UE czeka na kroki antykryzysowe, koalicja na skraju kryzysu
W przeddzień szczytu w Brukseli uwaga strefy euro skupiona jest na Włoszech, a z powodu oczekiwanego od rządu planu reform premier Silvio Berlusconi musi się zmierzyć z bezprecedensową presją ze strony własnego koalicjanta, krajowej opozycji i unijnych partnerów.
25.10.2011 | aktual.: 25.10.2011 17:34
Centroprawicowy gabinet stanął w obliczu realnej groźby poważnego kryzysu po tym, jak zaledwie w połowie października niewielką przewagą głosów otrzymał wotum zaufania Izby Deputowanych. Jednak stawką jest nie tylko przetrwanie rządu, ale i przyszłość strefy euro: Włochy są jej trzecią co do wielkości gospodarką, więc rozlanie się na ten kraj kryzysu zadłużenia zagraża całej strefie wspólnej waluty. To tłumaczy nerwowe oczekiwanie unijnych partnerów na ograniczenie włoskiego długu.
Według nieoficjalnych zapowiedzi, do wtorkowego wieczoru Silvio Berlusconi ma wystosować list do europejskich przywódców, w którym przed środowym szczytem w Brukseli zadeklaruje, jakie kroki antykryzysowe podejmie jego rząd, by ratować strefę euro.
O przedstawienie programu działań naprawczych Berlusconi został poproszony podczas unijnego szczytu w niedzielę. Na jak najszybszą realizację planu zrównoważenia budżetu, którego zadłużenie wynosi 120 procent PKB, nalegali w stanowczych słowach kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
Komisja Europejska oświadczyła we wtorek, że czeka do środy na wyszczególnienie konkretnych zobowiązań Włoch na rzecz wzrostu gospodarczego. Do tej pory KE nie otrzymała od włoskiego rządu "żadnych wskazówek" w tej sprawie - zaznaczył rzecznik KE ds. gospodarczych i finansowych Amadeu Altafaj Tardio.
Tymczasem dyplomaci w Brukseli ujawnili, że strefa euro rozważa możliwość udzielenia Włochom pomocy z Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF), tak by zmniejszyć odsetki, jakie Rzym musi płacić za swe obligacje. Obecnie są one oprocentowane na blisko 6 proc., zaś zadłużenie kraju przekracza 1,9 bln euro.
Jednak dyskusja we Włoszech skoncentrowała się - wywołując poważne napięcia i podziały w centroprawicowej koalicji - wyłącznie wokół zaproponowanej przez premiera reformy systemu emerytalnego. Od dłuższego czasu Berlusconi opowiada się za podniesieniem wieku emerytalnego do 67 lat. Spory na tym tle zamiast zjednoczyć koalicję w obliczu coraz większych nacisków ze strony europejskich partnerów, oczekujących konkretnych odpowiedzi, doprowadziły centroprawicę na skraj kryzysu politycznego.
W rezultacie nadzwyczajne poniedziałkowe posiedzenie rządu nie przyniosło żadnych decyzji ani odpowiedzi na postulaty Berlina, Paryża i KE.
Na zmiany w systemie emerytalnym nie zgadza się koalicjant, prawicowa Liga Północna, z którą partia premiera Lud Wolności nieustannie toczy polityczne i - zdaniem obserwatorów - wyniszczające boje.
- Nie jest możliwe podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat, by zrobić przyjemność Niemcom. Nie możemy tego zrobić, ludzie nas zabiją - oświadczył we wtorek przywódca Ligi Północnej Umberto Bossi.
Mówiąc o kryzysie w koalicji Umberto Bossi przyznał: - Tym razem sytuacja jest trudna, bardzo niebezpieczna". - Chwila jest dramatyczna - stwierdził. Zapytany o to, czy istnieje groźba kryzysu rządowego Bossi odparł: - Oczywiście.
Liga Północna odrzuca również pojawiającą się hipotezę utworzenia "rządu technicznego", na czele którego stanąłby najbliższy współpracownik Berlusconiego, szef Urzędu Rady Ministrów Gianni Letta.
W obliczu napięć i sporów prezydent Włoch Giorgio Napolitano zaapelował do rządu o podjęcie wszelkich możliwych wysiłków na rzecz wzmocnienia finansów kraju po to, by - jak dodał w wydanym oświadczeniu - "uczynić bardziej wiarygodnym zaangażowanie na rzecz zmniejszenia długu publicznego i ożywienia gospodarczego". Jednocześnie prezydent dał wyraz niezadowoleniu z powodu głosów kwestionujących na europejskim forum zobowiązania Włoch.
- Niestosowne i nieprzyjemne wystąpienia publiczne na marginesie spotkań instytucjonalnych między szefami rządów, o braku zaufania do zobowiązań przyjętych przez Włochy, nie mogą spowodować, byśmy utracili z pola widzenia istotę kwestii i wyzwań, jakie mamy przed sobą - oznajmił szef państwa w wydanej we wtorek nocie.
Eksperci podkreślają, że uchwalony we wrześniu przez włoski parlament program oszczędnościowy szacowany na 54 miliardy euro może nie tylko nie wystarczyć, ale wręcz się nie powiedzie, jeśli nie będą mu towarzyszyć kroki na rzecz wzrostu gospodarczego. Tymczasem rząd napotkał na poważne polityczne problemy z ich opracowaniem w formie oczekiwanego dekretu.
Kolejnym negatywnym sygnałem jest ostrzeżenie, jakie wystosowało wpływowe włoskie zrzeszenie kupców Confcommercio, według którego kraj stanie przed groźbą recesji, jeśli nie podejmie się skutecznych kroków na rzecz wzrostu.
Liderzy głównych sił opozycji, centrolewicowej Partii Demokratycznej i Unii Centrum, mimo wielu podziałów, zgodni są co do jednego: zapowiedzieli, że nie udzielą żadnej pomocy rządowi Berlusconiego, który niedawno apelował do swych przeciwników o mobilizację na rzecz wyjścia z kryzysu.
Zwraca się uwagę na wyjątkowo trudną sytuację Silvio Berlusconiego, który jednocześnie stoi w obliczu nacisków ze strony unijnych partnerów, presji nieugiętej koalicyjnej Ligi Północnej i całej opozycji nawołującej do jego dymisji. Jednocześnie ma przeciwko sobie niemal całą europejską prasę. Dziennik "Financial Times" ocenił, że premierowi grozi to, że będzie "nadzorowany" przez Brukselę i straci "suwerenność". "Le Monde" zarzuca mu zaś, że spóźnia się z przedstawieniem projektu reform strukturalnych, oczekiwanych przez strefę euro.
Publicysta "Corriere della Sera" napisał zaś, że Berlusconi za wszelką cenę i "z desperackim uporem" chce się utrzymać przy władzy. "W takiej sytuacji dalsze trzymanie się władzy jest przeciwieństwem rządzenia i stwarza przesłanki nie dla normalnej zmiany ekipy rządzącej i premiera, ale dla bezapelacyjnego wypędzenia go" - ocenił komentator Massimo Franco.
Z Rzymu Sylwia Wysocka