Polskiemu właścicielowi sklepów z dopalaczami grozi więzienie
Do pięciu lat więzienia grozi zatrzymanemu w Czechach polskiemu przedsiębiorcy, który do niedawna prowadził w Republice Czeskiej sieć sklepów Amsterdam shop oferującą dopalacze - poinformowała w czwartek na konferencji prasowej policja w Ołomuńcu.
28.04.2011 | aktual.: 29.04.2011 06:21
Policjanci z Ołomuńca postawili 25-letniemu mężczyźnie zarzut popularyzowania środków psychoaktywnych. Zatrzymali go we wtorek, a w czwartek sędzia wydał nakaz pozostawienia go w areszcie.
- Jest obywatelem Polski, grozi mu wysoki wyrok, istnieje więc prawdopodobieństwo szukania kontaktów ze świadkami. Mamy także uzasadnione obawy, że nadal prowadziłby swoją działalność - oświadczył przedstawiciel ołomunieckiej komendy policji Jirzi Musil.
Policjanci zabezpieczyli na kontach aresztowanego zyski ze sprzedaży internetowej sięgające ok. 150 tys. koron (ok. 24,5 tys. złotych), a także znaleźli równowartość około 165 tys. zł w różnych walutach w siedzibie spółki w Ostrawie.
Polak stawił się na wezwanie policji w komendzie, będąc pewnym, że funkcjonariusze nie mają powodów do jego zatrzymania. W czasie przesłuchania nie udzielał odpowiedzi, zasłaniając się tajemnicą handlową.
- Sądził, że nic na niego nie mamy, ponieważ wyczyścił swoje sklepy - poinformował ołomuniecki komisarz Jirzi Kubak. Policja tymczasem od lutego prowadziła przeciw niemu dochodzenie.
W ubiegły piątek w Republice Czeskiej wszedł w życie zakaz sprzedaży dopalaczy. Znowelizowana ustawa o substancjach uzależniających zabrania dystrybucji 33 substancji syntetycznych mających działanie podobne do narkotyków naturalnych.
Jednak w przypadku polskiego właściciela sieci Amsterdam shop aresztowanie nie miało nic wspólnego z tym zakazem; działania przeciw Polakowi policja w Ołomuńcu przygotowywała już wcześniej, gdyż zajmował się sprzedażą substancji uzależniających pod nazwą "przedmiotów kolekcjonerskich". Dlatego też zdecydowała się go ścigać za propagowanie uzależnień od substancji psychoaktywnych.
- Cała sprawa nie była prowadzona jako postępowanie karne dotyczące nielegalnego wyrobu czy też innego obchodzenia się z substancjami odurzającymi lub truciznami, ale popularyzacji toksykomanii. Nie czekaliśmy na nowelizację prawa - dodał Musil. Policjantom wystarczyło wykazać, że sprzedawane dopalacze powodowały efekty podobne do narkotyków. Policji pomogli lekarze z wydziału medycyny sądowej szpitala akademickiego w Ołomuńcu.
Czeski parlament zajął się zakazem sprzedaży dopalaczy w trybie przyspieszonym ze względu na coraz większy zasięg dystrybucji tych środków w Czechach, dokąd trafiły po zdelegalizowaniu ich w Polsce jesienią zeszłego roku.
Wiele firm sprzedających dopalacze w Czechach, także online, miało polskich właścicieli. Również klienci tych sklepów często przybywali z Polski. Sklepy oferujące te substancje najpierw pojawiły się na czesko-polskim pograniczu, a potem zaczęły powstawać w całych Czechach.