1 Maja: w PRL najważniejsze święto. Dziś - po prostu dzień wolny
1-majowe hasła przypomina się dla zobrazowania PRL-owskich absurdów i specyficznej nowomowy. A przecież przez wiele lat Święto Pracy obchodzono z największą pompą i wielu uczestników dawnych pochodów do dziś wspomina je z nostalgią.
01.05.2014 00:30
"1 Maja dniem radości ludzi pracy!". "Chwała ludziom dobrej roboty!". "Klasa robotnicza główną siłą socjalistycznego rozwoju!". 1-majowe hasła przypomina się dla zobrazowania PRL-owskich absurdów i specyficznej nowomowy. A przecież przez wiele lat Święto Pracy obchodzono z największą pompą i wielu uczestników dawnych pochodów do dziś wspomina je z nostalgią.
Komitet dekoracyjny - wystąp!
Naród bawił się, jadł kiełbaski i watę cukrową, machał kwiatami z papieru i chorągiewkami. Każdy miał do odegrania swoją rolę: sekretarze przemawiali, milicjanci pilnowali porządku a pracownicy defilowali w pochodach: pielęgniarki w fartuchach, górnicy w kaskach, zaś traktorzyści - na traktorach.
Wydawało się, że wszyscy tego dnia świętują i nikt nie przejmuje się pracą. Jednak żeby godnie uczcić socjalistyczne święto, wielu musiało wcześniej solidnie się namęczyć. Zresztą 1 maja nawet w PRL-u nie wszyscy mogli świętować. Lekarzy obowiązywały dyżury, pociągi jeździły, produkcji nie przerywały huty czy kopalnie. Natomiast w państwowych zakładach: w stalowniach, cementowniach, PGR-ach, ale także w szkołach i w biurach, przygotowania do majowych uroczystości trwały już w ostatnich tygodniach kwietnia. Ich dawni pracownicy do dziś wspominają narady aktywu pracowniczego, na których powoływano komitety organizacyjne, mające zająć się przygotowaniami do święta ludu pracującego miast i wsi.
Komitety odpowiadały za świąteczne dekoracje, które były ważne, bo ich zadaniem było przykrycie, chociaż na ten jeden dzień, szarej, zgrzebnej codzienności. Musiały więc być kolorowe, naturalnie z przewagą czerwieni. Pełne wpatrzonych w świetlaną przyszłość robotniczych twarzy i wzniesionych w górę spracowanych rąk.
Portrety wodzów rewolucji powiększano, niekiedy nawet do 10 metrów. Na zakładowych budynkach wieszano flagi w zalecanym zestawie: dwie czerwone, jedna biało-czerwona. Ze sklejki lub papieru żmudnie konstruowano litery na hasła i malowano je - oczywiście również na czerwono.
Tym wszystkim zajmowali się w godzinach pracy, a często i po nich, pracownicy oderwani od codziennych zajęć. Nie był to wówczas problem - w razie niewyrobienia planu stosowne liczby zawsze można było przecież dopisać. Zakłady były państwowe, nie groził im upadek czy wypadnięcie z rynku.
Gdy pogoda jest przeciw nam
Hasła zdarzały się bardziej rozwinięte: "Niech żyje klasa robotnicza", "Partia z narodem - naród z partią", ale i krótsze, hasłowe: "Budowlańcy", "Stal", "Huta". Niesione podczas pochodu, wskazywały stojącym na trybunie sekretarzom, jaki segment gospodarki socjalistycznej akurat przed nimi maszeruje.
Niestety zdarzało się, że pogoda krzyżowała plany świętującej klasie robotniczej. Deszcz i wiatr mogły z łatwością rozprawić się z niesionymi dumnie transparentami. Wprawdzie te wykute w stalowniach czy cementowniach opierały się kaprysom pogody, ale te sporządzone słabymi dłońmi nauczycielek lub pielęgniarek szybko z nimi przegrywały. W rezultacie można było przeczytać na przykład: "Ch...ała ludziom pracy" (zamiast "Chwała") albo "Popieramy pokojową ...tykę ZSRR" (zamiast "politykę").
Powstające kosztem wielogodzinnych wysiłków dekoracje mogły stać się przyczyną nieporozumień, a nawet skandali - jeśli zdarzyło się coś nieprzewidzianego. Doszło do tego na przykład w Opolu, gdzie któregoś razu wielki portret Lenina odczepił się, spadł na ulicę i został zbrukany kołami samochodów. Podobno niewiele brakowało do skandalu międzynarodowego z udziałem towarzyszy z ZSRR, bardzo niezadowolonych. Było to groźne. Wtedy, zwłaszcza w pierwszych dekadach PRL-u, nieporządne przymocowanie TAKIEGO portretu mogło podpaść pod sabotaż i skończyć się bardzo smutno.
Święto - a milicja pracuje!
*Polecamy: * Zakaz pracy podczas weekendu majowego
1 Maja w PRL zachował nieskażony niczym walor socjalistycznego święta mniej więcej do 1980 roku. Później, po powstaniu "Solidarności" i upadku Gierka, nastąpił okres schyłkowy komunizmu w wersji polskiej. Czerwone sztandary, portrety przywódców i górnolotne hasła zaczęły coraz częściej padać łupem "drugiej strony" - demonstrantów, opozycjonistów, a także... kibiców. Gdy 2 maja 1981 Polska grała mecz eliminacyjny do mistrzostw świata z NRD, tłumy udające się na stadion pozrywały flagi zdobiące jeszcze ulice i stadion wypełniły łopoczące sztandary w ilości niespotykanej nigdy wcześniej.
W PRL tuż po obowiązującym święcie trzeba jednak było szybko zdjąć flagi przed 3 maja. Nie mogły zdobić ulic w dniu Święta Konstytucji, którego PZPR nie uznawała. Oporni mogli więc mieć podwójne kłopoty: 1 maja za niewywieszenie flagi i 3 maja, za jej wywieszenie. Widać z tego, że oprócz szykujących godną świąteczną oprawę pracowników sporo pracy w okolicach majowego święta czekało milicjantów. Musieli oni najpierw pilnować, by sztandary zawisły i dyscyplinować opieszałych oraz zapominalskich. Później zaś pilnowali, by flagi zdjęto, i to szybko - wszak 3 maja był tuż. W miarę, jak historia PRL zbliżała się do końca, mieli też coraz więcej zajęcia z opanowywaniem ulicznych zamieszek, które w latach 80. tradycyjnie znajdowały swoje apogeum właśnie 1 maja. A dziś? Emocje związane z robotniczym świętem należą już do coraz bardziej odległej przeszłości.
TK,AS,WP.PL