Krzysztof Oppenheim: Banki hodują na klientach długi. A potem eksmitują na bruk [FELIETON]

Opisana poniżej historia pokazuje, do jakich wypaczeń może dojść w sytuacji, kiedy tak ustawimy system prawny, że grupa potężnych instytucji zyskała wyjątkowe przywileje kosztem swoich klientów. Krzysztof Oppenheim w swoim felietonie opisuje dramatyczną historię klientki, która wkrótce skończy wyrzucona na bruk.

Krzysztof Oppenheim: Banki hodują na klientach długi. A potem eksmitują na bruk [FELIETON]
Źródło zdjęć: © PAP

01.03.2016 | aktual.: 02.03.2016 10:52

Opisana poniżej historia pokazuje, do jakich wypaczeń może dojść w sytuacji, kiedy tak ustawimy system prawny, że grupa potężnych instytucji zyskuje wyjątkowe przywileje kosztem klientów. Krzysztof Oppenheim w swoim felietonie opisuje dramatyczną historię klientki, która wkrótce skończy wyrzucona na bruk.

Tą uprzywilejowaną grupą są działające w naszym kraju banki. Brak rzeczywistej kontroli nad działaniem tych instytucji, brak sankcji wobec ich działań, często będących jawnym łamaniem prawa, oraz powszechne przyzwolenie na uciekanie od odpowiedzialności za wszelkie działania i zaniechania doprowadziło do sytuacji, którą można podsumować tymi słowy:

banki mają uprawnienia okupanta.

Jako osoba, której jedną z profesji jest pomoc przekredytowanym osobom w celu uwolnienia ich od długów, spotykam się bardzo często z sytuacjami, które powyższą opinię w pełni potwierdzają. Na dodatek pozycję naszych rodaków wobec banków osłabia obowiązujące prawo, które niemal w każdym przypadku stoi murem za instytucją finansową.

Poszkodowaną stroną przedstawionej poniżej historii jest pani Ania, negatywnym bohaterem (i drugą stroną sporu) - jeden z największych banków działających w Polsce.

Pani Ania zaciągnęła w 2001 roku kredyt w wysokości 230 tys. zł, kredyt ten był w szwajcarskiej walucie. Przez ponad dwa lata zobowiązanie było spłacane terminowo, następnie po zawirowaniach rodzinnych i rozwodzie eksmąż pani Ani zobowiązał się kredyt ten spłacać. Jak nietrudno się domyśleć, słowa nie dotrzymał, co spowodowało wypowiedzenie umowy kredytu w 2006 roku oraz wystawienie przez kredytodawcę bankowego tytułu egzekucyjnego. Po przeliczeniu kredytu na złotówki było to już 270 tys. zł. Dziwnym trafem ta informacja nie trafiła do pani Ani. I przez ładnych kilka lata żyła ona w pełnej nieświadomości, że kredyt już dawno został wypowiedziany.

Najbardziej opłacalna hodowla? Hodowanie odsetek

Nie bronię tu postawy pani Ani, która nie wykazała zainteresowania przez długi okres, czy kredyt jest spłacany. Zadziwiająca postawa banku, który o sprawie przypomniał sobie po dopiero 4 latach, informując dłużniczkę o zaległościach drogą telefoniczną. Konkretne działania banku, skierowane na odzyskanie należności, miały miejsce dopiero w 2013 roku, kiedy bank zlecił egzekucję komornikowi.

Ta opieszałość banku ma swoje uzasadnienie ekonomiczne. Otóż przez cały okres od 2006 roku bank miał prawo naliczać odsetki karne (lub ustawowe) od niespłaconego długu. Taka operacja potocznie zwana jest "hodowaniem odsetek". Hodowla taka, która wydawać może się absurdem, jest dla banku bardzo intratna. Zgodnie z systemem księgowym MSR 39, który został narzucony naszym bankom przez UE od stycznia 2005 roku, kredytodawca może zaliczać do dochodów także wirtualne odsetki od niespłacanych zobowiązań.

Jak zarobić 500 tys. zł, nic nie robiąc?

Kiedy pani Ania zgłosiła się do mnie z prośbą o pomoc w dogadaniu się z bankiem odsetki od niespłacanego zadłużenia wynosiły już ponad 0,5 mln zł. Łącznie z niespłaconym kapitałem dług pani Ani opiewał na 800 tys. zł przy wartości mieszkania na poziomie 300 tys. zł.

W związku z powyższym dyskusja o ewentualnej restrukturyzacji zobowiązania zakończyła się fiaskiem: bank przy stosownych wyliczeniach odnosił się wyłącznie do kosmicznej kwoty długu na poziomie 800 tys. zł.

A ponieważ klientka przy zarobkach 4 tys. zł. nie mogła zadeklarować spłaty wyższej niż 2 tys. zł miesięcznie, pracownik banku sprawnie wyliczył, że spłata zadłużenia (bez doliczania odsetek od tak pięknie wyhodowanego długu) będzie trwała 400 miesięcy.

Licytacja jest dobra na wszystko?

Bank wybrał więc prostszą metodę działania: zlecił sprzedaż mieszkania komornikowi. Uważny czytelnik pewnie dostrzeże drobny niuans. Otóż jeśli dług przekracza o 500 tys. zł wartość mieszkania, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć fakt, że ze sprzedaży mieszkania nie da się odzyskać całej należności. Mając na względzie procedury, jakie obowiązują przy sprzedaży nieruchomości poprzez egzekucję komorniczą oraz koszty z tym związane, do banku może trafić góra 200 tys. zł. Zatem i tak straci ok. 600 tys. zł, licząc dług „po bankowemu”. Dlaczego więc, skoro minus na transakcji jest pewny, kredytodawcy opłaca się ponieść tak dużą stratę, zamiast na przykład umorzyć wyhodowane odsetki i kredyt przywrócić do normalnej spłaty? To jest właśnie kluczem do rozwiązania tej zagadki: jeśli sprzedaż nieruchomości nastąpi przy udziale komornika, a ten umorzy postępowanie po niemożności ściągnięcia pozostałej części długu, wówczas bank może sobie wpisać stratę w koszty prowadzonej działalności.

Krótko ten fakt podsumowując, działa to tak:

Banki robią sobie z naszych rodaków tarczę podatkową!

Bank nie mógłby tej straty wpisać w koszty, gdyby umorzył część długu. I jeszcze jedna „ciekawostka” prawna, która tym bardziej zniechęca do humanitarnego i rozsądnego działania, jakim jest umorzenie części zobowiązania, której kredytobiorca i tak nigdy nie spłaci. Takie umorzenie jest według stosownej ustawy uznane jako przychód kredytobiorcy, od którego należy zapłacić podatek.

Gdyby więc bank zdecydował się na umorzenie pani Ani całości odsetek, powstałby po jej stronie obowiązek podatkowy w kwocie blisko 100 tys. zł. Niemożność spłacenia tej astronomicznej kwoty spowodowałaby, że panią Anię ścigałby potem komornik nasłany przez Urząd Skarbowy. Opisana historia, która wydarzyła się naprawdę, nie będąc przy tym jednostkowym zdarzeniem, narzuca pytanie:

Czy Polska na pewno jest przyjaznym państwem dla obywateli?

Tu mam oczywiście na myśli stosunek państwa do obywateli RP, a nie wobec zagranicznych banków. Kończąc tę smutną historię, bank zdecydował się na „optymalny” ekonomicznie wariant: sprzedaż mieszkania i dokonanie eksmisji mieszkających tam osób przy udziale komornika. Nie miało w tym wypadku zupełnie znaczenia, że pani Ania nie była jedynym domownikiem tejże nieruchomości. Mieszkała ona z 70-letnią, bardzo schorowaną ciotką, poruszającą się na wózku inwalidzkim oraz jej 11-letnią wnuczką. Ojciec dziewczynki uległ parę lat temu ciężkiemu wypadkowi, w efekcie którego miał niedotlenienie mózgu, matka dziewczynkę opuściła. Sabinka jest chorowita, w ubiegłym roku przeszła ciężką operację serca. Na zabieg ten pani Ania pożyczyła pieniądze w firmie pożyczkowej, co wiązało się z potężnymi dodatkowymi kosztami.

Dziewczynka i jej babcia są na utrzymaniu oraz pod wyłączną opieką pani Ani. Wkrótce cała trójka trafi na bruk.

Krzysztof Oppenheim, Nieruchomości Boża Krówka

długpolacyeksmisja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (264)