Problemem dla branży jest brak ustawy o OZE
11.04.2013 18:05
Największym problemem dla branży energetycznej wytwarzającej energię ze źródeł odnawialnych jest brak kompleksowych regulacji prawnych, co spowodowało m.in. załamanie się rynku zielonych certyfikatów - uważają branżowi eksperci.
Podczas czwartkowej konferencji prasowej przedstawiciele branży i eksperci informowali o zagrożeniach dla sektora energii odnawialnej.
Benny H. Laursen z firmy doradczej Laursen Consulting wskazał, że branża nie może się doczekać tzw. dużego trójpaku energetycznego, w tym ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). - Największym problemem jest właśnie brak regulacji prawnych, które powodują dużą niepewność na rynku i mogą przyczynić się do ograniczenia OZE w Polsce, co może spowodować problemy z osiągnięciem 15 proc. energii z OZE w bilansie energii w 2020 roku - zaznaczył.
Polska przyjmując pakiet klimatyczny UE zobowiązała się do ograniczenia do 2020 r. o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, zwiększenia efektywności energetycznej o 20 proc. jak i osiągnięcia 15 proc. udziału energii wytworzonej ze źródeł odnawialnych w końcowym bilansie energetycznym.
Laursen ocenił, że brak kompleksowej ustawy przyczynił się także do załamania się rynku tzw. zielonych certyfikatów.
Dyrektor generalny Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej Michał Ćwil wskazał, że ustawa o OZE powinna wprowadzać m.in. minimalną cenę zakupu certyfikatu, aby zapobiec m.in. ich nadpodaży, a cały system powinien być racjonalny i w miarę tani tak, by końcowi odbiorcy nie musieli płacić coraz więcej za energię.
Zgodnie z polskim prawem każdy producent lub sprzedawca energii musi uzyskiwać pewien jej procent ze źródeł odnawialnych i legitymować się świadectwami pochodzenia, tzw. zielonymi certyfikatami. Jeżeli ich nie posiada, może je kupić na rynku - na giełdzie bądź na podstawie umowy dwustronnej. Natomiast, jeśli tego nie zrobi musi zapłacić tzw. opłatę zastępczą na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Od miesięcy rynkowa cena certyfikatów jest bardzo niska i ich sprzedaż nie rekompensuje producentowi energii w technologii współspalania kosztów zakupu droższej od węgla biomasy. W związku z tym opłaca się ograniczyć stosowanie biomasy i płacić opłatę zastępczą.
Zdaniem Ćwila w krótkoterminowej perspektywie państwo powinno interweniować na rynku zielonych certyfikatów. Z kolei w ocenie Laursena powinno się zlikwidować opłatę zastępczą, a zostawić jedynie zielone certyfikaty. Według niego uzyskane przez NFOŚiGW pieniądze z opłat zastępczych są niewykorzystywane i powinny wrócić do branży.
Dodał, że kryzys na rynku zielonych certyfikatów powoduje coraz większe problemy dla branży biomasowej. Ocenił, że Polska nie wykorzystuje w pełni własnych zasobów. - Polska ma problem z bardzo dużym importem biomasy, a pieniądze zamiast iść do rodzimych producentów trafiają za granicę - zaznaczył Laursen. Krytykował sprowadzanie biomasy np. z Ukrainy czy z innych kontynentów. - Aby przewieźć ten towar z tak daleka trzeba spalić olbrzymie ilości paliwa i to paradoksalnie powoduje, że energia uzyskana z takiej biomasy może być czarniejsza niż z węgla - ocenił.
Prezes Polskiej Izby Biomasy Ryszard Gajewski dodał, że import zagranicznej biomasy stanowi od 15 do 20 proc. jej krajowego wykorzystania. - Nasz kraj ma olbrzymie zasoby biomasy, to jest lokalne paliwo i nie powinno być sprowadzane - podkreślał.
Resort środowiska pod koniec lutego zapowiedział przygotowanie założeń do rozporządzenia opisującego kryteria biomasy spełniającej "zasady zrównoważonego rozwoju". Następnie założenia do tego rozporządzenie miałyby być przekazane ministerstwu gospodarki. Jak tłumaczył wtedy minister środowiska Marcin Korolec, nowe przepisy ograniczyłyby import biomasy spoza Unii i powinny przyczynić się do większego wykorzystania jej krajowych zasobów. Prace nad założeniami do rozporządzenia trwają.
Projekt tzw. dużego trójpaku energetycznego przygotowanego przez resort gospodarki znajduje się obecnie w uzgodnieniach międzyresortowych. Na wtorkowym posiedzeniu rząd pozytywnie zaopiniował poselski projekt nowelizacji Prawa energetycznego, tzw. małego trójpaku, który ma w przyśpieszonym tempie wprowadzić do polskiego prawa najważniejsze regulacje pakietu trzech ustaw energetycznych. Jest to efekt presji, jaką na rządzie wywarło postępowanie Komisji Europejskiej przeciwko Polsce ws. niepełnego wdrożenia do polskich przepisów unijnych unormowań m.in. o OZE.