Kryzys trwał za krótko
Z Pawłem Jagiełło, partnerem z grupy Konsultingowej Jagiełło, Wrębiak i wspólnicy, z głównym ekonomistą BGŻ Dariuszem Winkiem oraz z Jackiem Woźniakiem, partnerem w Enterprise Investors, o fuzjach, przejęciach i upadłościach w branży spożywczej rozmawia Jan Bazyl Lipszyc.
30.04.2010 18:52
Od lat mówi się, że prawdziwa konsolidacja niedługo się zacznie, że wreszcie przyśpieszy. Światowy kryzys i trudności, jakie w związku z nim przeżywały w ciągu ostatnich dwóch lat polskie firmy, miały ten proces zintensyfikować. Czy rzeczywiście tak się stało? *
*Jacek Woźniak: Rok 2009 nie obfitował w transakcje. Był on rokiem spowolnienia gospodarczego. Ewentualni kupujący widzieli gorsze niż oczekiwali wyniki finansowe firm, które mogliby kupić. Sprzedający widzieli bardzo wysokie wyceny spółek spożywczych na giełdzie, które ugruntowywały ich w przekonaniu o wysokiej wartości ich spółek. To była przyczyna, dla której doszło do niewielu transakcji.
Paweł Jagiełło: Branża spożywcza nie działa w próżni, w całej gospodarce mało było fuzji i przejęć. Nie ma powodu, dla którego tutaj miałoby być inaczej. Do kwestii wycen, o której mówił Jacek Woźniak, doszły problemy z finansowaniem transakcji. Większość firm z branży nie ma olbrzymich nadwyżek gotówki na akwizycje, a banki początkowo całkowicie zablokowały możliwość finansowania ich kredytami, a potem wprowadziły znacznie bardziej rygorystyczne warunki udzielania kredytów. Musimy też pamiętać, że wiele branż spożywczych jest już poukładanych własnościowo. Wiemy, kto jest w nich liderami i to, co będzie się działo w przyszłości, zależy od takich firm jak Maspex, od ich strategii. One muszą powiedzieć, czy stawiają na przejęcia, czy na wzrost organiczny.
*Dariusz Winek: * Można by powiedzieć, że kryzys trwał za krótko, żeby wymusić więcej zmian własnościowych. Na pewno wzrost niepewności, który w takiej sytuacji jest zawsze, odnosi się także do fuzji i przejęć. Zgoda, że jednym z głównych problemów był brak kapitału, ale nie można liczyć na to, że w najbliższym czasie banki będą głównym źródłem finansowania zmian własnościowych. Firmy będą musiały zdobywać finansowanie między innymi poprzez emisje akcji i obligacji. Te, które mają mocną pozycję na rynku i zaufanie inwestorów, nie powinny mieć z tym trudności.
Ponadto łatwiej dziś o tych, którzy mogą i chcą być obiektem przejęcia niż o chętnych do przejmowania. To nie moce produkcyjne są teraz powodem, dla którego ktoś chce firmę przejąć, ale raczej dystrybucja i mocne marki, czyli to, co jest rzeczywistą wartością dodaną.
Firmy, które są do przejęcia, często są zadłużone, mają moce produkcyjne, ale gorzej jest z rynkiem zbytu. Często nie mają pomysłu na siebie, nie mają dobrej strategii. Nie są więc bardzo atrakcyjne. W niektórych branżach, np. w mleczarstwie, ważne może być też zaplecze surowcowe.
Nie spodziewałbym się też mocnego wejścia kapitału zagranicznego, pewnie poza tak spektakularnymi przypadkami, jak Wedel.
Mleczarstwo, o którym Pan wspomniał, oraz branża mięsna są nadal bardzo rozdrobnione. W obu mamy po kilku liderów, sporą grupę średniaków i bardzo dużo małych firm, które mogą być przejęte lub zbankrutować. Czy w branży mlecznej istotną przeszkodą w konsolidacji jest jej struktura własnościowa, fakt, że większość mleczarń to spółdzielnie?
Paweł Jagiełło: Przykład Piątnicy pokazuje, że można sobie z tym radzić. To jest spółdzielnia, która potraf przejmować innych. Jest natomiast pytanie, jaka jest szansa przetrwania małej mleczarni. Po co ją przejmować? Na pewno nie po to, żeby zwiększyć zdolności produkcji masła, śmietany czy mleka. Ważne mogą być kwoty mleczne i dostawcy, ale nie zdolności produkcyjne. Małe mleczarnie powinny szukać swoich szans tak jak małe browary. Muszą się czymś wyróżniać.
Produkcja niszowa?
Paweł Jagiełło: Tak. Jeśli mały stawia na podstawowe produkty, to jest skazany na przegranie wojny z dużymi.
Jacek Woźniak: W tej branży poza kilkoma firmami nie ma interesujących obiektów dla private equity. Chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że akwizycja to jest dopiero początek sprawy. Jedne firmy przejmują inne, żeby poprawić pozycję rynkową, zwiększyć sprzedaż. Nie zapominajmy, że ponad 50 proc. fuzji kończy się fiaskiem.
Paweł Jagiełło: Rozróżnijmy punkt widzenia właścicieli i menedżmentu, bo to nie jest to samo.
Jacek Woźniak: Mam na myśli osiągnięcie celów zakładanych przy podejmowaniu decyzji o fuzji. Przejęcie firmy to początek pracy.
Dariusz Winek: - W mleczarstwie potencjał do konsolidacji jest bardzo duży. Około 220 firm to o wiele za dużo jak na tę branżę.
To samo możemy powiedzieć o branży mięsnej, o przetwórstwie owocowo-warzywnym.
Dariusz Winek: - Zgoda, branża spożywcza jest z punktu widzenia konsolidacji interesująca. Część firm przeinwestowało, wiele jest mocno zadłużonych. Brały unijną pomoc i kredyty, żeby móc inwestować, podwyższać moce produkcyjne i standardy.
Paweł Jagiełło: Nie mówiliśmy jeszcze o tym, gdzie przejmować. Czy tylko Polska wchodzi w grę? A kraje nowej i starej Unii, a wschód? Najciekawsze cele przejęć mogą być teraz w krajach starej Unii, gdzie kryzys gospodarczy był głębszy i śmierć zajrzała w oczy wielu przedsiębiorcom. Dodatkowo wielu właścicieli firm rodzinnych ma problemy z sukcesją, bo nie mają komu ich przekazać. Będą więc możliwości kupienia miejsca i marek na rynku niemieckim czy francuskim.
Ale polskie spółki, nawet giełdowe tuzy, nie są do tego przygotowane.
Są nie przygotowane kapitałowo czy kadrowo?
Paweł Jagiełło: Finansowanie jest mniejszym problemem, jeśli ma się dostęp do rynku kapitałowego. Nie są przygotowane do przeprowadzenia takich fuzji i do realizacji ich celów.
Dariusz Winek: Jesteśmy skupieni na krajowych sprawach, niewielu menedżerów myśli o ekspansji, a jeżeli już, to bardziej na wschód i południe niż na zachód. Polskie firmy były nastawione na rozwój produkcji, a rządzi ten, kto ma dystrybucję. Jeżeli były przykłady integracji pionowej, to raczej w dół, w kierunku zaopatrzenia w surowce, a nie z górę, do dystrybucji.
Wychodzić poza krajowy rynek można, jeśli się ma mocne marki, które mogą konkurować na innych rynkach. Mamy bardzo mało takich marek.
Paweł Jagiełło: Brand można kupić, tak jak Maspex w Rumunii i Czechach. Branża spożywcza mocno rozbudowała moce produkcyjne, czasami za bardzo. Zgoda, że powodem do fuzji i przejęć będzie więc raczej chęć rozbudowy dystrybucji. Czy zatem nie prościej będzie liczyć na bankructwa najsłabszych, bo to jest najtańszy sposób przejęcia ich klientów?
Jacek Woźniak: *Myślę, że nie należy liczyć na nasilenie się ostrej walki konkurencyjnej. Raczej będzie to skupienie się na własnym rozwoju organicznym i stopniowe wypieranie najsłabszych z rynku. Ten proces raczej nie przyśpieszy, nie ma powodów, dla których akurat teraz miałoby to przebiegać szybciej niż to tej pory.
*Paweł Jagiełło: Nasiliło się zjawisko kreowania przez duże sieci handlowe własnych marek. Wiele firm, które nie mają dobrych marek, szuka szansy w produkcji dla Tesco czy Biedronki. Ta m trwa wojna cenowa, która przekłada się też na jakość produktów.
Marki własne produkują również firmy, które mają swoje brandy i pozycję na rynku.
Paweł Jagiełło: Robią to z pewnym wstydem.
Jacek Woźniak: Chcą lepiej wykorzystać moce produkcyjne. Wiele firm skutecznie łączy jedno i drugie, podnosząc efektywność.
Od lat mówi się, że czeka nas fala upadłości, ale do tej pory jej nie było. Nawet dwuletnie spowolnienie gospodarcze nie spowodowało, że słabsi zaczęli masowo padać. Bankructwa są nieliczne.
Dariusz Winek: * Kryzys przyszedł nagle. Część firm weszła w ten trudny czas z zasobami, które pozwalały im jakoś funkcjonować. Jak spojrzymy na portfel złych kredytów dla przedsiębiorstw, to widać, że branża rolno-spożywcza nie jest tam licznie reprezentowana. W czasie poprzedniego gospodarczego spowolnienia pomiędzy jego początkiem a nasileniem się problemów ze spłatą kredytów minęło około półtora roku. Pierwsze półrocze br. może więc być jeszcze trudne dla wielu firm, ale wysypu upadłości nie przewiduję.
*Jacek Woźniak: Branża spożywcza tak naprawdę nie doznała kryzysu. Rynek napojów np. urósł w zeszłym roku o 4 proc. W styczniu 2010 r. pierwszy raz mieliśmy do czynienia ze spadkiem sprzedaży detalicznej, dlatego ciekawe jest, co będzie się działo w tym roku. Ale w porównaniu z wieloma sąsiadami nasz rynek jest w komfortowej sytuacji.
Paweł Jagiełło: Ta branża w ogóle w mniejszym stopniu jest podatna na spadek popytu. W większości firm spadek wyniósł kilka, najwyżej kilkanaście procent. Jeśli miały zdrowe aktywa i jakieś rezerwy, mogły to przetrzymać. To się oczywiście przekłada na brak inwestycji, na zjadanie własnego ogona, na finansowanie się amortyzacją, ale niewiele firm znalazło się w sytuacji, gdy strata operacyjna przekroczyła odpis amortyzacyjny.
Skoro w Polsce nie było kryzysu, a jedynie wolniejszy wzrost gospodarczy, to nie ma powodu oczekiwać, że w tym roku czy następnym będzie się coś dramatycznego działo?
Dariusz Winek: Przychody firm generalnie nie spadły. Zwłaszcza te, które eksportowały, zyskały na słabym kursie złotego. Teraz euro nie jest już po 4,70, ale nawet lekko poniżej złotego. Rosną też ceny wielu surowców. Z drugiej strony ożywienie gospodarcze stanowi przesłankę do wzrostu popytu. Dlatego w 2010 roku wyniki finansowe sektora przetwórstwa rolno-spożywczego raczej niewiele się zmienią. Biorąc to pod uwagę, a także wzrost cen surowców, nie można liczyć, że nadal będzie tak łatwo.
Jest w Polsce kilka firm, które zaczęły budowę grup kapitałowych, rozszerzając działalność poza swoją branżą. Potentat w sokach wchodzi w makarony i dania gotowe, kupuje producenta dżemów itd. Czy koncepcja stania na wielu nogach, zamiast na jednej, to jest trend, który będzie w istotny sposób wpływał na kształt rynku?
Paweł Jagiełło: Czas chwytania okazji, kupowania, bo akurat jakiś biznes jest na sprzedaż, skończył się. Duże firmy, liderzy, prowadzą bardzo przemyślaną politykę wzrostu. Wątpię, żeby firmy z branży napojów chciały wchodzić w dania gotowe czy w produkcję przekąsek.
Jacek Woźniak: Zarządzanie kilkoma różnymi dywizjami jest bardzo trudne, wymaga kompetencji do prowadzenia bardzo różnych marek, adresowanych do innych klientów, ze specyficznymi potrzebami. Mało jest firm, których zarządy potrafią to dobrze robić. Nie spodziewam się, że będzie to istotny trend na rynku, nie powstaną u nas takie konglomeraty, jak Unilever.
Z tego, co Panowie mówicie, wynika, że w 2010 roku nie będzie żadnego przełomu czy przyśpieszenia w zmianach właścicielskich w sektorze żywnościowym.
Paweł Jagiełło: Największym wydarzeniem będzie sprzedaż Wedla, drugim sprzedaż dystrybucji wódki Belvedere, co już zostało zapowiedziane. Ważna będzie też prywatyzacja giełdy w Broniszach, jedna z ostatnich prywatyzacji w branży spożywczej.
Jacek Woźniak: To będzie rok kontynuacji dotychczasowych trendów. Jednym z nich jest na pewno konsolidacja handlu detalicznego. W Polsce 20 największych graczy ma 40 proc. rynku, czyli mniej niż w krajach sąsiednich ma trzech największych. Zgoda, że przyśpieszenia nie będzie, tylko kontynuacja.
Dariusz Winek: Największy potencjał konsolidacji jest w branży mlecznej, mięsnej i produkcji napojów, sporo może się też dziać w piekarnictwie i cukiernictwie. No i w handlu, jak wspomniał mój przedmówca.
Paweł Jagiełło: Na rynku jest miejsce dla małych, niszowych firm, na przykładzie segmentu tzw. zdrowej żywności widać, że niekoniecznie trzeba się sprzedać dużym, żeby dawać sobie radę.
Jacek Woźniak: Na pewno jest na rynku miejsce dla graczy niszowych, ale czy jest dla dużej liczby firm średnich? W większości branż będzie docelowo kilka czy kilkanaście dużych firm i sporo małych. Najbardziej zagrożone są średnie.
Ale te zmiany to będzie wieloletni proces?
Paweł Jagiełło: Prawdopodobnie tak.
Jan Bazyl Lipszyc
Rynek Spożywczy