Czeski najazd na polskie miasto. Przyjeżdżają, żeby wykupić mięso

Bogatynia to kilkunastotysięczne miasto w województwie dolnośląskim, położone tuż przy granicy z Czechami. W ostatnim czasie miejscowość przeżywa prawdziwy najazd południowych sąsiadów, którzy wykupują polskie mięso. Szczególnie upodobali sobie przy tym bogatyńskie Tesco.

Czeski najazd na polskie miasto. Przyjeżdżają, żeby wykupić mięso
Hoover5555/wikimedia/CC BY-SA 4.0

26.01.2017 | aktual.: 26.01.2017 13:49

Bogatynia to kilkunastotysięczne miasto w województwie dolnośląskim, położone tuż przy granicy z Czechami. W ostatnim czasie miejscowość przeżywa prawdziwy najazd południowych sąsiadów, którzy wykupują polskie mięso. Szczególnie upodobali sobie bogatyńskie Tesco.

O sprawie informuje gazetawroclawska.pl: - Przede wszystkim u was jest taniej. No i uważam, że polskie mięso jest znacznie smaczniejsze - mówi Hanna Holeksova, mieszkanka Frydlantu. - U nas za pół kilo mięsa mielonego zapłacę około 45 koron (ok. 7 zł - red.), w Polsce, jeśli jest w promocji, można znaleźć nawet za 4 zł. Kilogram kurczaka tu kosztuje około 6-7 zł. Lubimy też polski schab i kiełbasę, jest naprawdę bardzo smaczna.

Największym powodzeniem wśród czeskich klientów cieszy się Tesco, w którym są praktycznie w każdy weekend, często również w dni powszednie. Ten, kto wybiera się do Polski, informuje o tym wszystkich sąsiadów i robi zakupy również dla nich. Stąd nikogo nie dziwi już widok Czechów, którzy ze sklepu wyjeżdżają z wózkami zapakowanymi do pełna kiełbasą, wędlinami czy innego rodzaju mięsem.

Nie chcą komentować

Próbowaliśmy zapytać w bogatyńskim Tesco, czy rzeczywiście zagraniczni klienci są dla nich problemem. Niestety, mimo kilkunastu prób kontaktu, nie odpowiadał ani kierownik sklepu, ani biuro obsługi klienta, ani dział świeżej żywności. Telefonu nie odebrał nawet sklepowy ochroniarz.

Rozmawiać nie chciały także władze miasta. Zarówno burmistrza, jak i jego rzecznika prasowego nie zastaliśmy w urzędzie. Poinformowano nas, że w środę obaj już się w nim nie pojawią, a nikt inny komentarza nie może udzielić.

Z informacji, które udało nam się zasięgnąć w innym supermarkecie, wynika jednak, że rzeczywiście problem istnieje. Dotyczy jednak przede wszystkim Tesco. - Ja nie miałem okazji porozmawiać po czesku - powiedział nam jeden z pracowników bogatyńskiego Carrefoura.

Być może dlatego, że do sklepu brytyjskiej sieci znacznie łatwiej dojechać z pobliskiego Frydlantu. Jak donosi gazetawroclawska.pl, najazd Czechów nie do końca podoba się mieszkańcom Bogatyni. Klienci sklepu narzekają na rosnące kolejki i dużo mniejszy wybór, z kolei pracownicy mają przez to znacznie więcej pracy.

Polska żywność jednak nie taka zła?

Popyt wśród czeskich klientów jest o tyle ciekawy, że od pewnego czasu tamtejszy rząd często nad wyraz skrupulatnie przygląda się polskiej żywności.

Jak pisaliśmy już w WP money, wojna handlowa między Polską a Czechami trwa już kilka lat.

Na początku 2012 roku wybuchła tzw. afera solna. Czeska izba producentów żywności ostrzegła konsumentów przed kupowaniem jedzenia z Polski ze względu na możliwą zawartość soli przemysłowej, a szef czeskiej Inspekcji Rolnej ostro skrytykował Polskę za niedostarczenie informacji na ten temat.

Na cenzurowanym było również polskie mięso, a w listopadzie 2016 roku Czesi zdecydowali o zniszczeniu 5 mln polskich jaj. Chodziło o zagrożenie skażeniem salmonellą z jajek polskiej firmy Fermy Drobiu Woźniak.

Głośnym skandalem skończyła się antypolska kampania, którą rozpoczął jeden z czeskich lokalnych producentów okien. Svet Oken w reklamie przekonywała czeskich konsumentów, że unikną kłopotów, jeśli nie będą kupować polskich okien. Polscy producenci wystosowali wówczas pisma z protestem do czeskiego odpowiednika Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Inspekcji Handlowej.

W ostatnich tygodniach najwięcej mówiło się o firmie Mokate. Zdaniem czeskich instytucji produkowane przez nią herbaty zawierały zbyt wysoki poziom alkaloidów: skopolaminy i atropiny, które mają rzekomo działanie depresyjne. Dotyczyło to herbaty miętowo-żurawinowej. Z kolei jeszcze wcześniej Czechom nie spodobała się Babicka Ruzenka, czyli tamtejszy odpowiednik Babci Jagody, również dostarczanej przez Mokate. Tam miało chodzić o pestycydy. Polska firma broniła się i prezentowała w WP money wyniki przeprowadzonych w tej sprawie badań.

Z kolei jedną z najbardziej absurdalnych potyczek w tej wojnie polsko-czeskiej była szklarnia stojąca po polskiej stronie, ale niedaleko czeskiej granicy. Obiekt, wybudowany przez firmę Citronex, czeskie media opisały jako źródło łuny świetlnej, przez którą mieszkańcy okolicznych czeskich miejscowości nie mogą spać. Alarm wszczęło nawet czeskie Towarzystwo Astronomiczne, które twierdziło, że szklarnia świeci jak 100-tysięczne miasto. Citronex odpierał te zarzuty, mówiąc, że budowa odbyła się zgodnie z wszelkimi wymogami prawnymi.

czechytescobogatynia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (149)