Co łączy Mozarta, Billa Gatesa i Roberta Kubicę?
Wszyscy oni urodzili się z talentem. Gdyby jednak nie pracowali za trzech, nie mieliby szans na sukces!
13.06.2011 | aktual.: 13.06.2011 11:04
Wszyscy oni urodzili się z talentem. Gdyby jednak nie pracowali za trzech, nie mieliby szans na sukces.
Wbrew potocznej opinii, rozpowszechnianej przez panie od muzyki, Mozart wcale nie był cudownym dzieckiem. Krytyk muzyczny Harold Schonberg uważa, że jego pierwsze utwory były raczej przeciętne, a talent Amadeusza rozwinął się dosyć późno. Największe dzieła spłodził dopiero po 20 latach ciężkiego, codziennego komponowania.
Podobnie przebiega kariera Roberta Kubicy. Po raz pierwszy zasiadł za kierownicą, gdy miał sześć lat, a cztery lata później zdobył tytuł mistrza Polski juniorów. Jako 13-latek wyjechał do Włoch, gdzie w 1998 r. został juniorskim mistrzem tego kraju, a potem wicemistrzem Europy. Teraz pokazuje klasę w Formule 1. Geniusz kierownicy? Owszem, ale też tytan pracy. No i niesamowity szczęściarz – przygodę z samochodami rozpoczął znacznie wcześniej niż jego rówieśnicy w kraju i na świecie. Ojciec – krakowski biznesmen nie szczędził czasu i pieniędzy na rozwój pasji Roberta.
Typem pracusia jest też Bill Gates, założyciel Microsoftu. Nawet gdy już zarabiał miliony dolarów dziennie, brał średnio dwa dni urlopu rocznie. Na nadmiar wolnego czasu i nudę nie narzeka również kanadyjski potentat medialny - siedemdziesięciokilkuletni Ted Rogers, który wręcz ma opinię pracoholika. Thomas Edison stwierdził, że geniusz to jeden procent natchnienia i dziewięćdziesiąt dziewięć procent potu. Henry FordFord mawiał, że jeśli nie pracujesz, nie będziesz w stanie jasno myśleć. *Tylko trudy przynoszą zysk *
Z tym, że bezczynność wypacza umysł, zgadza się z Michael Franzese, jeden z najlepiej opłacanych mówców motywacyjnych na świecie. „Nie zarabiałbym milionów dolarów tygodniowo, gdybym siorbał kawę w klubie na Carroll Street” – pisze w książce „Propozycje nie do odrzucenia. Rady i tajemnice byłego szefa mafii” (Onepress, 2010).
Tak, tak, Franzese był szefem mafii, ale potem przeszedł na jasną stronę mocy i odpokutował dawne grzech, m.in. poprzez zaangażowanie społeczne. Dziś odrzuca naukę Machiavelliego, swego mistrza z lat młodości, który zalecał raczej cwaniactwo i spryt niż uczciwą, solidną pracę. Dziś Franzese czerpie z mądrości innego klasyka – jest nim izraelski król Salomon, któremu przypisuje się autorstwo starotestamentowej Księgi Przysłów.
- Bez obaw, tu nie chodzi o religię – uspokaja Michael Franzese. – Autor Księgi Przysłów ma dużo do powiedzenia na temat biznesu i sposobów działania w aktualnych realiach rynku. Według Machiavelliego, człowiek ma prawo działać tak, jakby wszystko było dopuszczalne, o ile osiąga swoje cele. Dla Salomona fundamentem skutecznego modelu kariery jest uczciwość, rzetelność i ciężka praca.
Oto kilka przykładowych maksym Salomona na temat sumiennej pracy:
- „Ręka gorliwych zdobędzie władzę, a leń pracować musi pod batem”.
- „Każdy trud przynosi zyski, gadulstwo – jedynie biedę”.
- „Nie kochaj spania, byś nie zubożał, miej oczy otwarte – nasycisz się chlebem”.
Spryt ma krótkie nogi
No dobrze – a co z tymi, którzy bogacą się nie ciężką pracą, ale sprytem, cwaniactwem czy robieniem tzw. dobrego wrażenia? Franzese nie wierzy w trwałość ich sukcesu. Przypomina o swych kolegach z mafii. Wszyscy byli bardzo zdolni (do wszystkiego) i bardzo szybko dochodzili do fortun. Ale potem równie szybko ginęli w gangsterskich porachunkach – i nic z zagarniętych przemocą pieniędzy nie zabrali z sobą do grobu. A w biznesie? Jeśli ktoś umie się tylko podlizywać, wypadnie z firmy, gdy nastanie w niej nowy szef, akurat nielubiący pochlebstw i wazeliniarzy. Albo ktoś, kto jedzie tylko na swym ilorazie inteligencji, zdolnościach – wcześniej czy później ktoś zauważy, że człowiek ten stanął w miejscu, tylko prezentuje się dobrze, ale żadnego pożytku przedsiębiorstwo z niego nie ma.
A znienawidzony przez wszystkich karierowicz, firmowy prymus, pupilek prezesa czy dyrektora? Chyba w każdym biurze spotykamy kogoś takiego. I każdy z nas sam musi się zastanowić, skąd bierze się nasza niechęć do tego „typa”. Często powodem jest zwykła zazdrość. Nie lubimy tych, którzy ciężko pracują, zostają w firmie po godzinach, rezygnują z urlopów. Bo na tle takich ludzi – zaangażowanych, sumiennych mrówek – my ze swoim kombinatorstwem wypadamy bardzo blado. Zresztą w Polsce zawsze ceniło się bardziej osoby zdolne niż pracowite. Wena, natchnienie to było coś, za czym tęsknili poeci. O pocie wylanym przy tworzeniu wierszy nawet nie zająknęli się słowem. Pracuś Wokulski z „Lalki” Bolesława Prusa nigdy nie stał się naszym bohaterem narodowym.
Talent jest jednak przereklamowany – uważa Malcolm Gladwell, kanadyjski pisarz i publicysta. Bez pracy niczego nie osiągniemy. A z pracą, nawet nie mając wrodzonych zdolności, zajdziemy bardzo, bardzo daleko. „Studenci, których później uznano za najlepszych w klasie, ćwiczyli więcej niż inni” – pisze w książce „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu”.
Mirosław Sikorski
/AS