Zemsta na szefie! Masz do tego prawo?
Podwyżka, premia, dobre słowo?
16.10.2012 | aktual.: 17.06.2014 09:34
Podwyżka, premia, dobre słowo? Im gorsze nastroje na rynku pracy, tym pewniejsze jest to, że nie uświadczysz od szefa żadnej z tych trzech rzeczy. Cicha zemsta pozwala odreagować poniżenie, strach i frustrację.
Darek, młody producent konferencji, nie jest sam w godzinie próby. Wspierają go starsi stażem koledzy, marketingowcy Bartek i Kuba. Gdy ostatnio ich szef i właściciel firmy w jednej osobie zrugał go przy stażystach, kumple postanowili odpłacić draniowi pięknym za nadobne. Przy okazji wyrównają z prezesem własne rachunki. Bo ile razy można słuchać, że pracownik to tylko pozycja na liście kosztów i najłatwiej wymienialny element biznesu?
A że być może razem z tyranem na dno pójdzie także ich źródło zarobków? No cóż. Już od dawna myślą o zmianie pracodawcy, więc taki obrót spraw byłby im nawet na rękę.
Czarny PR w internecie
„Śmiało szkaluj, zawsze coś przylgnie. Internet stał się medialnym perpetuum mobile, idealnym do wykańczania ludzi” – pisze niemiecki „Der Spiegel”. A Kuba postanowił sprawdzić, czy jest to prawda. Pozostając anonimowy, rozpowszechnia informacje o wrednym szefie na branżowych forach społecznościowych. Nie musi niczego wymyślać, wystarczy, że wiernie przytacza jego ordynarne odzywki albo opisuje sytuacje, kiedy pracodawca pastwił się nad Darkiem lub swoją zestresowaną asystentką straszył zwolnieniem. Dla otoczenia to szok, ponieważ biznesmen miał w mieście opinię wrażliwego społecznie filantropa.
- Te wszystkie sensacje, niepasujące do oficjalnego wizerunku szefa, rozprzestrzeniają się z prędkością światła – zaciera ręce Kuba. – Rezultat? Podlec nie jest już nigdzie zapraszany, branżowe konferencje i gale odbywają się bez niego. Unikają go nawet koledzy z lokalnego stowarzyszenia pracodawców, bo z takim chamem nie wypada się przecież pokazywać publicznie. Tylko czekać, aż od łajdaka i jego firmy odwrócą się też klienci. Kuba nie spocznie, dopóki nie osiągnie jeszcze innego celu. Chce zniszczyć szefa również na płaszczyźnie prywatnej.
- Mam prawdziwą bombę i nie zawaham się jej użyć – triumfuje. – Zdjęcia z imprezy integracyjnej, na której nasz prezes wkłada rękę pod bluzkę młodej praktykantki. Dziewczyna szpetna. Tym bardziej jego żona się wścieknie, gdy fotka z odpowiednim komentarzem pojawi się w internecie. Kilka takich rewelacji i… rozwód wisi w powietrzu.
Obijanie się w pracy
„Dajmy z siebie okupantowi tylko tyle, ile jest w stanie wydusić przemocą i dozorem – i nic ponadto” – nawoływał w 1941 roku mieszkańców Warszawy podziemny „Biuletyn Informacyjny”, wydawany przez Armię Krajową. Dokładnie tak samo wobec swojej firmy i szefa postępuje Bartek. Typ prymusa, nigdy nie lubił się obijać, ale ostatnio stał się w tym mistrzem. Bąki zbija jednak tak sprytnie, że uchodzi niemal za pracusia.
Przykład? Wyskakuje na miasto, na rozmowy kwalifikacyjne, kiedy tylko się da. A wszyscy myślą, że nosa z biura nie wystawia na moment. Jego popisowy numer: gdy zjawia się w pracy, wylewnie wita się ze wszystkimi, szczególnie zaś z sekretarką. Wiesza na krześle marynarkę. Włącza komputer, otwiera parę dokumentów w Excelu, aby inni myśleli, że analizuje tabelki. Potem wyjmuje z szafy inne okrycie i bocznymi drzwiami wychodzi na miasto.
— Nasza firma zajmuje dwie kondygnacje ogromnego biurowca, więc zawsze mogę powiedzieć, że załatwiałem coś na innym piętrze — śmieje się Bartek.
Przed każdym dłuższym wypadem robi na biurku twórczy bałagan. Kładzie na nim niezliczoną liczbę kolorowych folderów, którymi zasypywani są ludzie od reklamy i marketingu. Za każdym razem musi to być zupełnie inna dekoracja.
– Maszeruję po korytarzu zdecydowanym krokiem, z zaaferowaną miną, dźwigając papiery, teczki, dokumenty – opisuje Bartek. – Wyglądam na bardzo zajętego i przejętego rolą korporacyjnego szczura, a tak naprawdę obniżam produktywność swojej firmy i jej wynik finansowy.
Narażanie firmy na koszty
„Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić”. Tę piosenkę nieodżałowanego Jacka Kaczmarskiego lubi nucić sobie pod nosem Darek, który mimo swej spokojnej natury stał się mścicielem nie gorszym niż Kuba i Bartek.
Darek przez długi czas podziwiał determinację, jaką wykazują się jego koledzy w wyrównywaniu rachunków i uzyskiwaniu wewnętrznego poczucia sprawiedliwości. Zazdrościł im odwagi, ale sam nie mógł się przemóc. Aż do momentu, kiedy po raz kolejny prezes zbeształ go na forum publicznym. Coś wtedy w nim pękło. W duchu wypowiedział przełożonemu lojalność. A jego zemsta polega na naciąganiu firmy na koszty.
- Nadużywam służbowego auta, dzwonię z firmowej komórki za granicę, biorę zwolnienia lekarskie – opowiada Darek. – Kiedyś w dłuższe trasy wybierałem się pociągiem, kupowałem bilet drugiej klasy. Dziś rozbijam się samolotami, a latam czy jest ważny powód, czy go nie ma. Nie żałuję też sobie czterogwiazdkowych hoteli, chociaż jeszcze niedawno wystarczał mi byle pensjonat lub motel – im tańszy, tym lepszy.
Gdy ostatnio dyrektor działu kadr zapytał go, czy nie mógłby ograniczyć swych wydatków związanych z podróżami służbowymi, odparł, że to są koszty reprezentacyjne, świadczące o renomie firmy i prestiżu jego stanowiska. Menedżer nie wydawał się przekonany tą odpowiedzią, ale nie drążył tematu. Więc pozwala sobie na coraz więcej.
Wentyl bezpieczeństwa
Moralnie wątpliwe – chyba tak trzeba by określić postępowanie trójki przyjaciół. Lecz czy można się im dziwić? Frustracja, gniew i zmęczenie powinny znaleźć gdzieś ujście. Kto tłumi złość, w pewnym momencie może nie wytrzymać. Przypadki amerykańskich pracowników, którzy strzelają do swoich znienawidzonych szefów, trzeba traktować jak ostrzeżenie. Sto razy lepiej zszargać zwierzchnikowi reputację lub obijać się w pracy niż sięgnąć po broń!
Piotr Kowalczyk/MA