Za tysiąc złotych nie pracuję

Piotr rzucił zawodówkę już w pierwszej klasie. Nie było sensu się uczyć bzdur - twierdzi. Ma 28 lat, jeździ najnowszym modelem Audi. Jak zarabia?

Za tysiąc złotych nie pracuję

12.05.2010 | aktual.: 12.05.2010 15:38

Aż 56 proc. osób zatrudnionych na pełnym etacie zgodziłoby się odejść w zamian za 100 tys. zł odprawy - wynika z sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej".

9 proc. zrobiłoby to, ale za większe pieniądze. Propozycji nie przyjąłby co trzeci badany. Im bardziej wykształceni respondenci, tym więcej wśród nich chętnych na odprawy.

"Wbrew obiegowym opiniom Polacy wykazują zdrowy rozsądek: jeśli praca jest niepewna, wolą zagwarantować sobie czas na poszukiwanie innej, niż czekać, aż topór spadnie im na głowę" - mówi "Rzeczpospolitej" prof. Anna Giza-Poleszczuk, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – "Mimo oznak kryzysu i wzrostu bezrobocia część pracowników ma poczucie, że sobie poradzi na rynku pracy, i nawet znajdzie coś lepszego" – mówi prof. Giza-Poleszczuk.

Ponad połowa osób zatrudnionych na pełny etat pomyślałaby o założeniu własnej firmy, wynika z sondażu "Rzeczpospolitej". Wielu chciałoby też wpłacić pieniądze na lokatę w banku (18 proc.) lub kupić mieszkanie (17 proc.).

Mniej zamierzałoby wydać odprawę na bieżące potrzeby czy spłatę długów, a tylko co setny badany sprawiłby sobie za nią nowy samochód.

Prof. Giza-Poleszczuk uważa, że te odpowiedzi są krzepiące. – To wyraz olbrzymich zmian, jakie się u nas dokonały – ocenia. – Na początku transformacji zachowywaliśmy się jak dzieci w przedszkolu, które dostały wreszcie nowe zabawki. Teraz nawet badania osób, które wygrały duże kwoty na loteriach, pokazują, że już mniej chcemy wydawać na konsumpcję, a bardziej inwestować w przyszłość.

„Ojciec zarabia tysiąc złotych. Ja bym nie mógł tak mało”

Piotr też nigdzie nie jest zatrudniony. Nigdy nie pracował na etacie. Rzucił zawodówkę już w pierwszej klasie. Nie było sensu się uczyć bzdur – twierdzi. Ma 28 lat, jeździ najnowszym modelem Audi, ale może zmieni na Renauta. Kupił na raty mieszkanie. Dobrze się ubiera. W ubiegłym roku był dwa razy na wakacjach – w Meksyku i w Indiach. Z czego żyje?

- Nie robię nic nielegalnego. Jestem chłopakiem na telefon – mówi. Piotr pracuje dla jednej z warszawskich agencji towarzyskich. Jest jedynym mężczyzną w firmie. Trzeba mu płacić dwa razy więcej niż pracującym w agencji kobietom. - Nie wstydzę się tego. Zaczynałem w wieku 19 lat, okazało się, że można dużo zarobić. Gdy moi kumple z mozołem odkładali na samochód, emigrowali za chlebem, ja już jeździłem dobrej klasy wozem. Pieniądze przyszły tak łatwo, że nie było sensu kończyć szkoły, czy robić matury. Wiem, że wielu ludzi żyje za tysiąc złotych. Na przykład mój ojciec. Ja bym tak nie mógł – twierdzi X-men, prosił o podanie takiego pseudonimu, rodzice nie wiedzą czym się zajmuje naprawdę, myślą, że syn pracuje jako kierownik w pizzerii.

Damian nie ma pracy od roku. Wcześniej był asystentem w wyższej uczelni.

- To fatalna sytuacja, mój dział objęły redukcje, zwolnili mnie, bo byłem najmłodszy. Mogło się zdarzyć. Kłopot w tym, że nie mogę niczego sensownego znaleźć. Specjalizowałem się w historii filozofii, dlatego firmy raczej nie czekają na mnie z otwartymi ramionami. Mógłbym pracować jako ktoś, kto kontaktuje się z klientami, może w PR, ale czuję dyskomfort na samą myśl. Jestem naukowcem, źle bym się czuł jako szeregowy pracownik. Jednak obawiam się, że będę musiał przezwyciężyć niechęć. Na razie żyję z pensji żony, w zamian opiekuję się dzieckiem. To wyjątkowo niekomfortowa sytuacja – mówi Damian Dąbrowski.

Krzysztof Winnicki

finansewypłatapieniądze
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (139)