Czy bycie szefem kręci każdego?
Dyrektorowanie może być dla ciebie trampoliną, ale także pułapką
Nie takie znowu kokosy
Awans zwykle wiąże się z podwyżką. Ale czy jej wysokość uzasadnia wzięcie sobie na głowę tak dużych obowiązków? Może się okazać, że w porównaniu z poprzednim stanowiskiem będziesz miał 50 procent więcej pracy i tylko 20 proc. więcej zarobków. A odejdą wszystkie „nieoficjalne” dodatki do pensji – z tytułu różnych zleceń, chałtur czy fuch. Fajnie byłoby nadal sobie dorabiać na boku w godzinach pracy i po fajrancie. Ale zobaczysz, charakter nowej funkcji nie pozwoli ci na to. No i po prostu nie będziesz mieć czasu. Na marginesie – dzisiaj fajrant jest dla pracownika liniowego, ale nie dla menedżera. Kierownik, dyrektor, prezes zawsze musi być dyspozycyjny i dostępny. Najlepiej, żeby nigdy nie wyłączał komórki i laptopa. Przecież nawet w weekend czy podczas wakacji zarząd może go ściągnąć do firmy. Albo uszczęśliwi w środku nocy lekturę obowiązkową w postaci rocznego raportu.
Szczyt niekompetencji
Pamiętasz zasadę Petera? Chodzi w niej o to, że człowiek wspina się po drabinie służbowej tak długo, aż osiągnie swój szczebel niekompetencji. Tym krytycznym punktem może być właśnie zmiana eksperckiej ścieżki kariery na menedżerską. To, że jesteś dobrym fachowcem, wcale nie musi oznaczać, że zdasz egzamin jako szef. Może wcale się do tego nie nadajesz.
Porażka na kierowniczym stanowisku ma często nieprzyjemne konsekwencje, ze zwolnieniem włącznie. Są ludzie, którzy nie poradzili sobie w roli przełożonych i bardzo chcieliby znów być zwykłymi specjalistami. Firmy nie pozwalają im jednak na taki come back, wychodząc z założenia, że zdegradowana osoba – o ile nie zmieni miejsca pracy – już zawsze pozostanie sfrustrowana. Co niechybnie przełoży się na jej wyniki i motywację.
Wojna podjazdowa
Ludzie niegdyś ci równi będą na twoje „wyniesienie” patrzeć z niechęcią. Odezwie się w nich frustracja i zawiść. Zaczną szeptać po kątach, że są od ciebie lepsi i bardziej zasłużyli na awans. A gdy zaczniesz wydawać im polecenia, usłyszysz, że władza uderzyła ci do głowy. Że zdradziłeś dawnych kolegów. Że kiedyś też wieszałeś psy na prezesie i zarządzie, a teraz trzymasz ich stronę.
Żeby uniknąć tego rodzaju zarzutów, być może wprowadzisz partnerski styl zarządzania. A w jego ramach – będziesz prosił dawnych kolegów o opinię i radę. W ten sposób niektórym osobom pochlebisz. Ale innym dasz argumenty, których nie zawahają się użyć przeciwko tobie. Utwierdzą się w przekonaniu, że nawet do pięt ich nie dorastasz. Przyprawią ci gębę bezradnego i niekompetentnego karierowicza, który wszystko zawdzięcza swojemu lizusostwu, protekcji i układom („skoro jest taki dobry, dlaczego nas, podwładnych, musi pytać o zdanie?”).
Fałszywi przyjaciele
Nie wiadomo, kogo bardziej powinieneś się bać: ludzi manifestujących swoją wrogość czy tych, którzy chcą coś ugrać na dawnej przyjaźni. Ci drudzy staną się dla ciebie mili i uczynni ponad miarę – w nadziei, że zaliczysz ich do swoich ulubieńców, że dasz im lepszą robotę albo potraktujesz ulgowo, gdy po raz n-ty spóźnią się do pracy, zawalą obowiązki lub popełnią błąd. Nie przejmuj się docinkami typu: a jeszcze niedawno chodziliśmy razem na piwo! Mają one cię zmiękczyć i osłabić twoją czujność. Po awansie powrotu do dawnych, całkowicie spontanicznych relacji nie ma. Na spoufalaniu się możesz tylko stracić. Jak mówi Miranda Kenneth, specjalistka w dziedzinie treningu kierowniczego: jeśli będziesz dla swoich nowych podwładnych jak kumpel, na przyjaciołach wrażenia nie zrobisz, zaszkodzisz natomiast swojej pozycji kierowniczej.
Równy, a jednak gorszy
Po awansie będziesz równy swoim dawnym przełożonym. Czy oni to zaakceptują? Z tym może być różnie. Nie zdziw się, jeśli na początku będziesz traktowany jak ktoś obcy, gorszy, nie przystający do tak elitarnego grona. Zdobycie zaufania i zbudowanie pozytywnych relacji z byłymi bossami zapewne zajmie ci sporo czasu.
Najwięcej przykrości może cię spotkać ze strony menedżerów, którzy nie byli dla ciebie specjalnie mili. Sam twój widok będzie dla nich przykry. Albo wejdą z tobą w konflikt, albo zaczną omijać cię szerokim łukiem. „Nie lubimy ludzi, których skrzywdziliśmy” – głosi ludowa mądrość. Prof. Bogdan Wojcieszke, znany psycholog, uważa, że w tym przysłowiu jest 100 proc. prawdy. „Świadomość, że kogoś skrzywdziliśmy, obniża poczucie naszej własnej wartości – tłumaczy uczony. – A większość ludzi chce myśleć o sobie dobrze. Prawie wcale nie ma, poza oddziałami psychiatrycznymi, osób, które myślą o sobie jednoznacznie źle”.
Zawsze pod lupą
Pamiętaj, że ludzie idący na przedzie są bardziej narażeni na krytykę niż osoby z drugiego czy trzeciego szeregu, które zawsze mogą za kimś się schować. Wystarczy trochę się wybić, by inni zaczęli patrzeć człowiekowi na ręce, grzebać w życiorysie i rozliczać z efektów. Więc czy jest sens pchać się na afisz? Może lepiej rozpłynąć się w korporacyjnym tłumie. Im mniej znaczysz, tym większe jest prawdopodobieństwo, że nikt nie będzie się ciebie czepiał.
To chyba Corinne Maier w bestsellerze „Witaj, lenistwo!” zauważyła, że sprytny urzędnik jak ognia wystrzega się stanowisk operacyjnych, bo na nich najłatwiej zmierzyć wydajność. Dekownicy, co prawda, nie dostają zbyt często dyplomów, pucharów i zaproszeń na gale ludzi biznesu. Śpią za to spokojniej i nie mają wrzodów na żołądku. Czy jesteś gotowy na stres związany z ciągłą oceną? Władza to gra dla ludzi o stalowych nerwach. Kto za wszelką cenę pragnie życzliwości i aprobaty, nie powinien sięgać po awans.
Mirosław Sikorski