90 metrów nad ziemią – tam jest praca!

W tej branży podczas pracy siedzi się wysoko, ale zarobki nie są równie niebotyczne

90 metrów nad ziemią – tam jest praca!
Źródło zdjęć: © PAP/Marcin Bielecki

13.09.2013 | aktual.: 16.09.2013 09:40

*W tej branży podczas pracy siedzi się wysoko, ale zarobki nie są równie niebotyczne. W dodatku przez ostatnie lata zjechały w dół. Operator żurawia może liczyć na 3,5 do 4 tys. zł – w dobrych miesiącach, gdy pracy jest dużo i może spędzać w swojej kabinie po 250 i więcej godzin. *

Według fachowców bardziej miarodajne jest podawanie stawek godzinowych. Na forum fachowcy dzielą się uwagami, że niektórzy pracodawcy na początek proponują nawet 8 zł/godz., ale do nich nikt nie pójdzie. Bardziej odpowiednia stawka to 13 zł. Dźwigowi są wysoko wykwalifikowanymi fachowcami i muszą się cenić.

Zostać czy jechać? Stare pytanie

Z tym cenieniem jednak nie jest tak prosto, bo kryzys przystopował oczekiwania finansowe. Okroił też nieco zapotrzebowanie na pracowników. Rynek pracy operatorów bywa równie chwiejny jak kabina dźwigu, kołysząca się na porywistym wietrze.

- Zima była długa, ale w cieplejszej porze nowe inwestycje w końcu ruszyły. Jest praca, jest zapotrzebowanie na operatorów. Co prawda stawki są mniejsze niż kilka lat temu. Deweloperzy starają się realizować inwestycje za jak najmniejsze pieniądze – komentuje Michał Małecki, właściciel firmy budowlanej, z doświadczeniem na stanowisku operatora żurawia.

Praca jest stresująca, wymaga chirurgicznej niemal precyzji. Tyle że waga i rozmiary sprzętu inne tu niż u lekarzy. Początkujący dźwigowy na dzień dobry dostanie zapewne do obsługi żurawia o udźwigu do 30 ton. Gdy nabierze doświadczenia, może otrzymać po opiekę olbrzyma o udźwigu 250 ton. Żeby móc obsługiwać żurawie albo ogromne ładowarki, trzeba zdać odpowiednie egzaminy, przejść badania lekarskie, m.in. słuchu, wzroku. No i mieć wiele cech, np. chłodną głowę, odpowiedzialność, brak pociągu do alkoholu.

13 zł za godzinę, praca na zlecenie – na takie realia, według informacji wymienianych na forach przez fachowców, można natrafić na polskich budowach. – Czy to dużo, czy mało, czy firma nie robi z nas jeleni? Być może gdzie indziej da się wyciągnąć 15, 16 zł? – zastanawiają się operatorzy.

Alternatywą jest wyjazd za granicę, np. do Skandynawii, ale przed podjęciem tam pracy to też warto przekalkulować. Ludzie wymieniają się informacjami: po przeliczeniu operator w Norwegii może otrzymać przynajmniej 10 tys. zł miesięcznie. Stawki godzinowe w Niemczech sięgają 13 euro, w Wlk. Brytanii – 13 funtów. Na miejscu może się jednak okazać, że połowę z tej sumy pochłaniają koszty utrzymania. Czy więc warto zostawiać rodzinę, jechać na zachód czy północ? Każdy musi odpowiedzieć sobie na to sam.

Kilkadziesiąt metrów do pracy. W górę

Operatorzy pracujący na najwyższych żurawiach mają do kabiny od ziemi jakieś 90 metrów, albo i więcej. Dla porównania, 10-piętrowe wieżowce liczą sobie mniej więcej połowę tej wysokości. To niby blisko – w poziomie. Droga po drabince do niewielkiego oszklonego pomieszczenia zajmuje im około 15 minut. Kiedy wchodzą rano, starają się schodzić dopiero na fajrant. Podczas przerw w pracy, planowych albo wymuszonych przez pogodę, czytają gazety, rozwiązują krzyżówki, słuchają radia.

- Takich olbrzymów jest w Polsce mało, bo tu nie Dubaj ani Nowy Jork – komentuje Michał Małecki. – Przeważają maszyny do 50 m. Prawdą jest jednak, że na dół schodzi się jedynie z naprawdę ważnego powodu. Na górze operatorzy w przerwie jedzą śniadanie, odpoczywają. W niektórych kabinach jest nawet możliwość drzemki. Ja sam jako operator musiałem się zdrzemnąć choć parę minut. To wyczerpująca praca, wymagająca ogromnej koncentracji, bo od operatora może zależeć życie kolegów na dole.

Co do burzy, Małecki stanowczo optuje za schodzeniem w jej czasie na dół. Nie ma co kusić licha. Jednak kiedy przyjdzie nagle, bezpieczniej jest zostać w kabinie, bo tam operatorowi nic nie grozi. A przy schodzeniu po drabince – niebezpiecznie: pioruny biją, poza tym zdrowo buja.

Jak sobie radzą z naturalnymi potrzebami tam, na górze? Podobno to kwestia przyzwyczajenia. Organizm dostosowuje się i da się wytrzymać bez ich załatwiania. W razie nagłej sytuacji operatorom zdarza się wykorzystywać puste butelki, a niektórzy przyznają się do załatwiania lżejszej potrzeby na zewnątrz. Wiatr i wysokość neutralizują wpływ „wydarzenia” na środowisko zewnętrzne.

To zdecydowanie praca nie dla każdego. Doświadczeni operatorzy wymieniają cechy niezbędne w tym fachu: opanowanie, umiejętność przewidywania, spostrzegawczość. Nic one jednak nie dadzą, gdy ktoś boi się wysokości. A także sprawne radzenie sobie z elektroniką, bo w dzisiejszych dźwigach, czy to hydraulicznych, czy wieżowych, obsługą ramienia zarządza system komputerowy i joystick. Pod względem ilości elektroniki ogromne dźwigi prześcigają nieraz nowoczesne typy samochodów.

Jak jest z perspektywą pracy dla operatorów? Mimo obaw związanych z kryzysem, wciąż można ją znaleźć. Ogłaszają się pracodawcy z ofertami w małych i większych miejscowościach w kraju. A także za granicą – w Norwegii, w Niemczech, Wlk. Brytanii, nawet w USA. Według światowej agencji pracy ManpowerGroup, operatorzy wielkich maszyn, jako znajdujący się w grupie wysoko wykwalifikowanych pracowników fizycznych, należą wciąż do najbardziej poszukiwanych specjalistów. Jeśli więc ktoś pragnie uciec od zmartwień związanych z potencjalnym bezrobociem, kursy na operatorów żurawi wydają się nadal dobrym kierunkiem do wyboru.

TK,MA,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (97)