Zaczęła Biedronka, inni dołączyli. Dzieje się coś niebezpiecznego
Od połowy lipca jesteśmy świadkami obniżek cen w dyskontach. Ścigają się najwięksi gracze - Biedronka, Lidl i Netto. To może być dopiero początek wojny na promocje - uważa ekspert w rozmowie z "Pulsem Biznesu". Nie dla wszystkich musi się to skończyć dobrze.
27.07.2023 | aktual.: 27.07.2023 13:37
Zaczęło się 10 lipca w Biedronce. Sklep obniżył ceny 60 produktów, w tym m.in. serów, mąki, makaronów czy bakalii. Cztery dni później Lidl ogłosił promocję pod hasłem: "100 produktów taniej, dlatego zakupy robię w Lidlu". Dyskont obniżył ceny 100 artykułów, takich jak sery, jogurty, chleby, jaja, czy papier toaletowy.
Pod koniec ubiegłego tygodnia do dwóch najpopularniejszych dyskontów w Polsce dołączyło Netto. Sklep wprowadził promocję, w której klienci mogą kupić 85 produktów po mniejszych cenach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biedronka nie odpuszcza
W ostatni wtorek Biedronka ponownie obniżyła ceny - taniej można kupić taniej sery, ręczniki papierowe czy krewetki.
Podkreślmy, że we wszystkich tych sieciach doszło do obniżek cen regularnych - czyli przynajmniej w najbliższym czasie jest to stała obniżka, a nie promocja, która trwa tydzień czy dwa.
Michał Sadecki, współzałożyciel i prezes MSL Consulting, w rozmowie z "Pulsem Biznesu" skomentował, że to dopiero początek "wojny cenowej" w dyskontach. Według niego prawdziwa walka rozpocznie się jesienią.
Ekspert przypomina, że inflacja, rosnące koszty życia czy wzrost rat kredytów hipotecznych sprawiły, że Polacy mocno zwracają uwagę na ceny i kupują rozważnie. Jego zdaniem stoimy u progu kryzysu gospodarczego, który odczuwają nie tylko klienci, ale także detaliści, którzy muszą utrzymać swoją pozycję na rynku, dlatego możemy zaobserwować "wojny na promocję".
Groźna walka na promocje
Sadecki uważa, że kolejne promocje powinny zostać objęte nadzorem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Przypomina o sytuacjach, w których duże sieci sprzedawały produkty poniżej kosztów zakupu, działając tym samym na szkodę lokalnych producentów.
W wojnie cenowej nie ma jednoznacznych zwycięzców – może z wyjątkiem konsumenta, który przez krótką chwilę kupuje nieco taniej. Jednak w końcowym rozrachunku dochodzi do zmniejszenia liczby firm w sektorze, co w długim okresie ogranicza konkurencję, a ceny wracają do poziomu sprzed wojny lub są wyższe - podsumowuje w rozmowie z "Pulsem Biznesu" Michał Sadecki.