"Mój szef to skończony kretyn"
Niekonsekwentni, aroganccy, despotyczni. Tacy są menedżerowie, według opinii zasłyszanych w firmowej palarni i według profesjonalnych badań.
23.09.2010 | aktual.: 24.09.2010 09:12
- Co za idiota, kretyn, cienias! – woła Igor Talarczyk po przekroczeniu progu swego domu. – Prezes od roku chodzi na intensywny kurs angielskiego, a na konferencji nie umiał powiedzieć nic poza „yes” i „thank you”. Musiałem się za niego wstydzić przy Niemcach, Anglikach, Norwegach. Jak my wyglądamy w oczach świata?
- To i tak nic – odpowiada Małgosia, żona Igora. – Moja dyrektorka jest niby po SGH, a zarządzanie w jej wydaniu to faworyzowanie lizusów i donosicieli. Wszyscy przed nią drżą. Pochodzi ze wsi pod Słupskiem, więc ludzie się śmieją, że kieruje firmą jakby to był jej prywatny folwark albo PGR.
Lista grzechów
Nie tylko pracownicy w Polsce są przekonani, że byliby inteligentniejszymi bossami i lepiej potrafiliby zarządzać firmą niż ich szefowie. Krytyczni wobec swych przełożonych są także Rosjanie – o czym świadczy sondaż, jaki przeprowadził tamtejszy Krajowy Związek Kadrowców (KZK).
Niekonsekwencja i nieumiejętność słuchania podwładnych to najczęściej wskazywane przez nich grzechy menedżerów. Pierwszą cechę wymieniło 40, a drugą 28 proc. respondentów. Ponadto ankietowani zarzucali swoim zwierzchnikom: brak profesjonalizmu (24 proc.), arogancję i nieumiejętność przyznania się do błędu (13 proc.), obojętność (11 proc.) oraz despotyzm (9 proc.). Na czarnej liście znalazła się również nadmierna życzliwość, choć zwierzchnicy o zbyt miękkim sercu nie podobają się zaledwie pięciu badanym. Niemal co trzeci pytany oświadczył, że jest gotów zwolnić się z firmy z powodu kiepskiego przełożonego. W sondażu KZK uczestniczyło 916 pracowników firm rosyjskich i zachodnich.
Druga strona medalu
- Faktycznie, nam, szefom, wiele można zarzucić. Nie jesteśmy nieraz ani szczególnie wybitni, ani wyjątkowo święci – przyznaje Edmund Nowacki, prezes dolnośląskiej firmy Domar, komentując rosyjskie badanie. – Myślę jednak, że wielu podwładnych potraktowałoby nas znacznie łagodniej, gdyby choć przez jeden dzień sami musieli pokierować firmą.
Także Andrzej Kozłowski, coach menedżerów z Warszawy, uważa, że oceny kadry kierowniczej są niesprawiedliwe.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – mówi ekspert. – Pracuję z osobami, które po awansie na kierownicze stanowisko musiały stać się bardziej wymagające i szorstkie. Ich liberalizm, luzacki styl poszedł w kąt. Bo gdyby ludzie ci byli tak spolegliwi i fajni jak dawniej, podwładni po prostu by ich zjedli.
Mirosław Sikorski