Pracownicy supermarketów grożą strajkiem

Pracownicy kolejnych supermarketów w Polsce zapisują się do związków zawodowych i grożą strajkiem.

04.03.2008 | aktual.: 04.03.2008 12:50

Pracownicy kolejnych supermarketów w Polsce zapisują się do związków zawodowych i grożą strajkiem, informuje "Metro".

Tak pracownicy reagują na wieści napływające z Tych. Tam przed tygodniem stanęło Tesco. Kasjerzy, osoby układające produkty na półkach czy obsługujące wózki widłowe na dwie godziny odeszli od stanowisk pracy. Przypomnieli, że dopominają się o 700 zł wynoszących 500-800 zł pensji. Dyrekcja supermarketu próbowała ratować sytuację, zatrudniając pracowników tymczasowych. W odpowiedzi strajkujący zagrodzili drogi do kas. Ochroniarze wyprowadzili klientów, a sklep zamknięto.

Efekt jest taki, że protestujący podwyżki nie wywalczyli, a teraz dostali pisemne nagany. "Za utratę dobrego imienia i wizerunku" i "stworzenie zagrożenia dla klientów" - brzmi uzasadnienie. - Pracownicy dobrze wiedzieli, że strajk jest nielegalny i jeśli się do niego przyłączą, mogą spodziewać się konsekwencji - twierdzi rzecznik sieci Tesco w Polsce Przemysław Skory. - Nagany nie powinny dziwić żadnego pracownika, który nie dopełnił swoich obowiązków - przekonuje.

Innego zdania są przedstawiciele związku zawodowego Sierpień '80, organizatora protestu z ub. tygodnia. - Nagany dla pracowników tyskiego marketu są nielegalne, a do tego zawierają masę błędów, np. jest w nich zapis, że zostały wręczone po uprzednich rozmowach z pracownikami, podczas gdy w rzeczywistości były dawane komu popadnie bez uprzedzenia. Co więcej, dostały je nawet te osoby, których tego dnia w pracy nie było - ripostuje Bogusław Ziętek, przewodniczący związku. - Zaskarżymy je u pracodawcy, a jeśli to nic nie da, w ciągu miesiąca wystąpimy do sądu pracy.

Ale ewentualny proces z pracownikami może nie być jedynym problemem szefów Tesco. Na wiadomość o takim potraktowaniu strajkujących w Tychach do związków zawodowych zaczęli zapisywać się pracownicy tej sieci z innych sklepów w Polsce.

- Pracownicy czują, że nie są sami, i w końcu się odważyli powalczyć o godziwe zarobki. To prawdziwy przełom, wcześniej nikt się nie wychylał z obawy o utratę pracy. Teraz w ciągu zaledwie tygodnia zgłosiły się do nas setki osób z marketów w całym kraju. Jeśli pracodawcy nie oprzytomnieją i nie zaproponują rozsądnych pieniędzy, będzie strajk - grozi Ziętek i wylicza, że struktury związkowe powstały też m.in. w bielskim i żywieckim Tesco, w kilku marketach w Kujawsko-Pomorskiem. - Zgłaszają się też pracownicy innych supermarketów. Ich nazw jednak zdradzić nie mogę. W przeciwnym razie pracodawcy storpedują plany pracowników - dodaje Ziętek. Dopytywany dodaje tylko, że chodzi m.in. o niemiecki Kaufland.

Taki ruch już przed tygodniem przewidzieli eksperci. - To pilotażowy strajk. Strajk w tyskim Tesco pokazuje, że psychiczna bariera lęku puszcza - mówił "Gazecie Wyborczej" prof. Marek Szczepański, socjolog i rektor Wyższej Szkoły Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach. Podobnie wypowiadają się pracownicy sklepów. - Nie mamy nic do stracenia. Nie boimy się wylecieć z pracy, bo płacą nam tak mało, że prędzej czy później i tak będziemy musieli szukać czegoś innego - twierdzi jedna z pracownic bielskiego marketu.

- W tej chwili mamy bardzo niskie bezrobocie, które dodatkowo cały czas jeszcze spada. To oczywiście powoduje, że pracodawcy mają coraz większe problemy ze znalezieniem ludzi i dlatego kolejne grupy wykorzystują to i walczą o podwyżki. Taka sytuacja będzie trwała do momentu, aż okres prosperity się zakończy i bezrobocie zacznie znowu rosnąć. A to według analiz nastąpi już w następnym roku - uważa Mateusz Walewski z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE).

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)