Mają sprawę do rolników. Dramatyczny apel: "Zostało nam 5-7 lat"
Już 6 marca rolnicy po raz kolejny pojawią się w Warszawie. Tym razem do ich protestu dołączy się kolejna grupa, która znajduje się w ciężkiej sytuacji. To drobni sprzedawcy, których ma wykańczać wojna cenowa dyskontów. Chcą, żeby protestujący rolnicy uwzględnili także ich postulaty.
- To okazja, by rozpocząć wspólne starania mające na celu poprawę bytu rolników i małych polskich sklepów spożywczych - mówi WP Finanse Robert Synowiec, dyrektor handlowy sieci HIT, która zrzesza małych niezależnych właścicieli sklepów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wielka ściema" w innowacjach. Wystarczyło mieć pomysł na startup. Jakub Dwernicki -Biznes Klasa #20
Synowiec pod koniec lutego wystosował do rolników apel. Przedsiębiorca podkreślał w nim, że liczba detalistów spadła ze 120 tys. do 60 tys. w tej chwili, dodając, że bieżący rok jest "bardzo dramatyczny dla polskich sklepów spożywczych".
- Notujemy bardzo duże spadki sprzedaży. Polski Ład doprowadził do znacznego wzrostu składek i świadczeń, rosną ceny energii i inne koszty. Tymczasem wielkie sieci handlowe wszczynają kolejne wojny cenowe, sprowadzając niektóre ceny do poziomów absurdalnych. Zabierają nam klientów i niszczą nasze biznesy - tłumaczył w apelu Synowiec.
Od ubiegłego roku próbujemy alarmować rządzących, że polskie sklepy zamykają się, tracą płynność finansową, głównie z powodu niekontrolowanej ekspansji handlu korporacyjnego - czytamy w apelu.
Rolnicy uwzględnią punkt widzenia sklepikarzy?
Sklepikarze nie mają jednak zamiaru wychodzić na ulicę. Choć, jak stwierdza ze smutkiem w rozmowie z WP Finanse Synowiec, po 30 latach utrwalania demokracji wciąż najprościej jest forsować swoje postulaty z pozycji siły. Branża zwraca się jednak z prośbą do rolników, by ci uwzględnili jej punkt widzenia w trakcie protestów.
Dlaczego? W ubiegłym roku na spotkaniu z rolnikami w Bratoszewicach koło Zgierza przedsiębiorca przeanalizował ceny owoców. I tak za borówkę amerykańską w niektórych punktach skupu rolnik mógł dostać zaledwie 4,5 zł za kilogram. Niektóre dyskonty sprzedawały je później za ponad 5 zł, ale za 125 gramów, czyli ok. 40 zł/kg.
W tym samym czasie rolnik mógł sprzedać borówkę bezpośrednio polskiemu przedsiębiorcy za 9-11 zł za kilogram, a sklep sprzedałby ją dalej za 20 zł/kg. Wszyscy byliby zadowoleni - przekonuje Synowiec.
Obawy małego handlu rozumie Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Ekspert zauważa, że upadek drobnej przedsiębiorczości poza rolnikami uderzy przede wszystkim w przetwórców.
Dla nich upadek małych sklepów jest bardzo złym scenariuszem. Zazwyczaj im większy przetwórca, tym większy procent sprzedaży w małych sklepach. Ucierpią również duzi producenci żywności markowej, dla których tradycyjny handel jest przeciwwagą dla marek własnych sieci - mówi nam Gantner.
Stanowisko POHID
Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji zrzeszająca dużych graczy na rynku odbija piłeczkę i kontruje. Pisze, że ponad 90 proc. produktów w ofercie sieci handlowych pochodzi od lokalnych dostawców.
Argumenty zawarte w apelu uważamy za daleko krzywdzące i bezpodstawne. Pragniemy podkreślić, iż firmy członkowskie POHiD są od 30 lat kluczowym partnerem dla polskich producentów żywności. Współpracują z ponad 5 tys. lokalnych dostawców i producentów ze wszystkich województw Polski. Szczególnie chętnie współpracują z gospodarstwami rolnymi zlokalizowanymi w pobliżu sklepów (nie dalej niż w promieniu 50 km), pomagając im w sprzedaży produktów oraz promując je wśród klientów - czytamy w stanowisku POHID.
Organizacja wskazuje także, że to nie wielkie sieci handlowe wpędzają przedsiębiorców w długi. Źródłem problemów małych niezrzeszonych/rodzinnych sklepów, jak pisze POHID, jest długotrwały wzrost kosztów eksploatacyjnych oraz brak sukcesji.
Ostatnie tchnienie małych sklepów?
Niezależnie od przyczyn, fakty są takie, że liczba sklepów spada w Polsce w zastraszającym tempie. Pod koniec ubiegłego roku "Rzeczpospolita" pisała, że tylko w 2023 r. z mapy kraju zniknęło 600 sklepów spożywczych, a kolejne 1,5 tys. zawiesiło działalność.
- Gdy zakładałem HIT w 2010 r. wydawało mi się, że przed nami wiele lat działania. Teraz widzę, że dla naszej branży najgorszy okres dopiero się zaczyna. Jeżeli nic nie zrobimy, za 5-7 lat nastąpi koniec polskiej przedsiębiorczości spożywczej, co za tym idzie, zerwanie kanałów dystrybucyjnych i cała rzesza obsługujących tę branżę pozostanie bez pracy - prognozuje Robert Synowiec.
Sklepikarze rozmawiają z rządem
Lista skarg na duże sieci handlowych jest długa. Branża domaga się, by rząd ograniczył przyzwolenie na stosowanie przez dyskonty cen dumpingowych. Takich, jakie pojawiły się w ostatnim czasie np. w przypadku wódki, która była sprzedawana poniżej wartości akcyzy.
W ostatnich miesiącach dochodziło do spotkań przedstawicieli lokalnych sieci sklepów i spółdzielni z Ministerstwem Rolnictwa. Detaliści alarmowali, że toczą walkę o życie. Resort odpowiedział, że potrzebuje konkretnych propozycji działań. I tu pojawił się problem. Wiadomości Handlowe pisały, że w koszu znalazł się na przykład pomysł, by wprowadzić ustawowe limity odległości między placówkami tej samej sieci. Takie rozwiązanie miałoby być niezgodne z prawem.
Zmiany legislacyjne w obronie tradycyjnego handlu będzie bardzo trudno uzasadnić. To ingerencja w wolny rynek. Mówimy przecież o regulacjach, które musiałyby z natury rzeczy powodować utrudnienia w dostępie do rynku dla części podmiotów i podlegać notyfikacji technicznej na poziomie Unii Europejskiej. Trudno znaleźć tu dobre rozwiązanie - komentuje Andrzej Gantner.
W życie wszedł projekt budowy platformy B2B, która łączy rolników z właścicielami sklepów i pozwala tym pierwszym sprzedawać żywność bez pośrednictwa. Synowiec mówi jednak, że to wciąż za mało.
Przedsiębiorca ostrzega przed monopolem
Dyrektor HIT zwraca się z propozycją ograniczenia możliwości wchodzenia przez dyskonty do centrów miast i restrykcji dotyczących reklam, szczególnie tych kierowanych do dzieci.
Rozumiem, że klienci mają dyskonty pod nosem i korzystanie z nich jest wygodne. Musimy sobie jednak zadać pytanie, czy jesteśmy gotowi na następstwa zniszczenia drobnej przedsiębiorczości. Wyrugowanie nas z rynku zakończy się monopolem dużych sieci handlowych, a ceny dla konsumentów bardzo pójdą do góry - puentuje Synowiec.
Co dalej z polskim handlem?
Czy małe, niezależne sklepy czeka właśnie taki scenariusz? Według Andrzeja Gantnera niekoniecznie. Ekspert wskazuje, że tradycyjny handel, by przetrwać, będzie musiał zmienić format. Obecnie wiele małych placówek handlowych przypomina sklepy ogólnospożywcze w wersji mikro. Z tą różnicą, że są droższe, co z miejsca stawia je w rywalizacji z dyskontami na straconej pozycji.
We Włoszech, które mają podobną strukturę handlu do Polski, większość rodzinnych sklepów to sklepy specjalistyczne. Przedsiębiorcy mają swoje nisze, specjalizują się w sprzedaży pieczywa, mięs, serów. Zazwyczaj lokalnych i bardzo wysokiej jakości. Takie sklepy nie należą jednak do najtańszych i powstaje pytanie, jak odebrałby je polski konsument - zastanawia się dyrektor PFPZ.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse