Kariera w jak najmłodszym wieku i za wszelką cenę
Chcą robić karierę w jak najmłodszym wieku i za wszelką cenę.
26.11.2010 | aktual.: 26.11.2010 11:51
Studenci podejmują kilka kierunków równocześnie, uczą się kilku języków jednocześnie, chodzą na dodatkowe kursy i podejmują bardzo wcześnie praktyki zawodowe lub pracę zarobkową. Mówią, że chcą mieć jak najlepszy start zawodowy. Kłopot w tym, że ich wiedza staje się powierzchowna i niedostateczna, a doświadczenie niewielkie.
Dwa kierunki, praca, języki, a w głowie… pustka
Weronika studiuje dziennikarstwo i prawo. Uczyła się trzech języków obcych – angielskiego, włoskiego i francuskiego. Dziewczyna od 3 miesięcy pracuje w jednej z gdańskich fundacji z polecenia kolegi ojca. Zajmuje się organizacją imprez i promocją instytucji. Na razie zarabia niewiele i ciągle szuka lepszej pracy. Ma 24 lata i chodzi na rozmowy kwalifikacyjne. Na jednej z nich, osoba rekrutująca stwierdziła, że jej CV prezentuje się imponująco. Rekruter (zajmował się rekrutacją dla dużej agencji prasowej, szukano dziennikarza z przygotowaniem prawniczym) zapytał o kilka unijnych przepisów dotyczących ochrony środowiska – Weronika pisała w CV, że specjalizuje się w tym zagadnieniu.
Pytał też, co sądzi o wyniku wyborów. Niestety kandydatka nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania i nic nie sądziła. A znajomość języków obcych, rzekomo bardzo dobra, okazała się wyjątkowo mierna. Kandydatka chociaż świetnie się prezentowała w CV, przykuwała uwagę podczas rekrutacji, była słabo przygotowana, a jej wpisane w życiorysie kwalifikacje nie odpowiadały rzeczywistości. Jak mówią specjaliści, takich osób jest coraz więcej na rynku pracy.
Prawdziwa plaga karierowiczów
- To prawdziwa plaga. Na rozmowy przychodzą osoby niedouczone! Myślą, że nonszalancją i pewnością siebie nadrobią braki. Naczytali się chyba kolorowych gazet i poradników pisanych przez wątpliwych specjalistów. To osoby, które już na studiach brały się za wszystko. Pracowały w kilku miejscach, studiowały na kilku uczelniach lub kierunkach, a tak naprawdę w niczym się nie specjalizują. Oszukują same siebie. Bardzo przestrzegam przed takim pędem do kariery, naprawdę można na tym tylko stracić. Lepiej zrobić jeden kierunek, ale porządnie. Oczywiście wprawiony rekruter zawsze wykryje „pustych kandydatów”. My wiemy, że nie można studiować dziennie prawa i dziennikarstwa na studiach uniwersyteckich. To zbyt pracochłonne kierunki, wymagają zaangażowania. No chyba że kandydat jest fatalnym studentem, a kogoś takiego nie chcemy przecież zatrudnić – mówi Janusz Kroll, head hunter, doradca personalny. *„W życiu trzeba kombinować, a studia zawsze skończę” *
Ula ukończyła zarządzanie na jednej z wyższych szkół prywatnych. Od roku studiuje administrację na Uniwersytecie Gdańskim, ale idzie jej ciężko, bo jak mówi „wkręca się” w politykę, pracuje jako asystentka w biurze jednego z posłów. Ma dużo pracy i nie ma czasu na uczenie się. A z kolei nie chce rezygnować z tej pracy, bo wie, że może zapewnić jej dobrą przyszłość. Poza tym Ula marzy o karierze parlamentarnej. Stara się godnie reprezentować swego pryncypała – ubiera się wyłącznie w garsonki, nosi buty na obcasach, niedawno kupiła sobie auto. Na egzaminy na uczelni wpadła z impetem. Egzaminator niestety nie rozpoznał jej. Myślał, że to nowa pracownica, która ma zastąpić jego współpracownika. Tymczasem Ula oblała egzamin. Dziewczyna jednak się nie martwi. Twierdzi, że i tak ma lepiej niż cała ta rzesza zdających egzaminy „obkutych studentów”, która nie wie co będzie robić po studiach.
- Dziś trzeba kombinować, wiedzieć co się chce robić w życiu, trzeba mieć plan. Cieszę się, że mam przyszłościową pracę. A studia zawsze skończę, nie dziś to za jakiś czas – uważa Ula, nie podajemy nazwiska na jej prośbę.
„Żyłem jak playboy, myślałem, że zawsze tak będzie”
Damian jest PR-owcem w dużej firmie, która dba o wizerunek kilku dużych firm - swoich klientów. Dziesięć lat temu Damian zrezygnował ze studiów na politechnice, nie miał na nie czasu. Koleżanka powiedziała mu, że szukają kogoś do tej firmy. Pracę otrzymał od ręki. Po kilku miesiącach awansował, zarabiał jak na 22-latka naprawdę dużo – ok. 6 tys. zł, dostał też służbowy samochód i telefon.
Firma świetnie się rozwijała, miała dużo klientów. Jednak, gdy na rynku pojawiły się podobne firmy, które zaczęły przejmować zleceniodawców, było coraz gorzej. Zwolniono kilkanaście osób. Damian pozostał, ale już nie czuje się panem świata. Teraz ma 32 lata, zarabia ok. 2 tys. zł i jeździ środkami komunikacji miejskiej. Z każdym miesiącem traci klientów. Do tego nie ukończył studiów i niedawno rozwiódł się z żoną. Jest zadłużony. Bezskutecznie szuka innej pracy. W firmach PR-owskich szukają osób z wyższym wykształceniem. Przez miesiąc pracował jako przedstawiciel handlowy, ale postanowił wrócić do macierzystej, coraz słabiej prosperującej firmy. Coraz częściej twierdzi, że jego życie przypomina równię pochyłą. - Wierzyłem w tę firmę, pracowałem dla niej jak szalony i poświęciłem dla niej najlepsze lata życia. Zarabiałem naprawdę dużo, ale też dużo traciłem, żyłem jak playboy, myślałem, że zawsze już tak będzie. Sytuacja się zmieniła, konkurencja nas zmiażdżyła, a ubiegłoroczny kryzys dobił. Czuję się
wykorzystany, bo moi dawni współpracownicy założyli własne firmy i zabrali klientów. Ja zostałem na lodzie. Teraz, gdy do nich dzwonię, nie chcą ze mną rozmawiać – dodaje Damian Krajewski, menedżer, specjalista ds. PR.
Za „szybką kasę” trzeba zapłacić
Wypalony zawodowo, wykorzystany przez pracodawców, niedouczony, borykający się z uzależnieniami i chorobami. Tak wygląda najczęściej polski karierowicz po latach.
- Nie ma nic za darmo. Młodzi ludzie często decydują się na to, by iść na łatwiznę. Myślą, że łatwa, szybka kasa jest lepsza niż wykształcenie, wiedza i nabywanie stażu. Najczęściej karierowicz przegrywa. Jeśli nie potrafi się dostosować do nowych realiów, przebranżowić się, nie ma pomysłu na siebie, zawsze polegnie. Ale znam też wiele osób, które zakładały firmy w latach 90. i dzięki przedsiębiorczości oraz kreatywności, dziś mają dobrze działające firmy. Ale są to osoby skromne, z wielkim szacunkiem do wykształcenie, którego często sami nie mają - mówi Joanna Pogórska, psycholog społeczny, doradca personalny.
(toy)