Sklep dla Ukraińców we Wrocławiu. Ale Polacy też próbują wschodnich smaków

Odessa Market to sklep, który od kilku tygodni działa na wrocławskim Ołbinie. Można tu kupić m.in. kawior, alkohol czy pielmieni. Również w niedziele niehandlowe. Klienci? Głównie Ukraińcy, ale coraz częściej także Polacy.

Sklep dla Ukraińców we Wrocławiu. Ale Polacy też próbują wschodnich smaków
Źródło zdjęć: © WP.PL | Jakub Ceglarz
Jakub Ceglarz

21.03.2019 | aktual.: 21.03.2019 15:53

Wrocławski Ołbin. Kamienica przy kamienicy, większość z początku ubiegłego wieku. W jednej z nich pod koniec 2018 roku pani Beata z partnerem postanowiła rozkręcić biznes.

Padło na sklep. Wokół jednak panuje spora konkurencja - w promieniu kilkuset metrów znajdziemy kilka Biedronek, Freshmarket, są dwie Żabki, Simply Market i Dino.

Właściciele postanowili więc, że będą sprzedawać żywność ze Wschodu. To jeden z pierwszych tego typu sklepów w mieście. Znajdziemy tam przede wszystkim produkty z Ukrainy, ale również z Białorusi, Kazachstanu, Rosji, Armenii, Gruzji czy Litwy. Właściciele przyznają jednak, że z żadnym z tych krajów nie mają nic wspólnego. Po prostu znaleźli niszę.

Powód? Wrocław to jedno z popularniejszych miast dla imigrantów z Ukrainy. Najnowsze szacunki mówią, że w stolicy Dolnego Śląska mieszka ich już nawet blisko 100 tysięcy. Nie będzie wielkim nadużyciem stwierdzenie, że co 10. wrocławianin pochodzi zza naszej wschodniej granicy.

Klientela? "Pół na pół"

Pomysł się przyjął. Do sklepu wchodzimy w czwartkowy poranek, tuż po otwarciu. Nieduży metraż, ale dobrze wykorzystana przestrzeń. Przy wejściu pieczywo: m.in. ormiański chlebek lawasz. Dalej lodówka z piwem i lemoniadą z Gruzji oraz Ukrainy.

Obraz
© WP.PL | Jakub Ceglarz

Następnie zamrażarki z pierogami pielmieni, dania gotowe w słoikach, pikantny Aivar i kolejna lodówka - tym razem z kawiorem, serem, słoniną i rybami. Dookoła słone przekąski i słodycze. Wśród nich choćby czekolady z Kazachstanu. Cena? 7-9 zł za tabliczkę, więc całkiem sporo.

Kto kupuje? - Mniej więcej pół na pół. Przede wszystkim Ukraińcy, ale Polacy też bardzo często do nas zaglądają - mówi nam stojąca przy kasie pani Beata, współwłaścicielka sklepu, a jednocześnie ekspedientka i kasjerka.

Za jej plecami widzimy regały do samego sufitu, a na nich gruzińskie i ukraińskie wina oraz wódki. Na niższych półkach pojedyncze butelki zachodnich alkoholi. Gdzieś majaczy Ballantines, w lodówce obok dostrzegamy ćwiartkę Żytniej. - Pozbywamy się ich, żeby zrobić miejsce dla jeszcze większego asortymentu ze Wschodu. Czekamy jeszcze na odpowiednie pozwolenia - mówi nam właścicielka.

Każda niedziela jest handlowa

W tej chwili większość towarów otrzymują od polskich dystrybutorów. Choćby dlatego na niektórych produktach widzimy etykiety w języku polskim. Docelowo chcą jednak zrezygnować z pośredników i już niedługo importować asortyment samodzielnie.

Największy ruch w Odessie panuje w weekendy. - Wielu Ukraińców mieszka we Wrocławiu, ale w tygodniu pracuje w okolicznych miejscowościach. Czas na zakupy mają więc tylko w soboty i niedziele - twierdzi właścicielka.

Obraz
© WP.PL | Jakub Ceglarz

To właśnie w dni wolne wśród klientów dominują przyjezdni z Ukrainy. Dlatego właściciele nie mogą pozwolić sobie na zamknięcie sklepu. Sami stają za ladą i obsługują klientów.

Gdy pytamy o plany na przyszłość i ewentualne kolejne placówki, pani Beata przyznaje, że "czasami o tym myśli". Jednak na razie to melodia przyszłości.

Przy wyjściu z Odessy w drzwiach mijamy się z dwoma robotnikami z Ukrainy, którzy wpadli po chleb i piwo. Tuż za nimi para młodych ludzi. Ci przyznali, że zainteresował ich szyld i przyszli "tylko popatrzeć". Ostatecznie jednak wyszli z torbą wypełnioną m.in. słonymi przekąskami.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (135)