Pokazały więcej, napiwki wzrosły
Kelnerki muszą mieć duże dekolty, krótkie spódniczki lub tylko stroje kąpielowe. O takich wymogach co do ich wyglądu mówią niektórzy szefowie nadmorskich lokali gastronomicznych. Seksizm, dyskryminacja? A może chłodna kalkulacja i wygoda – w końcu jest lato? No i co na to kelnerki?
09.06.2011 | aktual.: 09.06.2011 11:25
- Szukałem kelnerek już w maju, dałem ogłoszenie w Internecie. Podczas spotkania pytałem kandydatki, czy nie będą miały nic przeciwko, by podawać napoje i dania mając na sobie spódniczkę i wyłącznie górę od bikini. Przyjąłem te, którym to nie przeszkadzało – mówi Ireneusz, właściciel lokalu na plaży w Gdańsku.
Roznegliżowana kelnerka w lokalu to podstawa!
Lokal znajduje się nad samym morzem. Przychodzą do niego plażowicze, najczęściej tylko w strojach kąpielowych. Dlatego, zdaniem właściciela lokalu, kelnerki dziwnie by wyglądały mając na sobie bluzki zapięte pod samą szyję i spodnie lub spódnice zasłaniające całe nogi.
- Takie kelnerki wyglądałby jak z jakiegoś muzeum, a nie z nadmorskiego baru. Gdybym prowadził restaurację w środku miasta, do którego przychodziliby menedżerowie w garniturach, to oczywiście zbyt skąpy strój kelnerek byłby nie na miejscu. Ale w naszym lokalu pokazanie trochę więcej ciała jest wręcz pożądane. Dziewczyny przyciągają klientów, którzy nie oszczędzają na napiwkach. Poza tym dziewczyny zgodziły się na taki strój – tłumaczy Ireneusz.
„Zarabiają na moich darach natury”
Kamila (zmieniliśmy imię), która pracuje w tym lokalu mówi nam, że jest zrozpaczona. Jak twierdzi zależy jej na pieniądzach i dlatego tylko nie zamierza rezygnować z pracy – przynajmniej na razie. Mówi, że niemal codziennie słyszy seksistowskie, nietaktowne i wręcz wulgarne komentarze.
- No mam dość obfity biust - jak widać… Szef kazał mi zakładać skąpą górę od bikini i króciutką spódniczkę, do tego wysokie obcasy. Czuję się jak … prostytutka. Codziennie mam po kilka ofert seksualnych od mężczyzn, faceci chcą mnie macać, ale też zwyczajnie mnie obrażają. Słyszę jak mówią, że mam gigantyczne wymiona albo pytają czy za 10 zł pokażę im w całości swoje dzwony. No wiecie! Codziennie się stresuję. Nie mogę się skupić na pracy. A jest ciężko, bo pracuję po 10 godzin dziennie i to cały czas na nogach. Od tego biegania z tacą boli mnie kręgosłup. Ale chcę zarabiać, nie narzekam. Dają mi duże napiwki. Tylko nie wiem, czy dam radę znosić te komentarze. Myślę o tym, by zacząć szukać inną pracę. Prosiłam szefa, abym mogła chociaż założyć bluzkę, T-shirt… Ale powiedział, że w żadnym razie. Stwierdził, że wszyscy tu zarabiają na moich darach natury. Obiecał mi też specjalną premię – mówi nam kelnerka. Zapytaliśmy jak to wygląda w innych nadmorskich barach i restauracjach. Okazuje się, że właściwie w
każdym lokalu obowiązuje bardziej lub mnie wakacyjny strój. Szefowie nie ukrywają, czym kierowali się zatrudniając pracownice.
"Ładne, szczupłe, długowłose"
- Kelnerki muszą być ładne, szczupłe, najlepiej długowłose. Muszą dobrze się prezentować, no i chodzić w letnich strojach. Nie uważam, by to była jakaś dyskryminacja. Szukając modelek pracodawcy też kierują się wyglądem. W samolotach widzimy tylko ładne stewardessy, w biurach obsługi klienta pracują najczęściej zgrabne dziewczyny – mówi Michał, menedżer restauracji i baru w Gdańsku.
Pokazały więcej, napiwki wzrosły
W niektórych lokalach kelnerki muszą zakładać identyczne uniformy – np. w tym samym kolorze. W jednym z gdańskich barów, kelnerki chodzą tylko w bikini – to był pomysł dziewczyn.
- Zauważyłyśmy, że im więcej pokazujemy, to tym więcej zarabiamy na napiwkach. Zgodnie stwierdziłyśmy, że będziemy obsługiwać gości tylko w strojach kąpielowych. Szefowi się to spodobało. Ale niczego nam nie nakazywał – mówi Magdalena Grzegorzewska, kelnerka w barze i smażalni ryb między Sopotem a Gdańskiem.
"Gotujemy się w tych hiszpańskich sukniach"
W innej restauracji obowiązuje zaś styl hiszpański. Kelnerki mają na sobie długie połyskujące i wielowarstwowe suknie, za uchem każda musiała wpiąć różę. Pracownice nie ukrywają, że w tym stroju czują się jak na saunie.
- Dałabym dużo, by móc pracować w szortach. Suknia nie przepuszcza powietrza. Ale taki jest zamysł właściciela, ja to doceniam, zgodziłam się na taki strój. Klientom się podoba, ale wszystkie ledwo żyjemy – mówi Ania.
Czy szef może żądać bikini?
Zgodnie z przepisami szef nie może dyskryminować pracowników (poniżać, szydzić z nich, czy zwolnić), jeśli nie spełniają jego wymagań związanych z wyglądem. Z drugiej jednak strony w wielu firmach istnieje regulamin, w którym pracodawca szczegółowo opisuje jak powinien wyglądać podwładny – np. nosić garnitur, garsonkę, firmowy uniform. Zdarza się, że szefowie już podczas rekrutacji informują kandydata jaki jest dress code w ich firmie. Pytają czy nie jest on przeszkodą dla pracownika. Niedawno głośno było o solarium, w którym pracownice chodziły bez górnej części ubrania. Rozebrały się też fryzjerki w jednym z stołecznych salonów. Ale czy zawsze pracownik musi się godzić na określony strój (lub jego brak) a czasem też poniżające reguły pracy? Kiedy szef przekracza granicę?
Ogonek króliczka na pupie poniża?
- Firmy mają własne wewnętrzne regulaminy dotyczące ubioru pracownika. Te przepisy nie mogą jednak naruszać przepisów ogólnie obowiązujących w Europie, które zakazują poniżania podwładnych. Nie ma oczywiście przepisów wskazujących jaki strój poniża. W tej kwestii trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem. Wiadomo, że paradowanie w negliżu jest poniżające, elegancka garsonka zaś może świadczyć tylko o prestiżu firmy. Oczywiście pracownik może zaakceptować noszenie na przykład ogonka króliczka. Ale jeśli wykaże, że jest to dla niego poniżające, szef nie może żądać, by nosił taki strój. Jeśli zaś szef zagroził pracownikowi na przykład zwolnieniem, jeśli odmówi założenia stroju, to pracownik może wnieść sprawę do sądu – mówi mecenas Ireneusz Wojtasik, z kancelarii „Wojtasik i syn”.
Krzysztof Winnicki/(toy)/JK