W siedzibie LOT‑u nadal gorąco. Prezes zapowiada wniosek do prokuratury

Temperatura w siedzibie PLL LOT nie spada. - Pracujemy nad wnioskiem do prokuratury. Mamy przekonanie, że przywódcy strajku wywierają wpływ na naszych pracowników i to taki na pograniczu gróźb karalnych - powiedział naszemu reporterowi prezes Rafał Milczarski. Jest jednak szansa na dalsze rozmowy.

W siedzibie LOT-u nadal gorąco. Prezes zapowiada wniosek do prokuratury
Źródło zdjęć: © East News | Mateusz Grochocki/East News
Jakub Ceglarz

23.10.2018 | aktual.: 24.10.2018 09:27

Aktualizacja: 18:34

Protestujący oraz zarząd PLL LOT we wtorek wieczorem wciąż przebywali w siedzibie spółki. Choć emocje powoli opadają, to wciąż do porozumienia jest bardzo daleko.

- Złożyliśmy protestującym propozycję rozmów z zarządem - poinformował w rozmowie z WP Adrian Kubicki, rzecznik prasowy PLL LOT. W spotkaniu mają uczestniczyć zarówno zwolnieni w poniedziałek pracownicy, jak i liderzy związkowi. Przedstawiciel spółki podtrzymuje, że uczestnicy strajku - w przeciwieństwie do ich organizatorów - wciąż mają otwarte drzwi do powrotu do firmy. To ma być punkt wyjścia do rozmów.

- Potrzebujemy teraz chwili wyciszenia i czekamy na decyzję protestujących - poinformował nas Adrian Kubicki. Jeśli ci się zgodzą, to rozmowy mają odbyć się jeszcze we wtorek.

Bardziej bojowo są jednak nastawieni strajkujący. - Nie będzie rozejmu, ponieważ pan prezes swoje stanowisko podkreśla zdecydowanie, że nie będzie rozmawiał z Międzyzwiązkowym Komitetem Strajkowym, z kolei ja jestem jego przewodniczącą i z mocy prawa reprezentuję swoich pracowników. Skoro ze mną nie rozmawia, to nie ma z kim rozmawiać - powiedziała w rozmowie z WP Monika Żelazik.

Nerwowe popołudnie

Podsumowując: we wtorek po godzinie 14 pod siedzibą spółki oprócz protestujących pojawili się posłowie opozycji, wśród nich m. in. Bartosz Arłukowicz i Ewa Kopacz. Pytali o sytuację w spółce prezesa Rafała Milczarskiego, który zdecydował się wyjść do protestujących.

Szef PLL LOT zapowiadał, że wobec organizatorów strajku zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. - Pracujemy nad wnioskiem do prokuratury. Mamy przekonanie, że przywódcy strajku wywierają wpływ na naszych pracowników i to taki na pograniczu gróźb karalnych - powiedział naszemu reporterowi prezes Rafał Milczarski. I dodał, że strajkujący będą musieli pokryć straty spółki, powstałe w wyniku choćby odwołania lotów.

Jak jednak zauważyła jedna z protestujących, zgodnie z przepisami odpowiedzialności nie ponoszą strajkujący, którzy podejmują strajk w dobrej wierze i w przeświadczeniu, że jest on legalny.

"Musisz odejść"

- Protestujący doskonale iedzieli, że strajk jest nielegalny - mówił prezes Milczarski, który przed 15 chciał wprowadzić protestujących do osobnego budynku, w którym - jak zapewniał - mają oni szatnię oraz możliwość ogrzania się. I podkreślał, że przez cały czas trwania strajku pracownicy mają możliwość korzystania z tych pomieszczeń. Co jednak ciekawe, sam nie mógł się do tego budynku dostać, bo jego przepustka również nie zadziałała.

"Musisz odejść", "wstyd i hańba", "kłamca" - odpowiedzieli protestujący. Zarzucali też prezesowi kłamstwo, a atmosfera zrobiła się bardzo gorąca. Z kolei w siedzibie pojawili się również zwolennicy obecnego prezesa, skandujący "nie dla strajku". - To są pracownicy, którzy chcą pracować, a są mobbowani przez protestujących - stwierdził Milczarski.

- Liderzy związkowi zorganizowali nielegalny strajk, a teraz próbują sterroryzować praworządnie działającą organizację - powiedział dziennikarzom przy jednej z wind prezes Rafał Milczarski. Dopiero po tym zaprosił na rozmowy m. in. wspomnianych już posłów opozycji.

Po spotkaniu: "Konflikt jest personalny"

Po rozmowach posłowie PO poinformowali dziennikarzy, że jest szansa na porozumienie, ale "problem jest personalny". - Pani negocjator z otoczenia prezesa chce rozwiązać ten problem, ale problemem jest sam prezes - powiedział Bartosz Arłukowicz.

- Wyobrażamy sobie powrót do pracy, ale bez tego prezesa – mówiła z kolei dziennikarzom Agnieszka Szelągowska, jedna z liderek strajku i przedstawicielka związków zawodowych personelu pokładowego. – Nadużył naszego zaufania i nie jest godny tego, by być prezesem spółki z 90-letnią tradycją.

Prezes Milczarski w rozmowie z money.pl zapewnia jednak, że do dymisji się nie poda. - To nie jest żaden strajk, to próba sterroryzowania firmy - mówi.

Już po rozmowach z posłami opozycji i przedstawicielami załogi prezes LOT uznał, że strajk jest "nielegalny". W rozmowie z dziennikarzami poinformował, że protestujący "straszyli, wyśmiewali, korzystali z przemocy słownej, a nawet i fizycznej wobec osób, które chcą tu (w LOT - przyp. red.) pracować".

Wypowiedzenie na korytarzu

Protest trwa od czwartku, ale sytuacja zaogniła się w momencie, gdy zwolnienia dyscyplinarne otrzymało w poniedziałek 67 osób. Pisaliśmy już o tym na łamach naszego serwisu. Wiadomo, jak wyglądał proces wręczania "dyscyplinarek".

W poniedziałek w siedzibie PLL LOT pojawiły się bowiem Monika Żelazik i Agnieszka Szelągowska (związek zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego) oraz Adam Rzeszot (szef związku zawodowego pilotów). Powód? Spotkanie z prezesem PLL LOT Rafałem Milczarskim. Związkowcy zdecydowali się, żeby nagrać spotkanie, bo - jak tłumaczą - wiedzieli, że sami również są nagrywani. Zapis rozmowy publikuje "Newsweek".

Szef LOT-u apeluje na spotkaniu, by strajk został zakończony dla dobra spółki, z kolei druga strona domaga się wpuszczenia do siedziby firmy protestujących. W pewnym momencie do związkowców dociera jednak informacja, że 67 pracowników zostało zwolnionych dyscyplinarnie przy użyciu poczty elektronicznej, a ich przepustki do siedziby firmy przestały działać. Wtedy atmosfera się zagęściła, a przedstawiciele pracowników postanowili zerwać rozmowy i chcieli opuścić gabinet.

Jednak w tym momencie prezes wyciągnął przygotowane dla nich pisma ze zwolnieniem dyscyplinarnym. Ponieważ związkowcy kilkukrotnie powtarzali, że żadnego pisma nie przyjmują i żeby zostały one wysłane pocztą, prezes Milczarski postanowił odczytać im ich treść na korytarzu. Najpierw jednak - według relacji trójki związkowców - miał zagrodzić drogę Adamowi Rzeszotowi, by ten nie mógł opuścić gabinetu.

Reprezentujący związkowców prawnik Karol Sadowski powiedział "Newsweekowi", że tak wręczone zwolnienie nie ma mocy prawnej. - Może pan prezes biegnąc po korytarzu i krzycząc coś odczytał, ale czy to było to pismo z wypowiedzeniem, tego nie wiem - powiedział.

OPZZ grzmi

W związku z zaognioną sytuacją w spółce oświadczenie wydało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. "Dzień 22 października 2018 roku na trwale zapisze się jako czarna karta w historii polskiego ruchu związkowego. (...) Trudno nam odnaleźć w pamięci równie bezpośredni i masowy atak na prawa pracownicze i związkowe w Polsce po 1989 roku" - czytamy w oficjalnym stanowisku OPZZ. Związkowcy podkreślają, że sytuacja jest "dodatkowo haniebna, bo ma miejsce w strategicznej spółce Skarbu Państwa, podlegającej bezpośrednio nadzorowi Prezesa Rady Ministrów – premiera rządu".

"Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych wyraża pełną solidarność ze strajkującymi i zwolnionymi z pracy pracownikami PLL LOT, członkiniami i członkami Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych – organizacji członkowskich OPZZ" - czytamy.

Związkowcom nie podoba się natomiast bierność organu właścicielskiego. "Dotychczasowy brak działań Premiera Mateusza Morawieckiego należy odczytywać jednoznacznie – jako milczącą zgodę na brutalne łamanie praw pracowniczych i związkowych w strategicznej spółce Skarbu Państwa" - grzmi stanowisko.

Strajk w LOT trwa od czwartku. Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (812)