MSP sprzeda stocznie do końca miesiąca?

Jeśli pieniądze za stocznie nie wpłyną do końca sierpnia, zażądamy odszkodowania - zapowiedział na konferencji prasowej minister skarbu Aleksander Grad. Jednak jego zdaniem wciąż może zostać sfinalizowana.

MSP sprzeda stocznie do końca miesiąca?
Źródło zdjęć: © AFP | Wojtek Jakubowski

18.08.2009 | aktual.: 18.08.2009 16:53

Wszczęciem postępowania o odszkodowanie od poprzedniego inwestora ma zająć się Agencja Rozwoju Przemysłu, która na 1 września ma też przygotować wnioski do Komisji Europejskiej o przedłużenie terminu sprzedaży stoczni.

Na pytanie, czy jest gotów ponieść odpowiedzialność za nieudaną sprzedaż stoczni w Gdyni i Szczecinie, minister odpowiedział, że jest do dyspozycji premiera.

Zdaniem Aleksandra Grada katarska spółka nie wpłaciła w terminie pieniędzy za stocznie, gdyż prawdopodobnie nie zdołała uzyskać gwarancji dla tej inwestycji.

Minister skarbu zaprzeczył, że rząd zaplanował transakcję wiązaną - zakup gazu ziemnego w Katarze w zamian za kupno przez katarską spółkę polskich stoczni. O tym, że Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights nie wpłacił pieniędzy za stocznie w Gdyni i Szczecinie resort skarbu poinformował we wtorek rano.

W tej chwili scenariuszy jest kilka. Anonimowy informator "Gazety Wyborczej" w resorcie skarbu twierdzi nawet, że na miejsce tajemniczego inwestora stoczni - Stichting Particulier Fonds Greenrights - wejdzie Quatar Investment Authority (QIA), największy (i w pełni rządowy) fundusz inwestycyjny Kataru. Czy tak się stanie?

Aleksander Grad przyznał, że otrzymał od państwowej Katarskiej Agencji Inwestycyjnej list, w którym zgłosiła ona gotowość przejęcia projektu zakupu stoczni.

Wiceszef sejmowej komisji gospodarki Andrzej Czerwiński (PO) nie wyklucza, że katarski inwestor może jednak ostatecznie kupić stocznie w Gdyni i Szczecinie. Zapowiedział, że komisje gospodarki i najprawdopodobniej również skarbu zwrócą się do resortu skarbu o wyjaśnienia w sprawie stoczni.

_ Trzeba teraz jeszcze kilka dni poświęcić na rozmowy z Katarczykami. Ministerstwo skarbu musi przeanalizować, dlaczego pieniądze nie wpłynęły i czy jest szansa, żeby wpłynęły. Przecież rozmowy prowadzili konkretni ludzie, twarzą w twarz. Taka niepisana umowa wymaga, żeby ten, kto negocjował zadzwonił do swojego partnera negocjacyjnego i zapytał, co się stało. Na wnioski jest jeszcze mimo wszystko za wcześnie _ - powiedział .

Andrzej Czerwiński uważa, że ciągle jeszcze możliwe jest pomyślne zakończenie transakcji z inwestorem katarskim. _ Możemy mieć do czynienia z zatorem płatniczym, albo sprawa jest dla inwestora odległa w tym sensie, że jest jedną z szeregu podejmowanych inwestycji. Ale oczywiście w każdych interesach, małych czy dużych mierzy się partnerów po wywiązywaniu się ze zobowiązań _ - zaznaczył.

Jego zdaniem jeśli scenariusz katarski zakończy się fiaskiem, można mówić o dwóch scenariuszach rezerwowych: albo syndyk i upadłość, albo intensywne szukanie nowego inwestora i próba sprzedania stoczni na nowych warunkach.

Stocznie trzeba będzie zamknąć i przyznać, że w Polsce statki nie mogą być produkowane. oferując pracownikom jakiś inny produkt albo stanąć na głowie i szukać inwestora, który będzie chciał zmodernizować obie stocznie i podjąć ryzyko produkcji statków - ocenia Czerwiński.

Szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak zapowiedział we wtorek jeszcze przed komunikatem MSP, że jeśli okaże się, iż katarski inwestor nie przelał pieniędzy za majątek stoczni Gdynia i Szczecin, wówczas rząd zwróci się do Komisji Europejskiej o dodatkowy czas na sprzedaż obu zakładów. _ Podejrzewam, że Komisja będzie w tej kwestii elastyczna, bo Komisji też zależy na uratowaniu miejsc pracy _ - przekonywał w TVP Nowak.
_ Jeżeli ten inwestor wycofał się z inwestycji, będziemy szukali innych rozwiązań - takich, aby produkcja stoczniowa w Szczecinie w Gdyni mogła być kontynuowana _ - dodał.

_ Komisja Europejska rozważy prośbę polskiego rządu o przedłużenie terminu sprzedaży majątku stoczni Gdynia i Szczecin, gdy ona wpłynie _ - powiedziano w biurze prasowym komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. Termin sprzedaży upływa 31 sierpnia.

_ Na razie nie chcemy spekulować. Dla nas Polska ma jeszcze dwa tygodnie na sprzedaż - do 31 sierpnia _ - powiedziały służby prasowe KE. _ Jeśli Polska poprosi o przedłużenie terminu, to to rozważymy _.

Inicjatywa, jak podkreślono, musi wyjść ze strony polskiej; dla KE w mocy pozostaje decyzja z listopada. Upadłość będzie najgorsza

Krzysztof Łaszkiewicz podkreślił, że na stocznie inwestor musi wyłożyć ogromne środki finansowe. _ Jeśli otrzymuje informację, że w przedsiębiorstwach dochodziło do poważnych nieprawidłowości, to zaczyna się zastanawiać _ - dodał wiceminister.

Łaszkiewicz spodziewa się, że polska strona będzie wnioskowała do Komisji Europejskiej o przedłużenie terminu możliwości sprzedaży Stoczni Gdynia i Szczecin.

Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski na razie nie chce się wypowiadać w sprawie. Jak powiedział, zostanie wydany oficjalny komunikat.

Wiceminister Adam Szejnfeld w TVP INFO, jeszcze przed informacją MSP, wyraził przekonanie, że polski przemysł stoczniowy przetrwa i nadal będzie budował statki.

Ale nie wszyscy podzielają optymizm rządu.
_ Czeka nas upadłość, nie wierzę, że Agencja Rozwoju Przemysłu znajdzie inwestora w ciągu dwóch tygodni _ - tak brak potwierdzenia wpłaty pieniędzy za polskie stocznie komentował poranny gość Radia Gdańsk, szef Solidarności w Stoczni Gdynia Dariusz Adamski.
W jego opinii, katarski inwestor początkowo nie zdawał sobie sprawy z rzeczywistych warunków funkcjonowania przemysłu stoczniowego, dlatego wycofał się z wpłacenie 380 milionów złotych za Stocznię Gdynia i szczecińską stocznię Nova. Zdaniem Adamskiego, zawiodły Agencja Rozwoju Przemysłu i kolejne polskie rządy, które źle zarządzały przemysłem stoczniowym.
_ Witamy pana ministra w programie dobrowolnych zwolnień z pracy _ - podsumował Adamski. Jego zdaniem, w ciągu dwóch tygodni, które dała Polsce Komisja Europejska, nie uda się sfinalizować transakcji i znaleźć nowego inwestora dla naszych stoczni. _ Czeka nas wdrożenie procedury upadłościowej i sprzedaż majątku przez syndyka _ - dodał szef Solidarności w Stoczni Gdynia.

Jak powiedział PAP Jacek Kantor ze stoczniowej "Solidarności 80" w SSN, do ostatniej chwili liczył, że wpłata wpłynie, chociaż - jak podkreślił - nieujawnienie przez trzy miesiące inwestora i wiele wątpliwości wokół transakcji, nie dawały wielkich nadziei na pozytywne rozwiązanie.

_ Teraz jest cień nadziei, że w procesie upadłościowym syndykowi uda się sprzedać majątek stoczniowy _ - dodał Kantor.

Związkowiec powiedział, że w najbliższym czasie dojdzie zapewne do spotkania przedstawicieli stoczniowych związków. _ Wspólnie z kolegami zastanowimy się, przeanalizujemy sytuację. Prawdopodobnie zechcemy spotkać się w resorcie skarbu, by poznać szczegóły rządowego planu awaryjnego _ - podkreślił.
Jak ocenił Kantor, przebieg sprzedaży stoczni obnażył niemoc rządu. _ Jesteśmy zdruzgotani tą sytuacją, nie wiemy co będzie z nami dalej _ - dodał.

Podobnie ocenił sytuację Krzysztof Fidura z "S" SSN. Jak powiedział PAP, nie jest zdziwiony, że nie doszło do sfinalizowania transakcji sprzedaży stoczni, natomiast dziwi go podejście strony rządowej do tego fiaska. _ Odnoszę wrażenie, że strona rządowa uważa, że nic wielkiego się nie stało, ale dla 8 tys. ludzi to dramatyczna sytuacja _ - zaznaczył.

_ Minister Grad wyczerpał cierpliwość wszystkich, ale to marginalny problem w tej sytuacji _ - dodał. _ Nie czekamy na dymisję ministra Grada, to już dla nas bez znaczenia, choć pozostaje pytanie, czy w tej sytuacji minister Grad jest właściwą osobą, by zajmować się stoczniami _ - powiedział.

Zdaniem Fidury znalezienie do końca sierpnia nowego inwestora jest mało prawdopodobne (takie terminy ustaliła Komisja Europejska).
_ Natomiast postępowanie upadłościowe, wejście syndyka, to kolejne miesiące, a w listopadzie kończą się świadczenia dla stoczniowców _ - przypomniał.

Zapowiedział, że w najbliższym czasie spotkają się działacze "S", by przeanalizować sytuację, chociaż - jak zaznaczył - trzeba czekać na oficjalny komunikat strony rządowej nt. ewentualnego planu awaryjnego.
_ To kiepska sytuacja dla rządu, jego kompromitacja i totalna klapa _ - dodał.

Poinformował, że jeśli zajdzie potrzeba, to całe struktury "S" w kraju zaangażują się w obronę polskiego przemysłu stoczniowego. Gdzie ten inwestor?

Zdaniem przewodniczącego OPZZ w gdyńskiej stoczni Jana Gumińskiego, sprawa katarskiego inwestora od początku była podejrzana. _ Tak okrzyczano informację o znalezieniu inwestora, a okazuje się, że to była chyba propaganda przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. To było oszukanie pracowników stoczni w Gdyni i Szczecinie _ - powiedział Gumiński.

Przewodniczący OPZZ w gdyńskim zakładzie dodał, że obawia się sytuacji, w której - w wyniku odstąpienia od umowy Katarczyków - stocznie w Gdyni i Szczecinie mogą zostać sprzedane "po kawałku". _ To byłaby tragedia oznaczająca koniec produkcji stoczniowej. Najlepiej byłoby, gdyby znalazł się inwestor, który przejąłby stocznię w całości _ - powiedział Gumiński. Prezes Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego Lech Wydrzyński powiedział zaś PAP, że list, który wysłało Stowarzyszenie do katarskiego inwestora, nie miał wpływu na brak wpłaty za stocznie. W liście napisano m.in., że stocznia mogła być pralnią brudnych pieniędzy.
_ Najważniejsze pytanie, czy ten inwestor w ogóle istnieje, a jeśli tak, to kim jest _ - powiedział Wydrzyński. Jeśli nawet inwestor miałby wątpliwości wobec SSN, to czemu nie wpłacił pieniędzy za stocznię gdyńską, przecież ona była sprzedawana w osobnym przetargu - przypomniał.

Wydrzyński podkreślił, że minister skarbu "miał od początku świadomość, że według byłych stoczniowych akcjonariuszy na majątku stoczni szczecińskiej są wady prawne i nie powinien go sprzedawać".
_ Dla nas jako Stowarzyszenia jest obojętne, czy doszło do sprzedaży, czy nie. Nasze postępowanie w celu odzyskania naszego majątku, bez względu na tę transakcję, będzie prowadzone na drodze prawnej dalej, tak jak to czynimy od paru lat. Staramy się o unieważnienie wszystkich transakcji na majątku dawnej stoczni szczecińskiej _ - zaznaczył.

Początkowo pieniądze miały wpłynąć do 21 lipca, ale firma poprosiła resort skarbu o przesunięcie tego terminu do 17 sierpnia. Powodem miał być list Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, w którym napisano m.in., że stocznia w Szczecinie mogła być "pralnią brudnych pieniędzy". Fundusz zapewnił wtedy jednak, że nie zamierza wycofać się z transakcji zakupu majątku obu stoczni.

Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights w maju zdecydował się na zakup kluczowych aktywów stoczni Gdynia i Szczecin, a 17 czerwca otrzymał gwarancje arabskiego banku Qatar Islamic Bank. Zgodnie z ustaleniami, miał zapłacić za majątek stoczni ok. 400 mln zł: 287 mln zł za zakład w Gdyni i ponad 94 mln zł za zakład w Szczecinie.

Inwestor wpłacił wadium w wysokości 8 mln euro, a potem rozpoczął procedurę rejestracji w Polsce spółki, która miałaby zarządzać majątkiem obu stoczni. Spółka Polskie Stocznie została zarejestrowana przez warszawski sąd 21 lipca. Jej kapitał zakładowy wynosi 100 tys. zł, a jedynym udziałowcem jest Stichting Particulier Fonds Greenrights.

Gwarantem transakcji zakupu stoczni przez inwestora miały być katarskie banki: inwestycyjny QInvest oraz Qatar Islamic Bank.

W lipcu premier Donald Tusk zapowiedział, że jeśli do końca sierpnia nie uda się dokończyć z sukcesem sprzedaży stoczni inwestorowi, minister skarbu Aleksander Grad pożegna się ze swoim stanowiskiem.

_ Minister Aleksander Grad miał konstytucyjny obowiązek, żeby zająć się sprawą stoczni, ale wykazał się chyba trochę za małym doświadczeniem życiowym, bo niezależnie od konstytucyjnych obowiązków, powinien o szczegółach transakcji poinformować cały rząd _ - ocenił szef klubu PSL Stanisław Żelichowski .

Szef klubu PSL dodał, że wielu ministrów nie wiedziało, komu stocznie zostały sprzedane i na jakich zasadach. Zaznaczył, że Grad nie był zobowiązany do informowania ministrów o przebiegu przetargu, dlatego nie można mu postawić zarzutu, że nie podzielił się wiedzą.

_ Ale _- zaznaczył Żelichowski - _ gdyby tak uczynił, zarówno sukces, jak i ewentualną odpowiedzialność, dzieliłby z rządem _. Teraz - zdaniem polityka PSL - odpowiedzialność za całą sprawę spoczywa na Gradzie.

_ Ewentualna zmiana na stanowisku ministra skarbu może zakłócić proces prywatyzacyjny _ - uważa jednak ekonomista Jarosław Janecki.

Jego zdaniem osoba odpowiadająca za prywatyzację musi mieć silne wsparcie premiera. Jest to konieczne, ponieważ wyprzedaż przez państwo powoduje silny opór związkowców.

Ekonomista zwraca też uwagę, że brak przedsiębiorstw produkujących statki w Szczecinie i Gdańsku oznacza trudności nie tylko dla byłych pracowników stoczni, ale również dla firm, które z zakładami współpracowały. Eksperci o scenariuszu dla stoczni

Dr Lech Giliciński, wspólnik z kancelarii White&Case, uważa, że jeżeli nie znajdzie się chętny na zakup stoczni w całości, zostaną one sprzedawane w postępowaniu upadłościowym, a syndyk będzie mógł pozbyć się ich majątku w częściach , .

Mec. Giliciński powiedział we wtorek w rozmowie z PAP, że sprzedaż przedsiębiorstwa w postępowaniu upadłościowym jest podobnym procesem do toczącego się obecnie postępowania w sprawie stoczni. Podlega jednak regulacjom prawa upadłościowego i naprawczego, a nie specustawie stoczniowej. W trakcie takiego postępowania pieczę nad majątkiem upadłego przedsiębiorstwa ma syndyk. Jest on odpowiednikiem zarządcy kompensacji, który obecnie sprawuje zarząd nad stoczniami. Nadzór nad postępowaniem upadłościowym sprawuje sąd.

_ Postępowanie upadłościowe zmierza do zaspokojenia wierzycieli, których wierzytelności zostały wpisane na listę. Zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym przedsiębiorstwo powinno zostać sprzedane jako całość. Jeżeli to okazuje się niemożliwe, następuje sprzedaż składników majątku. Z wpływów ze sprzedaży syndyk zaspokaja wierzycieli. Ich spłacenie kończy postępowanie upadłościowe _ - wyjaśnia mec. Giliciński.

Zastrzegł, że nie zna umowy dotyczącej sprzedaży majątku stoczni inwestorowi katarskiemu, ale jego zdaniem można przypuszczać, że zerwał on umowę. _ Wygrał przetarg, wpłacił wadium, ale umowy nie wykonał _ - powiedział mecenas.

Dodał, że znalezienie innego inwestora mogłoby być wiadomością korzystną dla wierzycieli, gdyż wpłacone wadium najprawdopodobniej pozostałoby w masie upadłości. _ Nie wiemy jednak, czy inwestor nie ma zastrzeżeń lub jakiś roszczeń wobec zarządcy kompensacji _ - dodał. .

PAP, IAR

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)