Biedronka to początek. Walka z gotówką na wsi dopiero się zaczyna
Przyjęto nową ustawę, która zmniejszyła najwyższe w Europie koszty obsługi kart. Zamiast 1,7 proc., teraz sklepy będą płacić organizacjom kartowym maksymalnie 0,5 proc. To właśnie ten ruch skłonił Biedronkę do montowania terminali. Przepisy w życie wchodzą 1 lipca. Czy zachęci to też mniejszych graczy?
17.06.2014 | aktual.: 01.07.2014 07:38
Przyjęto nową ustawę, która zmniejszyła najwyższe w Europie koszty obsługi kart. Zamiast 1,7 proc., teraz sklepy będą płacić organizacjom kartowym maksymalnie 0,5 proc. To właśnie ten ruch skłonił Biedronkę do montowania terminali. Przepisy w życie wchodzą 1 lipca.
Po wejściu Biedronki w płatności kartowe zaczyna się walka o 700 tys. innych punktów handlowych akceptujących tylko gotówkę. To problem całej Polski B. Banki chcą, by wsie i miasteczka zaczęły używać do płacenia telefonów.
W ciągu trzech miesięcy już w każdej z Biedronek pojawią się terminale płatnicze. Ostatni z bezkartowych bastionów właśnie runął. Choć sprawa dyskontu jest już załatwiona, to nadal liczba sklepów i punktów usługowych, w których płacić kartą nie można, sięga według różnych źródeł od 500 do 700 tys.
Kartą praktycznie nie zapłacimy też w żadnym z urzędów. A to przecież państwu najbardziej zależy na wprowadzeniu obrotu bezgotówkowego, bo zmniejsza to szarą strefę. czy zmiany, które wchodzą dzisiaj w życie zachęcą małych graczy.
- Do tych przedsiębiorców musi dotrzeć informacja o obniżce. Trzeba też ich edukować, że płatność kartą czy telefonem to większe zakupy ich klientów. Oni dziś tego nie wiedzą - mówi Robert Łaniewski, prezes Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego.
Karciarze już raz próbowali wejść na prowincję. Visa obiecywała, że kartą będzie można zapłacić wszędzie. W program władowano 200 mln zł, a przynajmniej tak twierdzi Visa, ale ostatecznie i tak karty pozostały domeną dużych miast.
- Zmienia się model biznesowy. Zmniejszenie interchange, sprawia że aby zarobić te same pieniądze co rok temu, trzeba zwiększyć wolumen transakcji. Usługa musi stać się więc masowa - mówi Wojciech Pantkowski odpowiedzialny w Pekao za PeoPay.
Jak dodaje, jego system umożliwia nie tylko płacenie, ale także przyjmowanie płatności w prosty sposób. To dlatego płatności mobilne są dużo korzystniejsze niż montowanie drogiego terminala i płacenie za jego używanie. Tańsze jest po prostu ściągnięcie aplikacji na telefon czy tablet.
- Szybko rozwija się też rynek urządzeń z NFC. A to oznacza, że zwykły smartfon już niedługo zastąpi terminal i będzie mógł akceptować także karty zbliżeniowe. Warto pamiętać, że Polska pod tym względem jest liderem na świecie - dodaje Pantkowski.
Nie do końca w przeskoczenie ery kart wierzy Adam Malicki odpowiedzialny za projekt Polskiego Standardu Płatności. To idea sześciu największych polskich banków, które chcą wdrożyć płatności mobilne oparte na dzisiejszym IKO należącym do PKO BP. Malicki przyznaje, że terminale kartowe to dla płatności mobilnych obowiązek, ale to nie one są teraz najważniejsze.
- Nie ma co powielać drogi, którą przeszliśmy przy akceptacji kart. Tam oczywiście musimy być, ale to nie jest obszar, na którym budujemy swoją strategię. Priorytetem są dla nas miejsca, gdzie dziś dominuje gotówka. To dzięki temu możemy zwiększyć obroty - mówi prezes PSP.
Dziś telefonem jest więcej chętnych do płacenia niż do przyjmowania płatności. Użytkownik dobrego systemu dostaje prosty sposób płatności, z dostępem do całych środków na swoim koncie czy debecie. Na dodatek wszelkie badania pokazują, że częściej z domu wychodzimy z telefonem niż portfelem. Pieniądze zawsze są więc pod ręką.
A co dostaje przyjmujący? Na początek koszty związane z wynajęciem terminala lub zakupem tabletu. No i niższą niż do niedawna, ale nadal 0,5-procentową prowizję. Szefowie PSP i PeoPay wierzą jednak, że mikroprzedsiębiorcy uwierzą w nową technologię.
- Ja w tej chwili mam 20 zł przy sobie. Butów za to nie kupię. Już teraz są proste rozwiązania polegające na przelewaniu pieniędzy peer to peer przez telefon. I to nawet gdy przyjmujący nie należy do żadnego systemu. Polacy są otwarci na nowe technologie. Wierzę, że dla sklepikarza zainstalowanie jednej aplikacji nie będzie problemem. A dzięki temu jego sprzedaż może wzrosnąć - mówi Malicki.
Problem w tym, że dziś systemy kartowe w Polsce są dwa i to kompatybilne. Aplikacji do płacenia jest natomiast mnóstwo i żadne ze sobą nie współpracują. Oprócz PeoPay i IKO jest jeszcze obsługiwana przez Biedronkę iKasa. Poza tym od kilku lat działają SkyCash, mPay czy moBilet, które skoncentrowały się na obsłudze mikropłatności za parking czy bilety na komunikację miejską. Podobnych mniejszych rozwiązań jest jeszcze kilka. Kilka kolejnych, takich jak choćby Billon (więcej na jego temat tutaj)
, szykuje się do startu.
Sklepy i klienci mogą od nich wszystkich dostać schizofrenii, bo choć zainstalować je łatwo, to zapłacić już trudniej. Brak standardu chcą przełamać PeoPay i PSP. Dwa największe systemy myślą o współpracy podobnej do tej jaką ma Visa i Mastercard. Niezależnie którą aplikacje byśmy mieli, będziemy mogli zapłacić nią w punkcie akceptującym płatności mobilne.
Oficjalnie porozumienia jeszcze nie ma, ale cały rynek i tak wie, że sprawa dopięcia szczegółów to kwestia czasu. No i rynkowa konieczność, która może wyrzucić z rynku mniejszych graczy. A cały tort płatności bezgotówkowych pozostawić w wielkiej bankowej rodzinie.
- Rozmawiamy z PeoPay na wiele tematów. Mogę potwierdzić, tylko że PSP czeka na zgody regulacyjne do rozpoczęcia działalności. Po ich uzyskaniu będziemy informować o naszych kolejnych krokach - mówi Adam Malicki.
- Trzeba poczekać na to jak sytuacja się rozwinie. Możliwe, że w paradę wejdzie nam nawet UOKiK. Pod względem technologicznym nie ma żadnych problemów. My jesteśmy zwolennikiem rozwiązania, w którym Krajowa Izba Rozliczeniowa byłaby hubem, który spinałby cały system. Tę sprawę musimy jeszcze też wyjaśnić z PSP - zdradza z kolei Panktowski z PeoPay.
Nowe stawki za płatność kartą wchodzą w życie już z początkiem wakacji, ale na rewolucję trzeba jeszcze czekać. Na razie zamiast instalować aplikacje do przyjmowania płatności mobilnych, sklepy tradycyjnie sprawdzą, gdzie obok nich jest najbliższy bankomat. Euronet właśnie poinformował, że na lipiec i sierpień na prowincję wyśle kilkadziesiąt nowych maszyn. Głównie tam gdzie pojawią się turyści. Może w następne wakacje już bankomaty nie będą potrzebne?