Szkolenia pracowników - firmom szkoda na to pieniędzy!
Dlaczego niektóre firmy, choć deklarują, że inwestują w rozwój pracowników, skąpią pieniędzy na szkolenia?
25.10.2011 | aktual.: 26.10.2011 09:12
Kiedy Rafał Nowak, 31-letni księgowy z Wrocławia, rozpoczął studia MBA, jeden z jego szefów wysłał mu niby żartobliwego e-maila: „Wyobraź sobie, co by było, gdyby pierwszego dnia Bóg zrobił sobie przerwę i zapisał się na w szkole biznesowej. Zastanów się nad konsekwencjami. Nie byłoby Adama, Ewy, ciebie ani nawet jabłek i gadających węży. Byłoby za to albo ciemno jak w piekle, albo tak jasno, że musiałbyś nosić okulary przeciwsłoneczne”.
Nowak uśmiechnął się na te słowa, zerżnięte – jak podejrzewa – z jakiegoś amerykańskiego poradnika sukcesu dla ćwierćinteligentów. Uważa, że ciągle trzeba podnosić swe kwalifikacje, nawet wbrew firmie i przełożonym. A brak czasu, pieniędzy czy zmęczenie nie może być tu wymówką.
- Mój szef to kliniczny przypadek zimnego drania. Najpierw zniechęca nas do nauki. Wynajduje różne dodatkowe obowiązki, każe przyjeżdżać do biura w weekend, bylebyśmy zawalili kolejny egzamin czy zajęcia na uczelni. Potem przychodzi ocena okresowa i ten sam facet potrafi zwolnić pracownika pod pretekstem, że się nie uczy, nie rozwija – opowiada Nowak. Wiedza da ci wolność wyboru
W firmie Janusza Kameckiego, informatyka z Warszawy, tylko z pozoru jest inaczej. Menedżerowie nikomu studiów czy kursów nie obrzydzają. Przynajmniej w deklaracjach. Tak naprawdę z luksusu bezpłatnej edukacji zawodowej mogą tam korzystać jedynie ulubieńcy prezesa. Reszta nie dość, że płaci z własnej kieszeni, to jeszcze szkoli się bez wiedzy przełożonych, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Prezes się obawia, że jak tylko zdobędziemy nowe umiejętności, natychmiast odejdziemy do konkurencji. A my i tak odejdziemy, bo jak długo wytrzymać z takim ignorantem, który wiecznie podcina nam skrzydła – oburza się Kamecki.
Według niego, bez względu na to, czy firma w nas inwestuje, czy nie, musimy być na bieżąco z wszystkimi nowinkami w swym fachu i branży. Nawet się cieszy, że sam płaci za własną naukę. W poprzedniej firmie – przyznaje – szkolenia były za darmo, więc nie umiał ich docenić.
Zdaniem Edwarda Komudy, nowa wiedza, poświadczona dyplomami i certyfikatami, dodaje pracownikowi wiary we własne siły. Tego jednak nie lubią niektórzy przełożeni. Wolą mieć pod sobą ludzi sfrustrowanych i zakompleksionych, bo takimi łatwiej jest kierować i manipulować.
Więcej umiesz – mniej się boisz
- Człowiek świadomy swej wartości, szefa traktuje z rezerwą. Nie boi mu się postawić, włożyć kij w mrowisko. Wie, że w razie zwolnienia i tak da sobie radę. Przełożeni, widząc jego opanowanie i spokój, po prostu głupieją. Umieją rządzić tymi, którzy nie mają alternatyw, wyboru. Wobec ludzi wolnych są bezradni – mówi Komuda.
Jak zauważa, większość pracowników zaczyna myśleć o szkoleniach czy studiach, kiedy są niezadowoleni ze swej pracy lub zostali zwolnieni. Wtedy jest za późno. - Niech twoja wiedza procentuje przez cały czas trwania twojej kariery. Nigdy nie wiesz, kiedy na horyzoncie pojawi się jakaś rewelacyjna propozycja. Bylebyś sobie potem nie wyrzucał, że z powodu braku kwalifikacji nie mogłeś jej przyjąć – mówi Edward Komuda.
I radzi, by ten, kogo nie stać na MBA, zdecydował się na tańszy kurs. A przynajmniej by nie żałował czasu na literaturę i prasę fachową.
Bądź na bieżąco
Ken Langdon, autor książki „Błyskotliwa kariera” (wydawnictwo Rebis), pisze, że spytał kiedyś menedżera z dużej firmy o podstawy sukcesu jej dyrektora zarządzającego. „Poznałem tego gościa i wiem, że jest inteligentny i błyskotliwy. Lecz co jeszcze w sobie kryje?” – dociekał Langdon. „Nie jestem pewien – odpowiedział menedżer – ale wiem, że siedzi w swoim gabinecie codziennie, mniej więcej do 21.30”. „Co tam, na litość boską, robi?”. „Cóż, głównie czyta. Stara się być na bieżąco, jeśli chodzi o biznes, swoją gałąź działalności oraz gałęzie swoich klientów”.
Mirosław Sikorski/MA