Z powodzią zatonie ostatni polski grosz

Posiadacze polis dzwonią do ubezpieczycieli, nieubezpieczeni oglądają się na rząd, gminy liczą na pieniądze z góry. Powódź na południu Polski po raz kolejny każe postawić pytanie: kto za to wszystko zapłaci?

Z powodzią zatonie ostatni polski grosz
Źródło zdjęć: © PAP | Stanisław Rozpędzik

19.05.2010 | aktual.: 27.09.2010 11:41

Choć obecna powódź nie umywa się do tej z 1997 r., kwoty, które mogą odpłynąć w tym roku z wielką wodą, również są astronomiczne. Mówi się nawet o 30-40 mld zł!

Ubezpieczyciele uruchomili sztaby kryzysowe, zwiększyli liczbę pracowników w centrach alarmowych przyjmujących zgłoszenia o szkodach, a także samą liczbę likwidatorów szkód. Sytuacja jest bowiem nadzwyczajna.
- Do czwartku, do godz. 13 do zakładów ubezpieczeń zgłoszono już około 26 tys. szkód. W miejsca dotknięte powodzią wysłanych zostało kilkuset dodatkowych likwidatorów - podaje Polska Izba Ubezpieczeń.

Wprowadzono specjalne procedury szybkiego wypłacania odszkodowań.
- W przypadku mniejszych szkód, na chwilę obecną o wartości do 3 tys. złotych, klienci mogą korzystać z najszybszej, uproszczonej metody likwidacji szkody, dzięki której należne odszkodowanie wyliczane jest na podstawie wywiadu, bez dokonywania oględzin przez rzeczoznawcę - dowiedzieliśmy się w PZU.
Również u innych ubezpieczycieli sprawy małych szkód załatwiane są niemal od ręki. Zakłady zapewniają, że w ciągu jednego - dwóch dni od czasu zgłoszenia podejmowana jest decyzja o przyznaniu odszkodowania. - Jeśli klient zaakceptuje jego wysokość, pieniądze przekazywane są na jego konto jeszcze tego samego dnia - mówi Marcin Pawelec z Allianz.

- Osobom, które na skutek powodzi poniosły największe straty, ubezpieczyciele wypłacają zaliczki na poczet odszkodowań. Dzięki temu ci, którzy poprzez działanie żywiołu stracili cały majątek, nie pozostaną bez środków do życia - mówi Marcin Tarczyński z PIU.

By szkody nie były jeszcze większe

Ubezpieczyciele podkreślają, że poszkodowani mogą podejmować wszelkie działania, które mają na celu uniknięcie dalszych szkód bądź zmniejszenie ich rozmiarów. - Bez obaw można rozpocząć sprzątanie zniszczonych przez powódź domów. Warto w takim wypadku zadbać o dokumentację fotograficzną i zrobić zdjęcia zniszczonego majątku. Nie jest do tego potrzebny profesjonalny sprzęt fotograficzny, wystarczą nawet zdjęcia zrobione telefonem komórkowym. Taka dokumentacja jeszcze bardziej skróci czas oczekiwania na wypłatę pełnego odszkodowania - zapewnia Tarczyński.

W przypadku dużych szkód bez wizyty rzeczoznawcy się nie obejdzie. Jednak i w tym wypadku nie trzeba czekać z założonymi rękami i patrzeć, jak woda niszczy mury naszego domostwa.
- W takim wypadku poszkodowany może, a nawet powinien użyć dostępnych środków w celu ratowania ubezpieczonego domu i zapobieżenia powstawania dalszym szkodom lub zmniejszenia ich rozmiarów. Natomiast rzeczoznawcy są w gotowości i gdy tylko dojazd nie jest niemożliwy, udają się szybko na miejsce zdarzenia - powtarza Marcin Pawelec.

- Należy m.in. wypompowywać wodę z zalanych pomieszczeń, osuszać je i wentylować. Zalane ruchomości należy przenieść i suszyć. W razie gdy są one zniszczone w sposób uniemożliwiający ich wysuszenie, należy je składować na zewnątrz budynku w celu umożliwienia dokonania oględzin. Nie należy wyrzucać żadnego mienia, nawet zupełnie zniszczonego! - przestrzega Agnieszka Rosa z PZU.

Rząd ma, rząd da

Polacy powoli przekonują się do konieczności ubezpieczania swojego mienia na wypadek żywiołów. A licho nie śpi. Tylko w ubiegłym roku ubezpieczyciele z powodu szkód spowodowanych żywiołami dokonali 235 908 wypłat na łączną sumę 1 212 951 zł. Ponad 146 tysięcy wypłat dotyczyło osób fizycznych. W tym roku z powodu powodzi te liczby będą znacznie większe.

Czy dużo kosztuje zapewnienie sobie spokoju na wypadek, gdyby - odpukać - katastrofa zdarzyła się na naszym terenie? Dla domu o powierzchni 120 m2 i wartości 200 tys. zł roczna składka wyniesie około 150-200 zł. Ale to tylko przykład. Wysokość składki zależy bowiem od zakresu ubezpieczenia, technologii, w jakiej jest wykonany budynek, jego przeznaczenia (mieszkalny czy działalność gospodarcza). Czy brane jest pod uwagę to, że ktoś mieszka na terenie, który statystycznie żywioły nawiedzają częściej? Tu polityka ubezpieczycieli jest różna. Niektórzy mówią, że nie i rozkładają ryzyko proporcjonalnie. Ale niektórzy nieoficjalnie przyznają, że coś jest na rzeczy. Krótko mówiąc, wybierając ubezpieczenie dobrze przejść się do kilku zakładów.

Część osób jednak stroni od ubezpieczeń, a w razie kataklizmu czeka na pomoc. I tym razem kto ubezpieczenia nie wykupił, może liczyć na rząd. I premier Tusk, i minister finansów Jacek Rostowski już zapowiedzieli, że uruchomione zostaną rezerwy, by pomóc powodzianom.
- Nie może być kary dla tego, co się ubezpieczył, ale nie może zostać bez pomocy ten, kto nie jest ubezpieczony, pomoc jest niezbędna dla tych, którzy np. stracili dom, ale ten, kto był ubezpieczony ma ten bonus, ma te swoje dodatkowe (pieniądze) - powiedział Tusk.

Koszty dla budżetu byłyby zapewne znacznie mniejsze, gdyby ubezpieczenia od żywiołów były powszechne. Ale ten pomysł upadł.

Budżet musi dodatkowo znaleźć środki na ochronę przeciwpowodziową. Donald Tusk ocenił, że na ten cel trzeba wydać dziesiątki miliardów złotych!

O uruchomienie 43,5 mln złotych z rezerwy celowej budżetu państwa dla samorządów poszkodowanych przez powódź zwrócił się do ministra finansów szef MSWiA Jerzy Miller. Z tej puli gminy i powiaty prowadzące działania przeciwpowodziowe dostaną do 100 tys. złotych.

Zapewne straty byłyby mniejsze, gdyby o infrastrukturę przeciwpowodziową dbano na bieżąco. W tegorocznym raporcie NIK ostrzegała, że z tym jest kiepsko, a za niedbałość możemy słono zapłacić. No i zapłacimy...

Katarzyna Izdebska
Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)