Gdy twój zawód idzie na dno
Nie ma już dożywotnich posad, co nie znaczy, że nie masz szansy na lepszą pracę. Oto lekcja kariery od somalijskich piratów.
Nie ma już dożywotnich posad, co nie znaczy, że nie masz szansy na lepszą pracę. Oto lekcja kariery od somalijskich piratów.
Lekcja kariery od piratów somalijskich będzie dla ciebie bardzo cenna i przydatna w dwóch przypadkach. Po pierwsze, jeśli zdaje ci się, że firma, w której pracujesz, będzie funkcjonować do końca świata i o jeden dzień dłużej. Po drugie, jeśli zarabiasz nieźle jak na polskie standardy. Załóżmy, że jest to co najmniej 1000 złotych więcej niż wynosi średnia pensja krajowa według wyliczeń GUS – czyli w sumie kwota od 4,5 tysiąca brutto w górę.
Inspirowanie się piratami na pierwszy rzut oka wydaje się mało rozsądne. Jest jednak bardzo praktyczne – ponieważ skoro ten zawód, który charakteryzuje się wielką stałością zatrudnienia, przeżywa gorsze chwile, to każda inna profesja (a więc również ta wykonywana przez ciebie) jest z definicji mniej bezpieczna. Od wieków obok praworządnego społeczeństwa produkującego towary i handlującego nimi, istniały grupy zwolenników banalnie łatwej ścieżki do bogactwa. Mimo starań, nowych technologii i rozwoju gospodarczego utrzymywał się ten dualizm gospodarczy. Dlatego morskim piratom, ich praca wydawała się bardzo bezpieczna i odporna na zmiany ekonomiczne.
Od zamożności do bezrobocia
W dodatku sami z siebie nie chcieli jej zmieniać – gdyż była ona bardzo opłacalna. Przeciętny dochód PKB mieszkańca Somalii wynosi 600 dolarów (w przeliczeniu na walutę amerykańską). Tymczasem w 2010 roku suma kwot okupu przekazana piratom somalijskim to 238 milionów dolarów, zaś średni okup wynosi 5,4 miliona (wszystkie dane pochodzą z Wikipedii). Piraci na robionych im zdjęciach nie wyglądają na bogaczy. Jednak różnica w ich poziomie życia a poziomem życia przeciętnego mieszkańca jest nawet większa niż różnica w pensji polskiego pracownika (1500 zł brutto, czyli rzeczywista średnia krajowa) a kwotą 4500 zł brutto, przyjętą na początku tekstu.
Straty ponoszone przez właścicieli statków, przewożonych towarów i państwa, których obywatele znajdowali się na porywanych dla okupu statkach, zmusiły praworządne społeczeństwa do rozpoczęcia regularnych działań przeciwko piratom. Poprawiono międzynarodową współpracę sił morskich i wywiadów. Zwiększono czujność załóg statków pływających po niebezpiecznych wodach. Efekt – spadła liczba ataków dokonywanych przez piratów. Jak informuje Międzynarodowe Biuro Morskie, w pierwszej połowie 2012 roku piractwo morskie spadło o 50 proc. w porównaniu analogicznego okresu roku poprzedniego. Ponieważ w zawodzie pirata morskiego zamożność jest ściśle powiązana z aktywnością zawodową – im więcej udanych napaści, tym większe wpływy – to śmiało można powiedzieć, że „branża” ta przeżywa teraz ciężki okres. Nie ma z czego utrzymywać załóg, serwisować statków, opłacać przymykanie oczu przez miejscowe władze.
Czy piraci morscy mogą się odnaleźć na rynku pracy, ale już tym normalnym, praworządnym? Spójrzmy na ich przypadek pod kątem trzech warunków sprawnej zmiany pracy: bycia na bieżąco z wydarzeniami branżowymi, posiadania awaryjnego planu przejścia do innej firmy lub innego, pokrewnego zawodu, bycia gotowym na zmianę, gdy tylko zaczną się pojawiać problemy z wykonywaniem zawodu lub z płatnościami.
W przypadku piratów morskich bycie na bieżąco może być trudne, ponieważ wiele dni spędzali na morzu. Nie mieli więc możliwości śledzenia newsów i wydarzeń w polityce międzynarodowej oraz w branży przewozów morskich. A nawet jeśli zapisali się na jakiś newsletter w portalu branżowym lub zasubskrybowali kanał RSS, dogonienie rzeczywistości po tygodniu nieobecności zajmuje czas i wymaga sporych zdolności intelektualnych.
Łatwość przechodzenia do innej firmy lub innego, pokrewnego zawodu, teoretycznie jest zróżnicowana w zależności od konkretnego pełnionego stanowiska. Jednak w praktyce często nie ma różnicy, czy pracy szuka zwykły inżynier czy menedżer. Różnica tkwi jedynie w tym, czy posiadasz plan przejścia, czy zwolnienie dopada cię bez planu i przez pierwsze kilka dni nie do końca rozumiesz, co się stało z twoim dotychczasowym życiem.
Zmiana w warunkach polskich
Przebranżowienie, przekwalifikowanie – te słowa wywołują najgorsze skojarzenia, i to nie tylko u somalijskich piratów. Niemal każdy chciałby do emerytury wykonywać tę samą pracę najlepiej w jednym przedsiębiorstwie. Tymczasem dr Marek Suchar, szef firmy doradczej i rekrutacyjnej IPK, uspokaja: przy odrobinie wysiłku i otwartości na nowe wyzwania zmiana zawodu większości z nas nie powinna nastręczać trudności. Wynika to bowiem ze specyfiki polskiej gospodarki.
- 74 proc. stanowisk pracy w Polsce to stanowiska w usługach i sprzedaży, a umiejętności w tych dziedzinach są wszechstronne, więc stosunkowo łatwo przerzucić się z jednego fachu na drugi – tłumaczy prezes Suchar. – Pozostałe zawody występują głównie w administracji i zarządzaniu. One również wiążą się z dość uniwersalnymi kwalifikacjami. Rzutki menedżer odnajdzie się przecież w każdej firmie, podobnie jak asystenka prezesa czy księgowy. A specjalista ds. logistyki bezboleśnie wcieli się w eksperta od transportu, zakupów, zaopatrzenia.
Kłopot z przekwalifikowaniem się mogą mieć – zdaniem dr. Suchara – jedynie wąskowyspecjalizowani fachowcy. Ale to przede wszystkim dlatego, że nie chcą pracować poniżej swoich unikatowych umiejętności i specyficznego wykształcenia technicznego.
- Przykład? W naszym kraju są tylko cztery huty szkła płaskiego, które zatrudniają rzadkich specjalistów w tej dziedzinie – wyjaśnia Marek Suchar. – Gdyby wszystkie te zakłady nagle padły, w co trudno uwierzyć, ludzie ci musieliby pewnie wysłać CV do firm produkujących np. szkło na butelki. Ale dużo lepiej zrobiliby, wyjeżdżając za granicę. Przedsiębiorstwa zachodnie przyjmują takich ekspertów z otwartymi rękami.
Miej plan awaryjny
Bycie gotowym na zmianę wymaga zrewidowania rozumienia terminu „lojalność wobec pracodawcy”. W morskiej tradycji lojalność jest ceniona bardzo wysoko, co potwierdza istnienie maksymy „Tylko szczury uciekają z tonącego okrętu”. Z drugiej strony, istnieje praktyczna zasada „Ok, ale to nie szczury idą wtedy na dno”. Kontrakt między pracodawcą a pracownikiem nie jest oparty na osobistym porozumieniu, ale na profesjonalnej wymianie świadczeń. Jeśli jedna ze stron przestaje dostarczać umówione świadczenia, druga ze stron może przestać się rewanżować – i poszukać nowego dostawcy wypłaty. Lojalność wypływa z zaufania, a trudno ufać kapitanowi, który wstrzymuje wypłaty, a sam żyje tak samo wystawnie jak do tej pory.
Świat się zmienia, zmienia się też biznes. Powstają nowe branże, stare branże upadają. Trzeba być na bieżąco, mieć plan awaryjny i nie można dać się zaskoczyć. Wskazówki te są skuteczne w każdym zawodzie, niezależnie czy chodzi o speca od marketingu, kierownika produkcji, somalijskiego pirata morskiego czy chodzi o twój zawód.
Miro Konkel, Mario Ludwiński
/AS