamy się co bać. Złoty jest stosunkowo mocny do euro i dolara, a to, że jest słaby do franka, wynika z tego, że wszyscy na świecie kochają franka - mówi analityk A-Z Finanse.

- Może okazać się, że hołubiony frank może stać się kolejną bańką spekulacyjną. Bo ile można pompować mały balonik do rozmiaru wielkiego balonu? - zastanawia się Janusz Grobicki. - Nie ma żadnego powodu, żeby maleńka gospodarka szwajcarska dawała gwarancje tak wielkiemu kapitałowi ulokowanemu w jej walucie. Równie dobrze rynki mogą zdecydować, że odchodzą od franka. A to, w jaką stronę, zależy od kolejnych irracjonalnych ocen agencji ratingowych - uważa Grobicki.

Grobicki przyczyny paniki na rynkach widzi właśnie w agencjach ratingowych.
- Agencje straszyły obniżeniem ratingu USA, jeśli nie dojdzie do podwyższenia limitu długu. Kiedy Amerykanie zdecydowali o dodrukowaniu dolarów, S&P obniżyła rating. Taka niekonsekwencja pokazuje absurd darzenia zbytnim zaufaniem tych organizacji - uważa ekspert Centrum im. Adama Smitha. Podkreśla, że jego zdaniem decyzja o obniżeniu ratingu była w pełni racjonalna, lecz nieracjonalne było straszenie Stanów, że kiedy zwiększą zadłużenie, to rating zostanie utrzymany.

Kto ugasi pożar?

Administracja amerykańska szybko podważyła wiarygodność raportu S&P, wytykając błąd w analizie polegający na zawyżeniu o 2 bln dol. wydatków uznaniowych rządu USA. Ministrowie finansów i szefowie banków centralnych państw grupy G7 w poniedziałek, jeszcze przed otwarciem giełd azjatyckich, mają przeprowadzić rozmowę telefoniczną na temat zawirowań na rynkach. Być może wypowiedzi polityków zniwelują negatywny sygnał wysłany przez agencję.
Nadzwyczajne posiedzenie Rady Prezesów EBC »

Jeśli podniesienie ratingu rynek uzna za bardzo negatywną informację, mogłoby dojść do ucieczki od amerykańskiego długu, co pociągnęłoby za sobą podniesienie kosztów obsługi pieniądza dla całego świata. Co wtedy?

- Nie tylko USA zapłaciliby więcej. Podniesienie oprocentowania amerykańskich obligacji de facto oznaczałoby podniesienie kosztów dla wszystkich. Myślę, że część strefy euro też miałaby z tym gigantyczne kłopoty, bo ich obligacje również byłyby wtedy droższe. Takie byłyby skutki w krótkim terminie - mówi Paweł Cymcyk. - W długim mogłoby się okazać, że skoro pieniądze nie idą do Ameryki, to część poszłaby do europejskiej gospodarki, inwestorzy chcieliby nie dolara, ale euro.
- No ale jeśli nerwowość będzie większa, to wracamy do jesieni 2008 r., kiedy z dnia na dzień nie było wiadomo, co się będzie działo - rysuje czarny scenariusz analityk A-Z Finanse.

Co potrzebne, żeby uspokoić sytuację na rynkach? Umiar w ocenach i zapowiedzi konkretnych oszczędności i reform. - Albo kolejna kompromitacja agencji ratingowych - mówi Janusz Grobicki. - Takiej, która uświadomi wszystkim, że to one wywołują strach bez potrzeby.

usas&pzadłużenie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)