Co lepsze: oszczędzać czy kupować

Kryzys dopadł nas niespodziewanie, kiedy jeszcze podziwialiśmy opaleniznę ostatniego lata. Najwięksi optymiści wśród ekonomistów sądzą, że wraz z końcem najbliższych wakacji zaczniemy z wolna wychodzić na prostą. Pesymiści mówią o przynajmniej 2 latach.

Co lepsze: oszczędzać czy kupować
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

28.03.2009 | aktual.: 28.03.2009 10:58

Jeśli wierzyć w pierwszą prognozę, można powiedzieć, że jesteśmy już na półmetku. I wciąż żyjemy, przynajmniej większość z nas.

Marszałek województwa Włodzimierz Fisiak triumfalnie niedawno ogłosił, że nasz region z kryzysem radzi sobie lepiej niż inni w Polsce. Mniejsze bezrobocie, więcej optymizmu i tak dalej. Po udanym propagandowo wstępie musiał jednak przyznać, że jednym ze źródeł naszego sukcesu jest dotychczasowe zapóźnienie.

Bo kryzys po łódzku to paradoks za paradoksem.

  • Z jednej strony armia bezrobotnych w regionie wzrosła od października o 25 tysięcy ludzi (z 92 do 116 tys.), a w tym roku już kilkanaście firm zgłosiło duże zwolnienia grupowe. Rekordziści wyrzucają na bruk po 300 pracowników. Ciągle pojawiają się niepokojące doniesienia o inwestorach, którzy rezygnują z budowy fabryk oraz plotki, że z Łodzi ucieknie Dell. Z drugiej strony wiadomo - i są to informacje bardziej oficjalne - że ten sam Dell, zamiast z Polski uciekać, przenosi do Łodzi produkcję z irlandzkiego Limerick. Podobnie może zrobić Indesit, który wynosi się z Włoch. Zawdzięczamy to kryzysowi. A jeśli chodzi o bezrobocie - gdzie indziej jest dużo wyższe.
  • Co trzeci z nas oszczędza już na jedzeniu i ubraniach. Tymczasem w większości przypadków nie ma do tego żadnych przesłanek, no może poza owczym pędem. Niewiele się o tym mówi, ale płace w regionie łódzkim wzrosły w porównaniu z początkiem zeszłego roku o ponad 8 procent. A tylko na samej tańszej benzynie jesteśmy "do przodu" o około 100 zł miesięcznie.
  • Wprawdzie nieoficjalne badania pokazują, że sklepy mają nawet o 30 procent mniej klientów, jednocześnie jednak województwo łódzkie jest jedynym w kraju, gdzie po Nowym Roku produkcja sprzedana przemysłu wzrosła w porównaniu ze styczniem 2008 roku.
  • Światowy kryzys wywołał sektor finansowy. Tymczasem w naszym regionie banki mają się nieźle, stosunkowo niewielkie zwolnienia zapowiedziały tylko PKO BP oraz NBP. Paradoksalnie to firmy produkcyjne redukują zatrudnienie całymi setkami.
  • W Aleksandrowie Łódzkim doszło w mijającym tygodniu do pierwszego w Polsce ksenofobicznego protestu przeciw pracującym u nas obcokrajowcom. Poszło o 98 Filipińczyków z firmy Okna Rąbień. Do demonstracji może też dojść w Elektrowni Bełchatów, jeśli tylko władze firmy zdecydują się sprowadzić 400 Pakistańczyków. Polacy boją się o pracę, tak jak boją się o nią Brytyjczycy, wyrzucający do domu naszych robotników. W kryzysie wzrost takich nastrojów to rzecz normalna. O dziwo jednak, szefowie firmy Okna Rąbień dalej narzekają, że mają zapotrzebowanie, tylko chętnych do pracy wciąż w Aleksandrowie nie widać...

Nie jest tak źle

W 1990 i w 1997 roku Łódź należała do miejsc najmocniej dotkniętych skutkami recesji. Monokultura gospodarcza - krótko tłumaczyli ekonomiści. To fakt, poza fabrykami włókienniczymi, a później hurtowniami z ciuchami niewiele mieliśmy. Gdy dla naszej odzieżówki załamał się rynek wschodni, miasto nie miało do zaoferowania nic w zamian. W efekcie na przełomie wieków bezrobocie doszło do 20 procent.

Od tego czasu wiele się zmieniło. Nie tylko szyjemy ubrania, ale też montujemy komputery, składamy lodówki, produkujemy leki, a niedługo będziemy budować autostrady.
Efekt? Najnowsze dane GUS pokazują, że nowa fala bezrobocia dotknęła nasz region w mniejszym stopniu niż resztę kraju. Inni mają średnio 10,5 procent, my - 10. Innym słupki skoczyły od października o 1,7 punktu procentowego, nam o 1,4. A w samej Łodzi zaledwie o 1 procent. To godne uwagi, bo przez lata w tej materii lokowaliśmy się poniżej przeciętnej.

Sprzedaż przemysłu wzrosła w ciągu ostatniego roku o 2 procent. Jesteśmy w tej kategorii jedynym województwem na plusie. Produkcja budowlano-montażowa wzrosła w porównaniu z styczniem 2008 o 12,7 proc., a więc blisko dwa razy więcej niż wynosi średnia krajowa. Pod względem nakładów inwestycyjnych na głowę mieszkańca (2146 zł) jesteśmy na czwartym miejscu w kraju.

Tymi danymi chwalił się marszałek Fisiak. Należy jednak dodać, że ze średnią płacą na poziomie 2,7 tysiąca zł brutto lokujemy się na piątym miejscu od końca. Zarabiamy 100 zł więcej niż mieszkańcy Świętokrzyskiego i 500 zł mniej niż Ślązacy. Może więc jest tak, że naszym głównym atutem ciągle jest tania siła robocza. Może to nasza bieda ściąga zachodnie fabryki i blokuje zwolnienia w już istniejących zakładach?

Na szczęście nie jest chyba tak źle, jak pisze "Wprost". Tygodnik ten zamieścił niedawno złowieszczą mapę Polski, z której wynika, że płace w całej Polsce spadły między grudniem a styczniem nawet o 10 procent. W Łódzkiem upadek miał być szczególnie bolesny, bo z pułapu 3,1 tys. zł. Takie stawianie sprawy to jednak duże nadużycie. Jeśli bowiem spojrzeć na dane GUS, w styczniu średnie wynagrodzenie zawsze jest niższe od grudniowego. Wszak pod koniec roku przeciętną zawyżają sztucznie trzynastki, nagrody, gwiazdkowe premie.

Porównując rok do roku, okaże się, że w styczniu nasza płaca wzrosła o 220 zł, a więc o 8,8 procent. Całkiem nieźle.

A teraz pora na ciemną stronę kryzysu w naszym regionie. Po co te zwolnienia

Bezrobocie w powiecie radomszczańskim sięga już 14 procent. W ubiegłym roku zwalniał tu m.in. producent mebli Fameg. Duże nadzieje związane są z Indesitem. Włoski producent sprzętu AGD od dwóch lat ma w Radomsku fabrykę. I możliwe, że w związku z kryzysem przeniesie do niej produkcję z rodzinnego kraju. Pytanie jednak: kiedy i czy w ogóle?

Według pierwotnych planów, Indesit miał zatrudnić w Radomsku 1000 osób. Zatrudnił 400. _ Będziemy się przyglądać sytuacji na rynku _ - ostrożnie dobiera słowa Zygmunt Łopalewski, rzecznik firmy. _ Produkujemy głównie na eksport, na rynki europejskie. A wiadomo, że sprzedaż AGD idzie słabo _ - dodaje. Na razie więc Indesit nie zatrudnia....

W 2007 roku zwolnienia grupowe objęły tylko 650 osób w całym województwie. Tymczasem od wakacji 2008 roku zapowiedziano redukcje w sumie o 2 tysiące osób. Niechlubny rekord pobił łowicki Syntex, który na bruk wyrzuca 366 pracowników. Jeszcze rok temu firma ta podnosiła najlepszym dziewiarzom płace o 100 procent. W Łowiczu zwalnia też inna firma odzieżowa - Kodan: 263 osoby. A w powiecie bezrobocie poszybowało już z 7 do 9 procent.

W rejonie Opoczna bez pracy jest już blisko 14 procent dorosłych mieszkańców. Na początku roku zwolnienie 300 osób zapowiedział znany producent płytek ceramicznych - Opoczno SA.

W Wieluniu na bruk trafiło 200 pracowników Wieltonu. Ich los miało podzielić 450 osób z ZUGiL-u, na razie jednak udało im się uciec spod gilotyny - za cenę obniżonych o 20 procent pensji. Czy to pomoże na długo? Szefowie firmy już zapowiedzieli, że do zwolnień i tak dojdzie, jeśli załoga nie wypracuje odpowiedniej sprzedaży.

Duże zwolnienia dotknęły też piotrkowską Piomę, Fameg Radomsko, Philips Lighting z Pabianic, Wartatex z Szadku oraz łódzkie zakłady General Electric i Próchnik. Największe bezrobocie panuje w rolniczym powiecie kutnowskim- wynosi blisko 16 procent. I niestety, w tym rejonie to już tradycja.

Wydaje się, że wielu pracodawców zwalnia ludzi bez wyraźnego uzasadnienia ekonomicznego. Część odgrywa się za czasy, gdy pracownicy bez żenady stawiali ich pod ścianą z żądaniami płacowymi. Część przeprowadza właśnie odkładane w czasie niepopularne restrukturyzacje. Hasło "kryzys" wiele tłumaczy. Takie nastawienie pokazały m.in. ankiety przeprowadzone przez prof. Elżbietę Kryńską, szefową katedry Polityki Ekonomicznej UŁ.

Łzawa historia

Niepublikowane nigdzie badania frekwencji w galeriach handlowych pokazują, że mają one od 10 do 30 proc. mniej klientów. _ A to przekłada się na sprzedaż. Od lutego, kiedy skończyły się posezonowe przeceny, mamy wyraźne załamanie _ - mówi Robert Kozielski, wiceprezes łódzkiej firmy odzieżowej Redan, która jest właścicielem marek Top Secret i Troll.

Według instytutu Ipsos, w lutym nasz optymizm konsumencki spadł o 13 proc. w porównaniu ze styczniem, a skłonność do robienia zakupów - o 10 procent. Takiego strachu przed konsumpcją nie mieliśmy od 2001 roku. Tymczasem to właśnie te "miękkie" wskaźniki ekonomiczne odgrywają kluczową rolę w radzeniu sobie z kryzysem.

Od jesieni media pełne są takich łzawych historii: Paweł, 30-letni menedżer w zachodnim koncernie, porzuca ukochany osiedlowy sklep, w którym kupował wykwintne jogurty - na rzecz hipermarketu z tanimi substytutami. Oszczędza...

Efektowna teza, jednak nieprawdziwa, przynajmniej dopóki wiemy, że przykładowy Paweł ma pracę, a szef nie dybie na jego pensję. Wprawdzie nasz bohater może się użalać na energetyków, którzy podnieśli mu rachunki o 12 zł miesięcznie i na administrację (podwyżka o 8 zł), ale generalnie jego życie stało się tańsze, i to dzięki kryzysowi. Benzyna staniała o złotówkę na litrze w porównaniu z zeszłym rokiem. I rata kredytu spadła...

Na kryzys nie ma prostych recept. Jedni mówią: oszczędzać, inni wręcz przeciwnie - uratować nas może tylko konsumpcja. Oszczędzając, przygotowujemy domowy budżet na najgorsze. Jednocześnie jednak dorzucamy ziarenko do nieszczęścia zbiorowego, a w dalszej perspektywie i własnego. Spójrzmy na oszczędnego Pawła, co nie je już drogich jogurtów, i pomnóżmy go przez tysiące. Producent jogurtowych specjałów wkrótce zacznie ponosić straty i zwolni połowę załogi. A potem drastycznie obetnie wydatki na reklamę. Tymczasem tak się składa, że materiały promocyjne przygotowuje dla niego firma oszczędnego Pawła. Za pół roku agencja reklamowa straci intratny kontrakt, a Paweł - posadę...

Piotr Brzózka
POLSKA Dziennik Łódzki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)