Antyspread działa mobilizująco, ale tylko na klientów banków
Właśnie mija rok od wejścia w życie ustawy antyspreadowej. Można szacować, że handlem walutą z myślą o racie kredytu zajmuje się już co najmniej 150 tys. Polaków.
Choć opinie bankowców wskazują, że spodziewali się po wejściu w życie ustawy antyspreadowej znacznie większego zainteresowania klientów spłatą kredytów walutowych bezpośrednio we franku czy euro, to i tak jest zupełnie nieźle. Można szacować, że udział osób spłacających kredyty walutowe właśnie w walucie co najmniej się podwoił i z 10 proc., o których na koniec 2010 roku informował nadzór finansowy, zrobiło się już ponad 20 proc., czyli ponad 150 tys. osób.
W najbardziej spektakularny przypadkach, czyli w BNP Paribas, niemal wszyscy klienci spłacają kredyt częściowo lub całkowicie w walucie, w DnB Nord jest to 60 proc., wobec 40 proc. przed rokiem, a w Deutsche Banku PBC 35 proc. (było 30 proc.). 32-proc. odsetek jest w Raiffeisenie, mimo że przed rokiem postępowało tak 20 proc. klientów.
W Polbanku w ciągu roku na tryb spłaty kredytu samodzielnie zakupioną walutą przeszedł prawie co czwarty klient, choć wcześniej był tylko co dwudziesty. Z kolei odsetek „samodzielnych” klientów w Kredyt Banku, ING BSK, Getin Noble Banku wynosi 15-16 proc. Spora zmiana wobec sytuacji z końca sierpnia 2011 roku, gdy te trzy banki miały w gronie walutowych kredytobiorców 2-3 proc. przynoszących walutę klientów. W MultiBanku i mBanku udział klientów spłacających kredyty głównie z rachunków walutowych podwoił się z ok. 7 do 14 proc. a w Millennium zwiększył się z 5 do 12 proc.
Ale już w Nordei, banku energicznie udzielającym walutowych kredytów mieszkaniowych przez lata, grupa klientów poszukujących waluty na własną rękę wzrosła z poniżej 1 proc. do 2 proc. W BPH odnotowano skok z 1,5 do 4,5 proc., a w Credit Agricole jest to mniej niż 1 proc.
Jak informowała Komisja Nadzoru Finansowego, już na koniec 2010 roku co dziesiąty klient korzystał z bezpośredniej spłaty kredytu w walucie. Umożliwiały to wcześniej z własnej inicjatywy niektóre banki np. DnB Nord, BNP Paribas, czy Deustche Bank PBC. Od połowy 2009 roku dodatkowo narzuciły to zapisy rekomendacji S. Część banków skutecznie blokowała jednak zalecenia nadzoru wygórowanymi prowizjami za zmianę sposobu spłaty. Dopiero ustawa antyspreadowa zobowiązała banki do bezpłatnego przyjmowania rat kredytów nie tylko w złotych, ale i w walutach, w których zostały zaciągnięte. Klienci mają wybór, mogą przelewać na rachunek kredytu, waluty zakupione w innych bankach czy też w kantorach tradycyjnych i internetowych. Mogą również przynosić do banku gotówkę. Wszystko po to, aby ominąć – szczególnie w przypadku franka – rosnące z roku na rok Spread, wynoszące średnio ok. 7 proc., ale dochodzące też i do 10 proc. (procentowy spread walutowy to różnica pomiędzy kursem sprzedaży i kursem kupna waluty). Klient,
dzięki ustawie, ma również możliwość kupowania waluty na spłatę w dogodnym momencie, przy kursie, który akurat uznaje za korzystny.
Szum ucichł i chętnych do zmiany mniej
Entuzjazm do wykorzystywania przywilejów wynikających z obowiązujących od roku przepisów, ostatnimi czasy przygasł. Bankowcy nie kryją, że mobilizację klientów dało się zaobserwować na starcie ustawy antyspreadowej, ale kiedy szum medialny przycichł, fala chętnych do spłacania kredytu bezpośrednio w walucie zmalała.
A szkoda, bo korzyści ze zmiany potrafią być spore. Przeciętnie na każde 100 franków raty klient ma szansę zaoszczędzić od 10 do 17 zł. Na takim poziomie wahają się różnice między średnim kursem sprzedaży CHF w bankach zaangażowanych w kredyty walutowe, a kursem z kantorów internetowych, czy nawet tych tradycyjnych z atrakcyjnymi kursami czy też sprzedających walutę w hurcie – od 1 tys. franków wzwyż.
W DB PBC za franka trzeba było w czwartek płacić 3,5364 zł, w BOŚ 3,552 zł, w Polbanku 3,584 zł , a Getin Noble Banku 3,6 zł, podczas gdy w kantorach internetowych był notowany nawet poniżej 3,43 zł. Jeśli ktoś woli handlować z instytucją nadzorowaną przez KNF, mógł kupić franka w Citi Handlowym za niecałe 3,46 zł.
Dla zaciągniętego w czerwcu 2008 roku 30-letniego kredytu na 300 tys. zł we franku z marżą 1,2 p.p., ze względu na różnice kursowe rata również dobrze może wynieść 1580 zł jak i 1660 zł. Co w skali roku daje niemal 1000 zł mniej na obsługę kredytu.
Nieźle na samodzielnych zakupach waluty można również zaoszczędzić na spłacie kredytu w euro, choć tu oszczędności nie są aż tak duże jak w przypadku franka. Czwartkowe najwyższe notowanie euro w bankach przekraczało 4,26 zł, a w kantorach internetowych wystarczyło zapłacić niewiele ponad 4,1 zł. Na każde 100 euro raty kredytu można więc zyskać ponad 16 zł.
Na spadek spreadów nie ma co liczyć
Rok po wejściu w życie ustawy antyspreadowej wiadomo już na pewno, że nie należy siedzieć z założonymi rękami. Wbrew oczekiwaniom spready w banakch wcale nie spadły i jeśli ktoś chce płacić mniej, nie ma wyjścia i musi się zająć handlem walutami. Aby przejść na spłatę kredytu bezpośrednio w walucie w większości banków trzeba podpisać aneks, który zaczyna działać natychmiast, ewentualnie po 14 dniach. Jeśli ktoś obawia się, że nie zawsze będzie miał głowę i czas do walutowych zakupów, większość banków po prostu ściągnie pieniądze z konta złotowego, tak jak robiła to wcześniej.
Halina Kochalska, Open Finance