To rodzice są winni naszemu pracoholizmowi?
Jesteś pracoholikiem? To znaczy, że być może Twoi rodzice swe niespełnione ambicje przenieśli na Ciebie.
14.06.2011 | aktual.: 14.06.2011 09:37
„Jestem beznadziejny”, „mam same wady”, „muszę się bardziej starać, by zasłużyć na akceptację żony/kolegi/szefa”. Ciągła autocenzura, bezustanne wyliczanie osobistych mankamentów, ujemna samoocena. To wszystko jednych doprowadza do jeszcze większego zniechęcenia, natomiast innych rzuca w ramiona pracoholizmu.
Tak, pracoholizmu. Bo pracoholizm – wbrew krytykom korporacji – wcale nie jest efektem nadmiernych wymagań stawianych pracownikom przez firmę. Jest on wynikiem zbyt dużych oczekiwań, jakie wobec dzieci mają rodzice. Zwłaszcza rodzice sfrustrowani, niespełnieni, z poczuciem życiowej porażki. Tacy, którzy wbijają swoim córkom i synom: nam się nie udało, ale wy, jeśli tylko przyłożycie się do angielskiego, chemii, fizyki, zajdziecie bardzo, bardzo daleko!
A więc pracoholizm jest konsekwencją błędów wychowawczych. Do takiego wniosku, po kilkuletnich badaniach, doszła dr Kamila Wojdyło z Uniwersytetu Gdańskiego, autorka wydanej dopiero co książki „Pracoholizm. Perspektywa poznawcza” (oficyna Difin).
Wojdyło twierdzi, że pracoholicy mają jeden cel – pokazać sobie i światu, że są coś warci. Że zasługują na akceptację. Że nie należy ich definitywnie przekreślać. Biedacy nie umieją uwierzyć, że mogą być kochani za nic. Że istnieje miłość bezwarunkowa. Kiedyś musieli zadowolić swoją mamę i tatę – laurką za wzorowe zachowanie, świadectwem z czerwonym paskiem, zaliczoną maturą na pięć. Teraz zasuwają od świtu do nocy, by wypaść dobrze przed szefem.
Być kochanym – znaczy dla nich tyle, co być prymusem. W domu, w szkole, w pracy.
Według dr Wojdyło pracoholizm jest ucieczką od własnych kompleksów, od podkopanej niemal już w kołysce pewności siebie. (Pomyśl o tym, zanim zbyt surowo ocenisz swego zwierzchnika, który od kilku lat nie bierze urlopu i oczekuje tego samego od ciebie).
No dobrze – a jeśli to ty jesteś tym pracoholikiem, od którego rodzice wymagali samych szóstek w szkole?
Przeciwwagą dla zbyt wymagających, surowych, toksycznych rodziców mogą być wszyscy ci ludzie, którzy darzyli cię kiedykolwiek bezwarunkową miłością. Przypomnij ich sobie. Pomyśl o tym, jak mijały wam wspólnie spędzane chwile. Przywołaj te momenty, gdy ratowali twoją pewność siebie – odpowiednim słowem, spojrzeniem, klepnięciem po ramieniu.
Psycholog Erich Fromm radził, by kierować sobą, myśleć o sobie, jakby to robił kochający Cię, mądry i doświadczony życiowo dziadek. Dziadek wcale by Ci nie folgował. Przeciwnie, stawiałby wysokie wymagania. Zarazem jednak tworzyłby klimat otwartości, życzliwości i zrozumienia, pozwalał odzyskać pogodę ducha i wiarę w siebie w momentach zwątpienia i próby. Nade wszystko zaś dziadek nie oczekiwałby od ciebie perfekcji.
Mirosław Sikorski
„Jestem beznadziejny”, „mam same wady”, „muszę się bardziej starać, by zasłużyć na akceptację żony/kolegi/szefa”. Ciągła autocenzura, bezustanne wyliczanie osobistych mankamentów, ujemna samoocena. To wszystko jednych doprowadza do jeszcze większego zniechęcenia, natomiast innych rzuca w ramiona pracoholizmu.
Tak, pracoholizmu. Bo pracoholizm – wbrew krytykom korporacji – wcale nie jest efektem nadmiernych wymagań stawianych pracownikom przez firmę. Jest on wynikiem zbyt dużych oczekiwań, jakie wobec dzieci mają rodzice. Zwłaszcza rodzice sfrustrowani, niespełnieni, z poczuciem życiowej porażki. Tacy, którzy wbijają swoim córkom i synom: nam się nie udało, ale wy, jeśli tylko przyłożycie się do angielskiego, chemii, fizyki, zajdziecie bardzo, bardzo daleko!
A więc pracoholizm jest konsekwencją błędów wychowawczych. Do takiego wniosku, po kilkuletnich badaniach, doszła dr Kamila Wojdyło z Uniwersytetu Gdańskiego, autorka wydanej dopiero co książki „Pracoholizm. Perspektywa poznawcza” (oficyna Difin).
Wojdyło twierdzi, że pracoholicy mają jeden cel – pokazać sobie i światu, że są coś warci. Że zasługują na akceptację. Że nie należy ich definitywnie przekreślać. Biedacy nie umieją uwierzyć, że mogą być kochani za nic. Że istnieje miłość bezwarunkowa. Kiedyś musieli zadowolić swoją mamę i tatę – laurką za wzorowe zachowanie, świadectwem z czerwonym paskiem, zaliczoną maturą na pięć. Teraz zasuwają od świtu do nocy, by wypaść dobrze przed szefem.
Być kochanym – znaczy dla nich tyle, co być prymusem. W domu, w szkole, w pracy.
Według dr Wojdyło pracoholizm jest ucieczką od własnych kompleksów, od podkopanej niemal już w kołysce pewności siebie. (Pomyśl o tym, zanim zbyt surowo ocenisz swego zwierzchnika, który od kilku lat nie bierze urlopu i oczekuje tego samego od ciebie).
No dobrze – a jeśli to ty jesteś tym pracoholikiem, od którego rodzice wymagali samych szóstek w szkole?
Przeciwwagą dla zbyt wymagających, surowych, toksycznych rodziców mogą być wszyscy ci ludzie, którzy darzyli cię kiedykolwiek bezwarunkową miłością. Przypomnij ich sobie. Pomyśl o tym, jak mijały wam wspólnie spędzane chwile. Przywołaj te momenty, gdy ratowali twoją pewność siebie – odpowiednim słowem, spojrzeniem, klepnięciem po ramieniu.
Psycholog Erich Fromm radził, by kierować sobą, myśleć o sobie, jakby to robił kochający Cię, mądry i doświadczony życiowo dziadek. Dziadek wcale by Ci nie folgował. Przeciwnie, stawiałby wysokie wymagania. Zarazem jednak tworzyłby klimat otwartości, życzliwości i zrozumienia, pozwalał odzyskać pogodę ducha i wiarę w siebie w momentach zwątpienia i próby. Nade wszystko zaś dziadek nie oczekiwałby od ciebie perfekcji.
Mirosław Sikorski