Gastronomia walczy o życie. W Szczecinie powstaje kebab drive-in
Właściciele restauracji przyznają: z samych dań na dowóz nie wyżyją. Firmy wpadają więc na coraz to nowe pomysły. Niektóre restauracje oferują bony na "dania po lockdownie". A inne korzystają z amerykańskich wzorców.
- Otwarcie to kwestia kilku miesięcy - słyszymy w firmie Berlin Döner Kebap, która w Szczecinie buduje swój pierwszy lokal drive-in. To koncepcja, którą od dekad stosują wielkie amerykańskie sieci typu fast food. Wystarczy podjechać pod okienko, zamówić, zapłacić i odebrać danie.
Ponieważ jednak budowa stałego punktu trochę potrwa, tymczasowo dania ma wydawać klientom nieduża budka z kebabami. Ta już zresztą stoi i niebawem ma zacząć działać.
- Dobry pomysł. Preferuję polską kuchnię, na przykład grochówkę. Jednak jak tak łatwo będzie można zamówić kebaba, to pewnie skorzystam - opowiada pan Maciej, emeryt, którego spotkaliśmy w pobliskim centrum handlowym na obrzeżach Szczecina.
Berlin Döner Kebap z podszczecińskiego Mierzyna jest jedną z największych polskich firm, zajmujących się sprzedażą kebabów. W tej chwili ma 56 restauracji, głównie na zachodzie kraju. Ma również kilka lokali w Łodzi i w Warszawie.
Obostrzenia. "Sezon bożonarodzeniowy już jest przegrany"
Polskie firmy dotychczas nie korzystały z amerykańskiego wzorca. Zmieniła to jednak pandemia. Już po raz drugi w tym roku lokale gastronomiczne muszą być zamknięte. Szukają więc sposobów, by przetrwać.
Rząd dopuszcza sprzedaż z dostawą na wynos oraz z dowozem. Ta druga opcja niekoniecznie się restauratorom jednak opłaca. Wszystko przez wysokie prowizje, które zagarniają główne serwisy, przez które można zamawiać jedzenie. Prowizje wynoszą w nich nawet 30 proc. wartości zamówienia. - W takich przypadkach zysk restauratora jest często zerowy, a nierzadko musi nawet dopłacać - mówił w rozmowie z money.pl warszawski restaurator Piotr Popiński.
Restauracje się więc buntują. Przedsiębiorcy próbują więc alternatywnych rozwiązań. Są restauracje, które same tworzą własne systemy zamówień tak, aby omijać prowizje dla serwisów. Są jednak tacy, którzy próbują robić to na większą skalę. Warszawscy restauratorzy stworzyli na przykład serwis Knajp.pl, w którym można złożyć zamówienie na dowóz jedzenia. Pascal Brodnicki, kucharz i dziennikarz kulinarny, mówił w programie "Newsroom", że całość kwoty za zamówienie trafia do restauracji, jeśli zamówienie zostanie złożone przez ten serwis.
"Kup teraz, zjedz po lockdownie"
Pytamy jednego z warszawskich przedsiębiorców, który prowadzi bary z kebabami, czy może zainspirować się szczecińskim pomysłem.
- Kebab drive-in? Pomysł ciekawy, ale jednak to wymagająca inwestycja. Trzeba zrobić podjazd, znaleźć lokal... Jeśli myślimy tylko w perspektywie pandemii, to raczej nie ma sensu. Bo liczymy, że jednak za kilka miesięcy to się skończy - odpowiada.
Branży gastronomicznej zresztą nie kończą się pomysły, jak przetrwać trudny czas. Chełmska kawiarnia La Cafe chciała "zatrudniać" swoich klientów. Mieli przychodzić na kawę i potem oceniać jej jakość. Z pomysłu jednak się wycofano, a lokal obecnie oferuje dostawy i dania na wynos.
Szczecińska restauracja Kisiel powraca z kolei do swojego pomysłu z wiosny. Znów oferuje bony za 49 zł, na podstawie których można będzie zjeść dania za 70 zł w lokalu, jak tylko przepisy na to pozwolą. "Vouchery pozwoliły nam przetrwać poprzedni lockdown" - mówią właściciele lokalu. Liczą, że i tym razem będzie podobnie.