Rewolucja, wolność, marzenia... na parkiecie
„Solidarność” chciała niepodległości i wolności. Zwyciężyła i mamy giełdę... sprywatyzowaną. Czy o tym marzyli i o to walczyli? Czy Polacy pragnęli w roku 1980 wolnego rynku, giełdy i liberałów u władzy? - zastanawia się Michał Sutowski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
10.11.2010 | aktual.: 10.11.2010 10:08
„Solidarność” walczyła o giełdę. Sama o tym nie wiedziała, ale tak jakoś wyszło. Duch dziejów zawiał i z 21 postulatów zrobił się WIG, hossa na przemian z bessą – i tylko jeden Janusz Lewandowski od razu wiedział o co chodzi. Oto wczorajsza mowa premiera w złośliwym nieco skrócie.
Logika dziejów stanęła po stronie Donalda Tuska i jego gdańskich przyjaciół-liberałów. Z okazji pierwszego notowania akcji spółki Giełda Papierów Wartościowych premier wyjaśnił nam, w jaki sposób to, co „zaczęło się w Gdańsku” (Poznaniu, Gdyni, Radomiu, Ursusie, Lublinie...), dopełniło się na giełdowym parkiecie. Mówił krótko, acz podniośle. Rewolucja, wolność, marzenia...
I tyle może moich szyderstw – bo myśli premiera są bardzo symptomatyczne. A teza prosta. Wielki społeczny ruch „Solidarności” walczył o wolność. Co ona oznaczała – mało kto wiedział (Lewandowski?), ale wielu przeczuwało. Chodziło mianowicie o wolny rynek. Jak on właściwie działa – też nie było wiadomo, poza tym że jest ogólnie dobry i że jego częścią jest chyba giełda. Lud miał pragnienia i tęsknoty, liberałowie do tego intuicje – na szczęście przyszli eksperci i wszystko nam wytłumaczyli. Zapewnili „ekonomiczną refleksję”. A dzięki różnym herosom wczesnego kapitalizmu, „Solidarność” zwyciężyła. Chciała niepodległości i wolności, no to mamy giełdę. Od wczoraj sprywatyzowaną. Fajnie?
W serialu „Czterdziestolatek. Dwadzieścia lat później” jest taka scena: bohater podjeżdża samochodem (chyba polonezem) pod budynek dawnego KC. Chce zaparkować, ale strażnik go przegania – PZPR już nie ma, ale pod nową giełdą też trzeba mieć przepustkę. Karwowski się oburza: nie o to żeśmy walczyli! Choć potem sam gra na giełdzie (i traci majątek na akcjach fabryki koszul)...
No to o co w końcu walczyli? I o czym marzyli? Opowieści co najmniej tyle, ile opcji politycznych. Ja widzę przede wszystkim związek zawodowy i walkę o godność pracowników, którą mieniąca się „robotniczą” partia nieraz podeptała. Inni zobaczą chrześcijańską rewolucję moralną pod przywództwem Papieża – coś jest na rzeczy, szczególnie jak dobrze przeczytać encyklikę Laborem exercens. Z opowieścią o „walce o niepodległość” jest już gorzej, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie myślał wtedy o wyjściu z Układu Warszawskiego – Polska żyła raczej nadzieją że nie nastąpi... wejście (Armii Czerwonej lub choćby ZOMO do Stoczni). A kapitalizm? Czy Polacy pragnęli w roku 1980 wolnego rynku, giełdy i liberałów (ostatnio zmiękczonych, to fakt) u władzy?
21 postulatów wskazuje na coś nieokreślonego, kapitalizm czy socjalizm – nieważne, byle z ludzką twarzą. Prawo do strajku, związki zawodowe, podwyżka diet i płac, priorytet konsumpcji nad eksportem, miejsca w przedszkolach, wolne soboty... Jeśli pominąć nieszczęsny wiek emerytalny (nawet Szwecja nie przeżyłaby jego obniżki o 10 lat przy rosnącej długości życia), automatyczną indeksację płac o wysokość inflacji i nieaktualne kartki na mięso – prawie wszystko składa się na obraz radosnego, zachodniego państwa opiekuńczego. Zwariowali ci robotnicy?! Wygląda na to, że ich liderzy też – bo rok później dołożyli pomysł samorządu robotniczego (tzw. Samorządna Rzeczpospolita). Gdyby ktoś dziś wyskoczył z takim pomysłem, Jeremi Mordasewicz z Leszkiem Balcerowiczem zaordynowaliby mu leczenie psychiatryczne a Rafał Ziemkiewicz machnął felieton o świetnym samorządzie w... baraku obozowym za Kołymą.
Tak, tak, wiem. Czasy inne. Globalizacja, zagraniczni inwestorzy, płynny kapitał, zmierzch klasy robotniczej, Unia Europejska, wspólny rynek, wolności gospodarcze, itd., itp. Wszystko się zgadza. Ale to wszystko nie oznacza, że „giełda stała się w nowoczesnej Polsce symbolem wolności”. Stary Keynes mawiał, że giełda to instrument – potrzebujemy jej choćby po to, by pozyskiwać środki na inwestycje, potrzebują jej także fundusze emerytalne i państwo, lokują w niej oszczędności drobni akcjonariusze. Problem w tym, że od kilkunastu co najmniej lat, na całym świecie przestała ona pełnić funkcję służebną. Wall Street nie służy już Main Street, tzn. gra na giełdzie „realnej” gospodarce. Logika akcjonariuszy dominuje nad logiką pracowników a wzrostowi cen akcji nie służy lepsza produkcja, ale redukcja – zatrudnienia, kosztów, podatków, świadczeń socjalnych. I dobry PR. Spekulacyjny przepływ kapitału może praktycznie zabić państwo a miliony ludzi wpędzić w niezawinioną nędzę. Zamiana KC na siedzibę giełdy to pewnie
przypadek – ale znaczący. Nowa władza na starym miejscu. Czy to proces odwracalny, to temat na inną dyskusję. Ale na pewno nie o taki kapitalizm walczyła „Solidarność” – o czym niektórzy nie wiedzieli albo nie chcieli wiedzieć. Podsumował to zresztą sam premier.
„Zaliczałem się do tej grupy ludzi, którzy wierzyli, że to jest potrzebne, ale kompletnie nie wiedzieli, o co chodzi”. Jestem mu wdzięczny, że tak zwięźle podsumował stan umysłów naszych elit doby transformacji.
Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski