Ten eksperyment mnie zaskoczył. W prosty sposób oszczędziłam na energii elektrycznej
Przez 5 dni roboczych odłączałam od prądu wszystkie sprzęty, których w danym momencie nie używałam, np. ładowarkę, telewizor czy router Wi-Fi. Chciałam sprawdzić, czy uda mi się w ten sposób zaoszczędzić na energii elektrycznej. Wynik eksperymentu mnie zszokował. Zaoszczędziłam, i to naprawdę sporo.
25.07.2020 | aktual.: 25.07.2020 19:10
Postanowiłam sprawdzić, ile kilowatogodzin uda mi się zaoszczędzić, gdy będę pilnowała i odłączała od prądu wszystkie urządzenia, z których w danym momencie nie korzystam. Mój eksperyment trwał w sumie 2 tygodnie, a pod uwagę brałam tylko dni robocze. Uznałam, że zahaczanie o weekendy będzie mało miarodajne, bo raz weekend spędzam w domu, a innym razem wyjeżdżam, więc i wykorzystanie energii byłoby różne.
Zużycie energii elektrycznej zależy oczywiście od wielu czynników, chociażby od liczby domowników, czasu spędzanego w domu, urządzeń, jakie posiadamy czy wielkości mieszkania lub domu. Moje gospodarstwo domowe liczy dwie osoby, a mieszkanie ma 36 metrów kwadratowych. Obie osoby pracują z domu, więc prawie cały dzień do prądu podłączone są dwa komputery, monitor i router Wi-Fi.
Eksperyment czas zacząć
Pierwszy tydzień był dla mnie punktem odniesienia. Chciałam zobaczyć, ile energii elektrycznej zużywam przy "normalnym życiu", czyli gdy wszystkie sprzęty całą dobę podłączone są do prądu. W poniedziałek zrobiłam zdjęcie licznika pokazującego aktualny stan zużycia energii elektrycznej i do piątku funkcjonowałam jak zawsze. Nie odłączałam od gniazdka ładowarki do telefonu czy komputera. Całą dobę do prądu podłączony był również telewizor, router Wi-Fi, lampki, przedłużacze itd. Pod koniec tygodnia znowu zrobiłam zdjęcie i sprawdziłam, ile wyniosło zużycie.
W poniedziałek stan licznika wynosił 1708,34 kWh, w piątek było to 1728,80 kWh. Czyli przez 5 dni roboczych wykorzystałam 20 kWh. Jeżeli 1 kWh kosztuje ok. 64 gr (u mojego dystrybutora), to za 5-dniowe zużycie muszę zapłacić 12,80 zł. W przeliczeniu na miesiąc wychodzi 76,80 zł. Rocznie 921,60 zł. Okazuje się, że moje 2-osobowe gospodarstwo domowe zużywa miesięcznie ok. 120 kWh energii elektrycznej, co daje rocznie 1440 kWh.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego przeciętny Polak zużył w 2018 r. między 820 a 900 kW (w zależności od sprzętów, sposobu ogrzewania itp.). Wychodzi na to, że nieco zaniżam średnią (720 kW/os. rocznie), ale może być to kwestia małej liczby sprzętów w moim domu, które potencjalnie zużywają dużo energii (chociażby kuchenka gazowa zamiast elektrycznej).
Z kolei portal Energia Direct informuje, że 2-osobowe gospodarstwo domowe zużyje w ciągu roku od 1000 do 3100 kWh, czyli w tym wypadku mieszczę się w widełkach. W przypadku 4-osobowej rodziny średnie zużycie wynosi od 1400 do nawet 4700 kWh. Rozpiętość jest duża, ale kwestia zużycia energii elektrycznej jest rzeczywiście bardzo indywidualna.
Najwięcej energii elektrycznej zużywa lodówka wraz z zamrażalnikiem, która podłączona jest do prądu 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Kolejne, równie wysokie miejsca, zajmują bojler elektryczny, kuchenka elektryczna, kuchenka indukcyjna, piekarnik, oświetlenie czy zmywarka.
Postaw na energooszczędne urządzenia
Sposobem na oszczędność jest zakup urządzeń pochłaniających mało energii. Lodówki starszego typu pobierają dwa razy więcej prądu niż te klasy A+++. Zgodnie z dyrektywami unijnymi klasy energetyczne oznaczane są literami, kolorami i znakami +. Urządzenie, które pobiera najmniej prądu, oznaczane jest symbolem A z trzema plusami. Z kolei przy najbardziej prądożernym sprzęcie zobaczymy literę G.
Kupując dane urządzenie, powinniśmy zwracać na to uwagę, bo różnica w poborze energii przez dane sprzęty może być naprawdę duża. Według danych portalu rozmiar.com lodówka klasy B (mało oszczędna) zużyje ok. 450 kWh rocznie, a ta z oznaczeniem A+++ (bardzo oszczędna) - 170 kWh. Tym sposobem możemy płacić 160 zł rocznie mniej, wybierając tylko jeden energooszczędny sprzęt.
Tydzień odłączania wszystkiego od prądu
Wróćmy do mojego eksperymentu. Jak się okazało, zużycie prądu w moim 2-osobowym gospodarstwie domowym wydaje się być na "statystycznym" poziomie. Przez kolejny tydzień zwracałam już uwagę na to, aby odłączać od prądu wszystko, czego w danym momencie nie używam. Nie chodziło o szukanie oszczędności na siłę, ale o zobaczenie, czy da się w ten sposób zmniejszyć rachunki za prąd.
Nie ukrywam, że na początku zapominałam o tym, żeby po naładowaniu telefonu wyjąć ładowarkę z gniazdka, ale po jakimś czasie udało mi się do tego przyzwyczaić. Na noc lub gdy wychodziłam z domu - wyłączałam router Wi-Fi. Telewizor również był odłączany od prądu, gdy nie był używany. W tym tygodniu jeszcze bardziej byłam wyczulona na to, aby w pomieszczeniu, w którym nikt nie przebywa, było zgaszone światło.
Oczywiście nie można porównać pierwszego tygodnia z drugim jeden do jednego, bo każdy dzień jest inny. W pierwszym tygodniu dwa razy robiłam pranie, a w drugim ani razu. Do tego w pierwszym oglądałam więcej telewizji niż w drugim. Różna była też częstotliwość wieczornych wyjść z domu. Mimo wszystko chciałam zobaczyć, czy koszty zmniejszą się chociaż trochę.
Po kolejnych 5 dniach znowu zrobiłam zdjęcie licznika i porównałam go z tym wykonanym na początku "oszczędnego" tygodnia. Tym razem w ciągu 5 dni zamiast 20 kWh zużycie wynosiło zaledwie... 9 kW. Byłam w szoku.
Udało mi się zaoszczędzić aż 11 kW, tym samym mogłabym zmniejszyć swoje rachunki za prąd o ponad połowę. Zamiast 76,80 zł płaciłabym zaledwie 34,56 zł. W skali roku jest to oszczędność aż 500 zł. Wszystko jest oczywiście szacunkowe, bo pierwszy tydzień różnił się od drugiego, ale mimo wszystko różnica wydaje się nie być dziełem przypadku.
"Wampiry energetyczne"
Nie jest nowością fakt, że niektóre wyłączone urządzenia, które są podłączone do prądu, cały czas pobierają energię, np. komputer, laptop czy mikrofalówka. Według danych opublikowanych przez naukowców z Berkeley w Kalifornii ładowarka do telefonu podłączona do prądu, mimo tego, że nie pracuje, pobiera prąd o mocy 0,26 W.
Zobacz także
Co ciekawe, gdy telefon jest już naładowany i w dalszym ciągu ładowarka jest do niego podłączona, to pobiera 60 proc. tego, co w trakcie ładowania (2,24 W zamiast 3,86 W). Według różnych źródeł za ładowarkę podłączoną do prądu 24 godziny na dobę przez 365 dni zapłacimy od kilkudziesięciu groszy do ok. 1,20 zł rocznie. Wydaje się to niewielką sumą, jeżeli chodzi o pojedyncze gospodarstwa domowe, ale gdyby założyć, że każdy Polak ma jedną ładowarkę i nie odłącza jej od prądu, dałoby to kwotę ponad 43 mln rocznie.
Według danych naukowców z Kalifornii inne urządzenia będące w stanie czuwania zużywają więcej prądu niż ładowarka do telefonu. Np. komputer stacjonarny - 2,84 W, mikrofalówka - 3,08 W, a laptop - 8,9 W.
Na koniec najważniejsze: oszczędzanie energii to nie tylko dbanie o stan naszego portfela, ale także troska o środowisko i naszą planetę.
A Ty jak dbasz o środowisko? Razem z Wirtualną Polską podejmij #EkoWyzwanie! Pochwal się swoimi osiągnięciami na dziejesie.wp.pl