Bitcoin to zarobione miliony. I miliony stracone, depresje, rozbite małżeństwa
– Co było najgorsze? Powiedzenie żonie. Miałem i mam nadal przekonanie, że zawiodłem całą rodzinę, że te pieniądze można było wydać na wspólne duże wakacje, na szkołę dla syna, mieć jako zabezpieczenie w chorobie. Już lepiej byłoby dać wszystko np. Owsiakowi, przynajmniej byłoby z tego coś pożytecznego – mówi Marek. Na bitcoinie stracił ponad 80 tysięcy.
09.11.2018 | aktual.: 09.11.2018 21:46
Mieszka w Krakowie, jest programistą. Zarabia bardzo dobrze, kilkanaście tysięcy miesięcznie. Jasne, że chciałby więcej, ale stawki są, jakie są. A potrzeby rosną – jego żona jako nauczycielka zarabia bardzo kiepsko. Mają samochód, mieszkanie, dziecko, wszystko kosztuje. Marek wspiera finansowo swoich emerytowanych rodziców. Próbuje też odkładać na emeryturę na subkoncie.
– Nie jestem specjalistą od finansów, ale zbadałem sprawę. Czytałem fora, rozmawiałem z ludźmi. Z mojej informatycznej perspektywy wiedziałem, że w bitcoina mogę zainwestować, że sprawa jest bezpieczna pod kątem przeprowadzania transakcji i że blockchain ma przyszłość – mówi Marek.
Zobacz: Bankowcy torpedują raport w sprawie frankowiczów. Prezes NIK odpiera zarzuty
Przyznaje, że kusiła go perspektywa zarobienia sporych pieniędzy praktycznie bez żadnego wysiłku. Tym bardziej, że miał odłożoną całkiem przyjemną sumę. Po kilku miesiącach bicia się z myślami podjął decyzję. Założył portfel na kryptowalutę, zarejestrował się na jednej z polskich giełd i zainwestował na początek tysiąc złotych.
– To była moja pierwsza inwestycja, wcześniej nie myślałem w ogóle o inwestowaniu w akcje i tego typu sprawy. Patrzenie na wykresy, czytanie informacji, banie się o jakieś spadki to nie dla mnie. Ale z bitcoinem sprawa była dużo prostsza – jeden wykres, jeden walor, od razu wiadomo, ile się ma – wspomina Marek.
Opowiada, że kiedy zaczął czytać fora poświęcone inwestowaniu w kryptowaluty, przeraziły go wpisy spekulantów i ich język. Nie rozumiał z tego nic, skupił się więc na bardziej przystępnych opisach w sieci.
Zainwestowany tysiąc szybko urósł do poziomu trzech tysięcy – była jesień 2017 roku. A kurs bitcoina rósł jak oszalały, nic nie było w stanie go zatrzymać. Marek sięgnął po oszczędności i zainwestował ponad 150 tysięcy złotych. Żonie nic nie powiedział, chciał mieć dla niej przyjemną niespodziankę.
200 tysięcy bez wysiłku. Euforia
– I na początku wszystko szło świetnie, bo kurs ciągle rósł. Zaczynałem z poziomu, gdy za bitcoina płacono w Polsce poniżej 50 000 złotych, dokładnego kursu dziś nie pamiętam. W każdym razie ja tyle właśnie zapłaciłem. Nagle okazało się, że z moich 150 tysięcy złotych zrobiło się grubo ponad 200. Bez żadnego wysiłku z mojej strony, tak po prostu. Mało się nie posikałem z radości – mówi Marek.
Ponad 65 tysięcy płacone za jednego bitcoina wprowadziły tysiące osób w euforię. Pierwsze spadki, które nastąpiły później, tylko delikatnie ostudziły wyobraźnię spekulantów.
– Strata paru tysięcy z tej zarobionej przypadkiem fortuny nie była żadnym problemem. Kto by się tym przejmował? W każdym razie nie ja. Ale parę tygodni później miałem już miękkie kolana. Bo w przeliczeniu na złotówki miałem już tyle, ile na początku. A potem mniej i mniej – mówi Marek.
Dziś pieniądze, które zainwestował, są warte ponad połowę mniej niż na początku. Ze 150 tysięcy zrobiło się około 70. Ale Marek swoich bitcoinów nie sprzedał.
– Mogłem to zrobić kilka razy, kiedy waluta się odbijała. Ale skąd miałem wiedzieć, że nie będzie szedł wyżej, skąd miałem wiedzieć, że znowu spadnie. Postanowiłem już trzymać ten portfel z cholernymi bitcoinami. Ma mi przypominać o tym, że dałem ciała, że napaliłem się jak idiota i że prawie straciłem przez to rodzinę. Żona nie była zła nawet o te pieniądze, ale o to, że jej nic nie powiedziałem – twierdzi dziś Marek.
Najbardziej denerwuje go, że jego pieniądze po prostu się rozpłynęły. Mówi, że mógł z nimi zrobić mnóstwo rzeczy, nawet oddanie ich na cele charytatywne miałoby większy sens. Bo ktoś by je miał.
Bolało, boli nadal
Więcej szczęścia miał Krzysiek – 30-letni singiel z Warszawy. Zainwestował podobnie jak Marek, ale kilka miesięcy później.
– To było już na sporym spadku bitcoina. Namówił mnie znajomy, nałogowy miłośnik kryptowalut. Gadaliśmy przy piwku i obaj doszliśmy do wniosku, że bardziej już nie spadnie i w sumie warto byłoby trochę kupić. Teoria nie przeszła w praktykę, w efekcie jestem lżejszy o 8 tysięcy złotych. Dwie moje pensje. Bolało, boli nadal, bo ciągle spłacam zadłużenie z karty. Wyszedłem z tego mądrzejszy, przynajmniej taką mam nadzieję – mówi nam.
Obu pozostał spory wstyd. Do głupiej straty przyznali się tylko najbliższym znajomym. Nie chcą, aby o wszystkim dowiedziała się szersza grupa.
– Mam jeszcze znajomego, dla którego przygoda z bitcoinami skończyła się dużo gorzej. Zagrał dzięki swojej zdolności kredytowej, którą uzyskał dzięki mieszkaniu. Rozwód był dość szybki, bank też zbyt długo się nie zastanawiał nad egzekucją należności. Teraz wynajmuje kawalerkę, spłaca długi, a z dziećmi widuje się co dwa tygodnie – mówi Marek.
Krzysiek przyznaje, że był to jeden z głupszych sposobów rozstania się z własną gotówką.
– Nie mówię, że już w nic nie zainwestuję. Pewnie kiedy odzyskam pewność siebie i równowagę finansową, będę myślał o tym, jak zabezpieczyć się na przyszłość. Ale jakoś mniej zachłannie i bardziej rozsądnie – wyznaje.
Obaj przypominają, że kryptowaluty mogą być fajne, ale na razie nikt nie ma nad nimi kontroli, nie mają fizycznej wartości, a na dodatek o manipulowanie kursem podejrzewa się duże grupy spekulantów, a nawet całe państwa.
Czytaj też: Polacy będą mieć swojego bitcoina? Powstaje dPLN
– Na pewno są tacy, którym kryptowaluty się opłaciły. Mam nadzieję, że kurs jeszcze wzrośnie, kiedy ktoś znajdzie jakieś praktyczne zastosowanie bitcoina. Nie wiem, czy odzyskam swoje pieniądze, być może tak, być może nie, ale w końcu pęknę i sprzedam to cholerstwo, więcej nie mam ochoty się stresować – podsumowuje Marek.
W podobnej sytuacji może być nawet kilkaset tysięcy Polaków. Według przeprowadzonego niedawno badania, liczbę osób inwestujących w kryptowaluty można oszacować na ok. 600 tysięcy. Wiadomo o nich niewiele, bo handel bitcoinem czy ethereum odbywa się w zasadzie anonimowo. Jak na razie w zasadzie cały obrót takimi walorami jest czystą spekulacją, bo po początkowym entuzjazmie wiele firm, które przyjmowały płatności bitcoinem, wycofały się z tego rozwiązania. Przyczyną jest niestabilność waluty, która potrafi rosnąć i spadać po kilkaset procent miesięcznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl