Tajemnice złotówki. Wiedza warta każdych pieniędzy
Fałszerstwa pieniędzy mogą być szkodliwe nie tylko dla klientów, którzy znajdą podróbkę w swoim portfelu. Gdy fałszerzom uda się wyprodukować idealny falsyfikat, może to być zagrożenie dla całej gospodarki. Dlatego emitenci stosują supertajne metody zabezpieczenia znaków pieniężnych. Wie o nich jedynie kilka osób w państwie.
11.01.2012 | aktual.: 13.01.2012 10:07
Fałszerstwa, z którymi policja spotyka się na co dzień, to najczęściej produkcja oraz próby wprowadzenia do obiegu podróbek bardzo kiepskiej jakości.
- Nasi fałszerze to najczęściej amatorzy. Banknoty domowej, słabej jakości to około 50 proc. podróbek - mówi Sylwester Salach z firmy DCB.
Lepszej jakości podróbek jest niemal drugie tyle, ok. 45 proc. Jednak zajmuje się tym znacznie mniej ludzi.
Rocznie policja i CBŚ likwidują od 45 do 50 małych, domowych wytwórni. Składają się najczęściej z komputera oraz przeciętnej klasy drukarki. Tymczasem z punktów produkcji zdecydowanie lepiej podrobionych banknotów, które rozprowadzają już zorganizowane grupy przestępcze, rozbijana jest raptem jedna wytwórnia rocznie.
"Artystów" potrafiących wykonać bardzo dobrą podróbkę, którą rozpracować może dopiero laboratorium kryminalistyczne, spotkać można jeszcze rzadziej. Zdaniem Sylwestra Salacha to ok. 5 proc. wszystkich fałszywek w obiegu.
- Ilość falsyfikatów w naszej gospodarce to zagadnienie jedynie kryminalne. Przy wielkości fałszywych znaków pieniężnych na poziomie kilkunastu sztuk na milion nie stanowi zagrożenia dla interesów ekonomicznych państwa - uważa Grzegorz Biernat, zastępca naczelnika Wydziału Ekspertyz NBP.
Pozostaje to jednak problemem dla przeciętnego Kowalskiego, który taki banknot znajdzie w swoim portfelu i nieświadomie zechce nim zapłacić. Dlatego NBP zaleca, aby zwracać uwagę choćby na te najłatwiejsze do identyfikacji cechy banknotów.
- Zważywszy, że tzw. badziewiaki to aż 50 proc. fałszywych banknotów, sprawdzając jedynie wypukłości oraz znak wodny o połowę zmniejszymy ryzyko wejścia w posiadanie podróbki - mówi Sylwester Salach.
Złotówka jest bezpieczna
Obecnie polskie pieniądze są zabezpieczone na światowym poziomie. Ich produkcją zajmuje się Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Wytwarza je na własnej produkcji papierze z bawełny. W procesie produkcji nanoszone na banknot jest szereg oznakowań. Specjalny pasek poprzeczny umieszczony w papierze, czy oznaczenia widoczne jedynie w ultrafiolecie, to tylko niektóre zabezpieczenia.
- Obecnie jednym z najlepszych zabezpieczeń jest dobrze znany znak wodny. Jest go niesłychanie trudno podrobić, gdyż nanosimy go w procesie produkcji papieru, który sami przygotowujemy - mówi Arkadiusz Słodkowski z Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych.
Papier sam w sobie stanowi podstawę zabezpieczenia banknotów. Wykonuje się go z bawełny i uzyskanie takiej faktury, jaką mają oryginalne znaki pieniężne, jest niemal niemożliwe. Fałszerze niekiedy zbliżają się jednak do wzoru.
Ciekawy przykład pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i dotyczy jeszcze lepiej zabezpieczonych banknotów dolarowych. Papier dolarowy zawiera dodatkowo, poza bawełną len - dlatego papier pieniężny trudno nazwać papierem. Jednak jego fakturę udało się bardzo dobrze podrobić niejakiemu Albertowi Taltonowi. Jak okazało się w śledztwie, wykorzystał do tego mieszankę... papieru toaletowego oraz gazet.
Nie mniej istotna jest farba, którą nadrukowuje się na banknot obraz napisy.
- Farby, których używamy, mają specjalną recepturę, a ich sprzedaż jest ściśle kontrolowana - mówi Arkadiusz Słodkowski. z PWPW.
Trudność dostępu oraz cena tego komponentu jest jedną z form zniechęcania do fałszowania banknotów.
- Chodzi o to, aby proceder uczynić możliwie trudnym i jak najbardziej nieopłacalnym - dodaje Arkadiusz Słodkowski.
Najsławniejszy polski fałszerz
Najbardziej znanym polskim fałszerzem był Czesław Bojarski, inżynier budownictwa z Częstochowy, który po II Wojnie Światowej trafił do Paryża. Tam przez 12 lat fałszował francuskie banknoty. Robił to tak dobrze, że komisarz policji, który prowadził jego sprawę, określił go mianem geniusza. Przez pierwsze trzy lata jego działalności nikt nie rozpoznał podróbek.
Bojarski nie wpadłby, gdyby nie jego wspólnik, który postąpił wbrew jego zaleceniom i wymienił znaczną ilość gotówki w banku.
O geniuszu polskiego fałszerza świadczy fakt, że bank centralny Francji nie był w stanie wychwycić fałszywek i wycofać ich z obiegu. Ostatecznie musiał wycofać wszystkie banknoty i wprowadzić nowe z innym wizerunkiem.
Oficjalnie jednak najlepiej zabezpieczoną walutą na świecie jest frank szwajcarski. Wynika to faktu, że jest to najbardziej stabilna, a co za tym idzie pożądana waluta. Pożądana także przez fałszerzy. Tylko dla wtajemniczonych
Wyścig z fałszerzami trwa. Wraz z coraz bardziej zaawansowanymi urządzeniami dostępnymi coraz szerszemu gronu ludzi zwiększa się jakość podrabianych pieniędzy. Na to muszą odpowiedzieć emitenci.
NBP wraz z PWPW co jakiś czas wprowadza dodatkowe zabezpieczenia banknotów. Są one jednak tajne i dołączają do całej gamy niejawnych cech banknotów, które mogą być rozpoznane np. tylko w laboratorium kryminalistycznym lub w NBP. Tajemnice tych właściwości są skrzętnie strzeżone tak przez emitenta, jak i producenta.
Jednak najczęściej podrabianą walutą jest dolar amerykański. Sławna amerykańska setka to najpopularniejszy dla fałszerzy banknot. Dlatego w tym roku USA wypuściła nowy wzór z podobizną Benjamina Franklina. Zawiera on trójwymiarowe zabezpieczenia, które w zależności od zagięcia pokazują inne obrazy. Dodatkowo część elementów banknotu będzie się mienić wieloma kolorami w zależności od kąta padającego światła. Jednak najważniejsze zabezpieczenia są oczywiście tajne.
Jak twierdzą eksperci, przy obecnych możliwościach technicznych niejawne zabezpieczenia są niezwykle istotne. Niekontrolowane drukowanie fałszywych pieniędzy może nie tylko narazić na straty indywidualnych ludzi i firmy. Może doprowadzić wręcz do załamania całego systemu płatniczego. Brak zaufania do środka płatniczego pociągnie za sobą utratę płynności systemu finansowego.
Jeszcze większe niebezpieczeństwo grozi gospodarce państwa, którego walutę fałszerze będą w stanie podrobić w sposób idealny. Mogłoby to stać się faktem w przypadku wycieku wszystkich elementów technologii produkcji. Wówczas tacy fałszerze przejęliby jedną z najważniejszych kompetencji państwa: możliwość kreowania pieniądza, a co za tym idzie wpływ na politykę pieniężną kraju.
Tajne zabezpieczenia - pierwsze podejście
Ze względu na zagrożenie, jakie niesie ze sobą fałszerstwo na dużą skalę dla suwerenności systemu gospodarczego, każdy emitent musi być zabezpieczony także pod tym względem. Nie inaczej jest w przypadku naszego systemu pieniężnego.
- Musi istnieć system weryfikacji banknotów w sytuacji, gdy uda się idealnie podrobić znak pieniężny. Jest to jednak z jednej strony ścisła tajemnica państwowa, z drugiej tajemnica handlowa producenta - mówi prof. Piotr Girdwoyń z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Jednocześnie takie ryzyko, jak zapewniają przedstawiciele instytucji odpowiedzialnych za obrót pieniężny w Polsce - NBP, PWPW, Ministerstwo Finansów, nie istnieje ze względu na zaawansowanie dotychczasowych zabezpieczeń technicznych.
Zarazem wszelka próba poruszenia tematu supertajnych mechanizmów weryfikacji autentyczności pieniędzy jest natychmiast ucinana. Żadna instytucja nie chce rozmawiać na ten temat.
Przede wszystkim walka z drobnymi fałszerzami
Na co dzień największym problemem są jednak drobni fałszerze, którzy nie są w stanie najczęściej podrobić podstawowych zabezpieczeń naszych pieniędzy. Nie stanowią oni dużego zagrożenia dla systemu pieniężnego w Polsce. Jednocześnie musimy zdawać sobie sprawę, że nasza waluta nie jest też tak popularnym środkiem płatniczym jak dolar czy frank szwajcarski.
Dlatego też naszych pieniędzy jest w obiegu trzykrotnie mniej niż waluty szwajcarskiej, mimo że nasza gospodarka jest dwukrotnie większa.
W ten sposób złotówka jest mniej narażona na fałszerstwa. Przede wszystkim nie są nią zainteresowane międzynarodowe grupy przestępcze, które zajmują się głównie stabilnymi i mocnymi walutami.
Poza tym problemem dla fałszerzy jest opłacalność produkcji podróbek. Koszt wytworzenia oryginalnych banknotów jest również ściśle tajny. Jak wskazują jednak specjaliści, aby taka produkcja się fałszerzom opłacała, musi wykazywać dużą rentowność. Ta natomiast może być osiągnięta jedynie przy dużej skali produkcji. Przestępcy z kolei zawsze będą chcieli osiągnąć największy zysk przy jak najmniejszym rozgłosie i zaangażowaniu jak najmniejszej liczby współpracowników.
- Z tego powodu fałszerze w większości przypadków nie dążą do ideału. Kalkulują niezbędną jakość podróbki w stosunku do jej kosztów - mówi Sylwester Salach.
Z drugiej strony im lepsza jakość podróbki, tym późniejszy moment wykrycia, mniejsze ryzyko i dłuższa możliwość prowadzenia przestępczej działalności.
Dolary Kima
W ciągu ostatnich 20 lat przypomniało o sobie kolejne zjawisko. Podrabianie waluty danego państwa przez inne państwo nie jest nowością. Robili to choćby Niemcy przed II wojną światową i w czasie wojny z funtami brytyjskimi. Celem było zdestabilizowanie systemu pieniężnego Zjednoczonego Królestwa. Jednak w ostatnim czasie stanowiło to rzadkość ze względu na zaawansowanie technologiczne współczesnych banknotów oraz konieczność przepływu przez systemy bankowe.
To reżim Korei Północnej przeraził światową gospodarkę, a przede wszystkim amerykańskiego emitenta. Kim Dzong Il przez wiele lat produkował fałszywe amerykańskie banknoty niemal identyczne jak oryginały. Jak oszacowano, północnokoreańskim "finansistom" udało się wprowadzić do obiegu przynajmniej kilka miliardów dolarów.
Do dziś nie ustalono, czy działalność Korei Północnej miała na celu jedynie zdobycie źródła dochodu, o który trudno było w izolowanej "Republice". Istnieją bardzo poważne przypuszczenia, że na dłuższą metę miało to doprowadzić do destabilizacji rozliczeń międzynarodowych opartych na dolarze.
Pierwsze partie koreańskich dolarów, które zostały zidentyfikowane w 1989 roku w Finlandii, były bardzo dobrej jakości, lecz możliwe do identyfikacji poza granicami USA. Następne jednak mogli zidentyfikować jedynie sami Amerykanie. Jak wskazują eksperci, dzięki właśnie tajnym oznaczeniom na banknotach znanych jedynie specjalistom amerykańskiego emitenta - Banku Rezerw Federalnych.
Dlatego znaczna część fałszywych dolarów może krążyć do dziś w systemie finansowym. Jednak nowe wzory emitowanych banknotów miały wyeliminować koreańskie falsyfikaty.
- Po zmianie wzoru produkowanych dolarów w latach 90. FED upublicznił także system tajnych zabezpieczeń, jakie poprzednie banknoty posiadały - mówi Piotr Girdwoyń.
Okazało się, że poza zabezpieczeniami, jakie mogły zostać zidentyfikowane przez banki a także policyjne laboratoria kryminalistyczne, na banknotach znajdowały się oznaczenia o wyjątkowo skomplikowanej strukturze. Były to pewne kształty umieszczone w konkretnych częściach banknotów naniesione przy pomocy specjalnej substancji. Można je było odczytać tylko przy pomocy wysoce specjalistycznego sprzętu emitującego fale elektromagnetyczne o dokładnie przewidzianej długości fali oraz poziomie energii. Jednocześnie poszczególne parametry procedury weryfikacji były znane jedynie bardzo wąskiej grupie specjalistów, a każdy z nich nie znał całości wiedzy pozostałych.
Niewątpliwie informacje te zostały upublicznione w celu przestrogi, że idealnie banknotu nie da się podrobić. Oczywiście obecnie dolary chroni inny, zapewne jeszcze nowocześniejszy system zabezpieczeń.
Także złotówka ma swoje tajemnice
Osoba powiązana z procesem emisji polskich banknotów, chcąca jednak zachować anonimowość, wskazuje, że taki system supertajnych zabezpieczeń istnieje także w Polsce. Jednak ze względu na jego znaczenie dla bezpieczeństwa państwa informacje o nim są szczególnie chronione.
- Sądzę, że system oparty na rozdzieleniu wiedzy o ukrytych zabezpieczeniach pieniądza także funkcjonuje u nas. Jest to efektywne, gdyż wówczas łatwo skontrolować, które informacje od kogo wyciekły.
Oczywiście musi istnieć mechanizm chroniący wszystkich i umożliwiający jednocześnie ewentualne przeprowadzenie procesu weryfikacji - mówi Piotr Girdwoyń.
Taki mechanizm jest jednak zabezpieczeniem ostatecznym. Raczej nastawione na uderzenie o dużej skali, a nie na fałszerzy działających dla zysku, z którymi radzi sobie policja i CBŚ.
(Nie)tajny ultrafiolet
Oficjalnie istnieją tylko dwa poziomy zabezpieczeń. Jeden to cechy banknotów, o których NBP informuje i stara się wiedzę o nich propagować, aby uchronić obywateli przed fałszywkami. Drugi to elementy, o których wie emitent oraz organy ścigania. Pozwalają one zwalczać proceder wprowadzania do obiegu fałszywych znaków pieniężnych.
- Takim elementem były pierwotnie elementy widoczne pod światłem ultrafioletowym. Jednak upowszechnienie urządzeń wykorzystujących tą technologię sprawiło, że zaczęto badać pod tym względem banknoty już w kasach. Najpierw w bankach, a następnie także w sklepach - mówi Sylwester Salach z firmy DCB.
Co innego gdy destabilizacją naszego kraju zainteresowałoby się inne państwo. W końcu niedemokratycznych krajów i do tego niezbyt nam przychylnych mamy jeszcze pod dostatkiem.
Na co dzień działa jednak zdecydowanie bardziej przejrzysty system walki z fałszywymi pieniędzmi. Te gorzej podrobione wpadają w sklepach oraz w bankach. Jednak nie wszystkie.
- Niewielka część banknotów jest na tyle dobrze podrobiona, że nawet w laboratoriach kryminalistycznych mogą być problemy ze stwierdzeniem ich autentyczności - mówi Piotr Girdwoyń.
Wówczas pieniądze takie są przekazywane Narodowemu Bankowi Polskiemu, który na co dzień jest dyspozytariuszem cech weryfikacyjnych naszych pieniędzy.
- Zgodnie z prawem to NBP zajmuje się identyfikowaniem banknotów w przypadku wątpliwości wobec ich autentyczności. Także przygotowuje dla organów ścigania informacje oraz klasyfikację banknotów fałszywych - dodaje Grzegorz Biernat z Wydziału Ekspertyz NBP.
Co jednak gdy trafią się banknoty podrobione tak dobrze, że jedyną różnicą będą właśnie zabezpieczenia należące do ostatniego poziomu weryfikacji? Czy NBP poinformuje organy ścigania i ujawni im te zabezpieczenia, czy dla zachowania zaufania do systemu pieniężnego oraz utrzymania w tajemnicy tych zabezpieczeń nie zgłosi tego faktu? To pozostaje w sferze spekulacji, podobnie jak sposób funkcjonowania ostatniego poziomu weryfikacji autentyczności pieniędzy.
Era pieniądza elektronicznego
Możliwe jednak, że już niedługo takie zabezpieczenia nie będą potrzebne.
- Dziś fałszerstwa stają się coraz mniej opłacalne. Przestępcy szukający prawdziwego zysku wolą zabierać się za systemy elektroniczne. Tam jest coraz więcej pieniędzy - mówi Piotr Girdwoyń.
Pewnym łącznikiem między przyszłością a obecnym systemem płatniczym jest pomysł niemieckich i japońskich naukowców. W laboratorium w Stuttgarcie opracowali sposób nanoszenia na banknot układu półprzewodników wykonanych z substancji organicznych. Umożliwia to zakodowanie danych potwierdzających autentyczność. W ten sposób doczekaliśmy się rzeczywistego odniesienia dla "elektronicznego pieniądza".
Można się też spodziewać, że fałszerze przeniosą się całkowicie w przestrzeń elektroniczną. Staną się po prostu hakerami, łamiącymi zabezpieczenia systemów bankowych lub mechanizmów szyfrowania transakcji albo właśnie takich zakodowanych banknotów.
Już od lat mamy do czynienia z cyberprzestępczością, której głównym celem są nasze pieniądze na wirtualnych kontach. Taką też działalnością jest oszukiwanie systemów rozliczeniowych. Czy jednak w przyszłości doczekamy się przypadków fałszywych zapisów na rachunkach bankowych? Czas pokaże.