Interwencjonizm na przekór postępowi

Pomysły rządu na upowszechnienie obrotu bezgotówkowego są kuriozalne i antyrynkowe. Obniżenie opłaty interchange może zaszkodzić rodzącemu się pozabankowemu rynkowi płatności

Interwencjonizm na przekór postępowi
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

25.12.2012 | aktual.: 25.12.2012 10:13

Czy grozi nam powrót do epoki ręcznego sterowania cenami? Oto bowiem senacka Komisja Budżetu i Finansów Publicznych opowiedziała się za przyjęciem projektu ustawy o usługach płatniczych, który zakłada stopniowe obniżenie do 0,5 proc. opłat tzw. interchange pobieranych przy transakcjach kartami. Ustawodawcy zwracają przede wszystkim uwagę na fakt, że te obowiązujące w Polsce są najwyższymi w Europie i wynoszą ok. 1,6 proc. wartości transakcji opłacanej kartą debetową i ok. 1,5 proc. przy kartach kredytowych, podczas gdy średnie w UE wynoszą odpowiednio ok. 0,7 proc. i 0,84 proc. Tymczasem komisja opracowała projekt, który zmierza do obniżenia opłat do 0,5 proc. w 2016 r.

- Projekt wpisuje się w politykę rządu polegającą na upowszechnianiu obrotu bezgotówkowego - powiedział podczas posiedzenia komisji jej przewodniczący Kazimierz Kleina. Wskazał, że aby uniknąć opłat interchange niektórzy przedsiębiorcy dają rabaty, jeżeli klient płaci gotówką. Zdaniem senatora oznacza to, że sektor płatności bezgotówkowych w Polsce cofa się w rozwoju.

Wszystko wydaje się w porządku, ale wcale tak nie jest. Obniżenie opłaty interchange może bowiem rykoszetem trafić w niewinnych. Co gorsza zaszkodzi prawdopodobnie rodzącemu się pozabankowemu rynkowi płatności.

A w USA i Hiszpanii...

Przeciwko pomysłowi rządowemu wypowiadają się ekonomiści. Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, skutki wprowadzenia przymusowych obniżek mogą być opłakane.

- Ustawowe obniżenie prowizji może doprowadzić do tego, że odbierzemy środki naszym obywatelom, a nabijemy kabzę zagranicznym sieciom handlowym - przestrzega ekonomista.

A Centrum im. Adama Smitha przedstawia bardzo obszerny raport o tychże skutkach. Jego autorzy zwracają uwagę, że jeszcze niedawno rząd ogłosił, że będzie prowadził „deregulacje”. Ale jednocześnie zamierza wprowadzić regulację – tym razem na rynku usług płatniczych. "Regulacja ma polegać na tym samym, na czym polegała regulacja rynku farmaceutycznego – ingerencji w strukturę cen” " czytamy w raporcie.

Takie regulacje zazwyczaj kończą się skutkami odwrotnymi do zamierzonych. Senator Richard Durbin przeforsował w 2010 r. poprawkę do ustawy Dodd-Frank Wall Street Reform and Consumer Protection Act. Poprawka Durbina miała spowodować obniżenie opłat za płatności kartami. Okazało się, że opłaty obniżyła, ale za to ceny wzrosły. Banki, bez względu na wartość transakcji, zaczęły pobierać maksymalną opłatę 21 centów. W efekcie koszty operatorów parkometrów czy wypożyczalni DVD wzrosły trzykrotnie. Więc ceny też. Za godzinę parkowania w Waszyngtonie płaci się już nie 32 centy tylko 45.

Podobnie w Hiszpanii wprowadzono obowiązkową obniżkę opłat interchange, więc skoro tam można, to u nas też można – argumentowali zwolennicy regulacji. Dobry przykład, wart analizy. Jaki był skutek tej operacji? Owszem, akceptanci (czyli sklepy i punkty usługowe) płacą mniej, ale użytkownicy kart, czyli większość Hiszpanów– więcej. Głównymi beneficjentami obniżenia opłat interchange byli w Hiszpanii handlowcy. W ciągu pięciu lat zyskali oni łącznie 2749 mld euro. Niestety nie ma dowodów na to, aby choć część tych oszczędności została przeniesiona na klientów – w postaci obniżonych cen lub lepszej jakości świadczonych usług.

Błędne koło

Sprawa nie jest ewidentna także dlatego, że banki w kwestii opłaty interchange nie są bez winy. Nie owijając w bawełnę, zawarły one w tej kwestii zmowę cenową. Zresztą Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na nie karę, która później została uchylona przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Mimo wszystko jednak plany rządowe nie uwzględniają wielu innych czynników. Choćby takiego, że jedna regulacja pociąga za sobą konieczność kolejnych. Aby regulacja rynku kart płatniczych miała szanse, musiałaby się wiązać z regulacją innych opłat pobieranych przez banki z innych tytułów. W innym przypadku banki podwyższą opłaty za wszystko inne i zmieni się tylko ich struktura wpływów. Mamy więc podstawy do tego, by oczekiwać, że na obniżce opłaty interchange zyskają sieci handlowe, a stracą klienci.

Istnieją jednak także inni uczestnicy tego rynku, dla których pomysł rządu może okazać się pułapką. Dotychczas w sektorze bankowym konkurowały ze sobą głównie banki. Obecnie w kolejce do wejścia na ten sam rynek ustawiają się operatorzy telefonii komórkowej, którzy również zechcą oferować swoim klientom kredyty konsumenckie. Jak zauważają ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha: „Mamy do czynienia z »rynkiem płatności bezgotówkowych«, a nie »płatności kartami«, gdyż sam nośnik (narzędzie płatności, jakim jest karta czy smartfon) nie jest determinantem kształtującym rynek. Nowe technologie pozwalają nie tylko na zastąpienie nośnika (karty) innym rozwiązaniem technicznym (smartfon), ale także na stworzenie nowego modelu biznesowego – bez udziału organizacji płatniczej”.

Czy jest tak, jak twierdzą przedstawiciele sieci handlowych, że to oni ponoszą koszt rozwoju nowych technologii bezgotówkowych? – To nieprawdziwy obraz, gdyż każdy tę technologię już posiada. Mając smartfona, można mieć własny terminal do certyfikacji – zauważa Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, ekonomista i komentator gospodarczy. Jego zdaniem chodzi tylko o to, by rząd nie przeszkadzał i nie ingerował w alternatywne możliwości rozwiązań płatniczych w imię ochrony starych modeli funkcjonowania. – Nie może być zgody na sztywne ceny i sztywne ograniczanie rynku, który sam jest w stanie zawiadywać cenami – dodaje.

Pewnym problemem może być weryfikacja danych w transakcjach bezgotówkowych świadczonych przez niebankowe podmioty. Jednak ekspert Centrum im. Adama Smitha nie podziela tych wątpliwości. – Technologia rozwija się w bardzo szybkim tempie w przeciwieństwie do tradycyjnych modeli biznesowych w świecie finansów. Za chwilę ten problem prawdopodobnie zniknie. Jeszcze kilka lat temu technologia kart zbliżeniowych była w fazie testów, a niektórzy obawiali się o jej zabezpieczenia – zauważa Andrzej Sadowski. Można powiedzieć, że szybkość postępu technologicznego nieco zaskoczyła banki i instytucje kartowe. – Gigantyczne przyspieszenie nastąpiło od momentu, w którym za obrót bezgotówkowy wzięły się firmy spoza świata finansów – zwraca uwagę wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.

Nowe technologie

Polska już się stała poligonem doświadczalnym dla nowych technologii z uwagi na wysokie marże możliwe do uzyskania za sprawą wysokich opłat interchange pozwalających na pokrycie niemałych kosztów wprowadzania nowych technologii. Może wkrótce stać się takim poligonem do przetestowania nowego modelu biznesowego. Na świecie funkcjonuje wiele ciekawych projektów wykorzystujących nowe modele sprzedaży usług do tej pory kojarzonych tylko z bankami. Jak informuje „Financial Times”, Google zaoferowała właśnie w Wielkiej Brytanii i USA kartę kredytową. Jej partnerem jest bank Barclays. Karta AdWords Business oprocentowana będzie od 8,99 do 18,99 proc. Na razie oferta jest skierowana tylko do dotychczasowych klientów, którzy chcą wykupić kolejne reklamy w wyszukiwarce. Wydaje się jednak, że nie będzie trzeba zbyt długo czekać na przygotowanie bardziej masowej oferty. Są też inne przykłady. Nad ofertą karty płatniczej pracuje też wielka sieć handlowa WalMart. Ma to być karta prepaid wydawana we współpracy z American
Express. Działa już Ikano Bank, który utworzyła szwedzka Ikea. Nie po to, aby konkurować z innymi bankami, ale żeby walczyć z nimi o swoich własnych klientów. Tesco powołała do życia Tesco Bank, który oferuje klientom usługi stricte bankowe.

Na gruncie polskim do walki o klienta ruszają tymczasem telekomy. A jest o co walczyć, bo najmniejszy operator komórkowy ma więcej klientów niż największy bank. Przedsiębiorstwa z branży IT i operatorzy telefonii komórkowej są dziś do tego technologicznie i biznesowo doskonale przygotowani. Firmy technologiczne są znacznie lepsze w analizowaniu danych dotyczących klientów niż banki. Wiedzą, co klienci robią, jakie strony odwiedzają w internecie, jakie produkty kupują. Na tej podstawie mogą zbudować bardziej dokładny ich portret. Bariery nie stanowi technologia. Jest więc kwestią czasu, kiedy firmy z branży IT oraz operatorzy telefonii komórkowej przełamią monopol banków. Barierę stanowić mogą przepisy.

Krzysztof Maciejewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)