Własna firma dla odważnych, etat dla frajerów?
Etat – dla jednych marzenie życia, dla innych zbędny balast. Wielu pracowników dla ciepłej posadki jest gotowych zrezygnować z większych zarobków i ambitnych zamierzeń
28.07.2010 15:03
Etat – dla jednych marzenie życia, dla innych zbędny balast. Wielu pracowników dla ciepłej posadki jest gotowych zrezygnować z większych zarobków i ambitnych zamierzeń. Inni znów z pogardą mówią o pracy od ósmej do czwartej i „przyspawaniu do fotela”.
Tu ciekawiej, tam bezpieczniej – co wybrać?
Jak dużo zależy tu od wieku, wrodzonej przebojowości, chęci realizowania własnych celów? – Byłem przez długie lata freelancerem. Współpracowałem z wieloma firmami – opowiada 37-letni Patryk, dziennikarz i fotograf. – Nie wyobrażałem sobie siebie za biurkiem, wypełniającego zadania zlecane przez jakiegoś sfrustrowanego, zakręconego jak słoik szefa. Kiedy czułem, że się duszę, brałem sobie po prostu wolne. Gdy miałem więcej pieniędzy, jechałem „w Europę”, gdy mniej – na Mazury. Przeżyłem w ten sposób dobre dziesięć lat.
Patryk opowiada, że wszystko urwało się na jachcie, gdy maszt uderzył go w plecy i poważnie nadwerężył kręgosłup. Uprzytomnił sobie nagle, że czas mija, a on nie ma niczego – ubezpieczenia, świadczeń, nie odkłada na emeryturę.
- To aż śmieszne, w jakim tempie mi się wszystko przestawiło w głowie. Jedno wydarzenie sprawiło, że zacząłem jak dziki szukać etatu. W rezultacie wylądowałem za biurkiem w urzędzie. Mam do czynienia z tym wszystkim, na co wcześniej patrzyłem z pogardą. Z pełną kompleksów szefową, urzędniczym piekiełkiem, brakiem ambicji. Czuję, że zaczynam w to wrastać. Ale jakie było wyjście? – pyta, rozkładając ręce. Dodaje też, że w chwilach zniechęcenia tłumaczy sobie, ile zyskał, podpisując umowę o pracę. W dodatku pracuje w miejscu, któremu nie grozi likwidacja i w którym zagrożenie redukcją jest minimalne. To, że się tam w ogóle znalazł, też trzeba uznać za sukces. Wielu jego znajomym nie udało się to, choć starają się o etat od lat.
Na posadce fajnie…
Jest bowiem faktem, że załapanie się na etat wciąż jest trudne. Zwłaszcza w przypadku ludzi młodych, bez doświadczenia zawodowego. A wartości takiego „ustawienia się” są niepodważalne. Choćby ta jedna: świadczenia zdrowotne i emerytalne za pracownika opłaca pracodawca. - Ma to, między innymi, tę zaletę, że pracownik „nie widzi” pieniędzy, które z jego zarobków, liczonych brutto, są odprowadzane na konta ZUS czy NFZ. Natomiast prowadzący własną działalność ma stałą wiedzę o tym, o ile mniej pieniędzy mu zostaje, gdy już opłaci wszelkie świadczenia. To musi być traumatyczne doświadczenie – śmieje się Patryk.
Inne dobre strony? Najważniejsze dla wielu są pieniądze – stałe i pewne. Etatowiec żyje w miłym przeświadczeniu, że co miesiąc tego samego dnia jego konto zostanie zasilone. Czasami nawet o kilka dni wcześniej, gdy dzień wypłaty wypada w weekend lub w święto. Nie musi martwić się o zarobki nawet wtedy, gdy zbija bąki na urlopie lub choruje. Wszystko regulują przepisy, z góry więc wie, czego się spodziewać. W razie jakichś niejasności – siedzi na miejscu, w firmie. Może więc bez problemów molestować kadry lub szefa, przychodząc do nich z wątpliwościami.
Co jeszcze? Cała papierkowa robota spada na firmę. W niektórych przypadkach nawet wypełnianie PIT-ów. Etatowca nie obchodzą faktury, podatki, dodatki, odliczenia, ulgi itp. Jedyne, co musi od czasu do czasu zrobić, to złożyć swój podpis na jakimś dokumencie. Może więc w spokoju zajmować się swoimi zadaniami. Pracuje w określonych porach. Jeśli nie powinie mu się noga – awansuje. Szefowie wysyłają go na szkolenia, niekiedy nawet atrakcyjne. *…ale nie każdemu *
Żyć, nie umierać? Pozornie! Te same czynniki, które dla jednych są niepodlegającymi dyskusji zaletami, innym mogą wydawać się rzeczami nie do przyjęcia. 40-letnia Kamila twierdzi, że odżyła dopiero wtedy, gdy kilka lat temu rzuciła państwową posadę i zdecydowała się założyć własną firmę doradczą. – Pieniądze na etacie? Może i stałe, ale za to jakie marne! Koleżanka w prywatnej firmie robiła to samo co ja, a zarabiała dwa razy tyle! Papierkowa robota? A od czego są księgowi? Osiem godzin za biurkiem, niezależnie, czy jest robota, czy nie? To jakiś koszmar! A co do atrakcyjnych wyjazdów i nowych wyzwań? Mogę zapewnić, że mam tego znacznie więcej jako przedsiębiorca – podsumowuje.
Co więc decyduje o naszym stosunku do etatu? Wygląda na to, że kilka banalnych rzeczy: typ charakteru, sytuacja życiowa, osobiste doświadczenia. W zależności od nich, stała posada może stać się udręką, smutną koniecznością lub przeciwnie – szansą do wykorzystania.
Tomasz Kowalczyk