Tylko psychopata lubi zwalniać ludzi
Jeśli twoja firma nie stoi na skraju przepaści, a ty nie podpadłeś za bardzo, możesz spać spokojnie
03.10.2011 | aktual.: 04.10.2011 15:38
Mamy dla ciebie dwie wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Zła jest taka, że dziś coś takiego jak bezpieczna i stabilna praca nie istnieje. Dożywotnie etaty zniknęły wraz z nastaniem w Polsce wolnego rynku. W każdej chwili firma może się z tobą bez żalu rozstać. No a dobra wiadomość? Otóż, owemu działowi kadr czy kierownikowi wcale nie zależy na tym, by – mówiąc kolokwialnie – spuścić cię po brzytwie. Przynajmniej dopóki firma jakoś ogarnia produkcję, sprzedaż i dostawy, a ty choć w minimalnym stopniu dajesz sobie radę z obowiązkami służbowymi.
Tylko psychopata lubi zwalniać ludzi
- Bez obaw! Nawet jeżeli nie jesteśmy orłami, nikt nie zacznie szukać kogoś na nasze miejsce – potwierdza (i zarazem uspokaja) Grzegorz Kownacki, menedżer produktu w spółce branży FMCG (dóbr szybkozbywalnych). Według niego, przełożeni szybciej wyślą niezaradnego czy leniwego pracownika na kolejne bezsensowne szkolenie, na przykład z motywacji, niż się go pozbędą z firmy.
- Zwalnianie jest bardzo stresujące dla każdego, kto nie jest psychopatą. No i psuje atmosferę wśród tych, co w przedsiębiorstwie zostają. Poza tym żaden szef, któremu chociaż trochę zależy na opinii, nie chce być kojarzony ze zwolnieniami – dodaje.
Kownacki przyznaje, że już dawno powinien pozbyć się ze swego zespołu kilku trudnych osób, ale nie zamierza wchodzić w konflikt ze związkami zawodowymi i psuć sobie reputacji. Ponadto przypuszcza, że nawet dział HR by go nie poparł. Powód – jego spółka walczy o tytuł przyjaznego pracodawcy w różnych branżowych konkursach i rankingach. Ewentualne informacje o redukcji etatów czy wrednych menedżerach, wyciekające na rynek, mogłyby zaszkodzić wizerunkowi korporacji.
- U nas PR jest najważniejszy. Podporządkowane jest mu wszystko, nawet metody zarządzania. Przez to my, szefowie, mamy często związane ręce – zżyma się Kownacki.
Procesy rekrutacyjne są długie i drogie
Inny powód, dla którego miernoty mogą być spokojne o swój etat, znajdziesz w książce "Przedsiębiorczość i zarządzanie firmą" Jana Targalskiego i Anny Francik (Wydawnictwo C.H. Beck, 2009). Otóż, wstydliwa prawda, o której nikt nie mówi, jest taka, że przedsiębiorstwa, jeśli nie muszą, wcale nie są chętne do szukania nowych pracowników. Generalnie firm nie stać na długie – a co za tym idzie: drogie – poszukiwania najlepszego pracownika, na wdrażanie go lub jej do obowiązków, na czekanie aż wszystko „zatrybi”. W teorii łatwiej i taniej jest skłonić pracownika już zatrudnionego, by zmienił swoje umiejętności zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem spółki, niż zatrudniać pracownika z gotowym zestawem potrzebnych umiejętności. „Nowy” nie zna przecież firmy, klientów, produktów i dobrze pracować zacznie dopiero po kilku pensjach. Statystyka jest nieubłagana: tylko jedna firma na osiemdziesiąt odnosi znaczący sukces na rynku, a pozostałe siedemdziesiąt dziewięć szarpie się, żeby opłacić rachunki w terminie.
Przedsiębiorstwa mają zbyt duże kłopoty – z produktami, klientami, dostawcami, udziałowcami, inwestorami strategicznymi itp. – by brać sobie na głowę jeszcze jeden wielki problem, którym jest rekrutacja personelu.
- Niby jest to obowiązek działu kadr, ale dyrektorka HR woli zamawiać przez Internet prezenty świąteczne dla swoich milusińskich lub planować zimowy urlop w Alpach, niż organizować kolejny nabór na tak zwane kluczowe stanowiska – mówi zgryźliwie Grzegorz Kownacki. Śmieciowa wiedza nie zmieni człowieka
Zamiast zwalniać mało efektywnych pracowników, przedsiębiorstwa fundują im masę kursów, warsztatów i szkoleń, dzięki którym mają oni szybko poprawić swe wyniki i podejście do obowiązków. Przedstawiciele rynku usług szkoleniowych, edukacyjnych i publikacji biznesowych tylko zacierają ręce. Stale rozszerzają ofertę o kolejne dziedziny wiedzy, co po prostu napełnia im kabzę. Sęk w tym, że ta cała wiedza jest nieuporządkowana pod kątem praktycznym. Jak zauważają autorzy "Przedsiębiorczości i zarządzanie firmą", pracownicy uczą się kompetencji międzyludzkich, czytania sprawozdań finansowych, zarządzania projektami, choć nie bardzo wiedzą, czy jest to teraz – właśnie teraz – potrzebne firmie.
- Przypomina to nieco odżywianie się śmieciowym jedzeniem pośledniej jakości i na zapas – twierdzą Jan Targalski i Anna Francik. Skoro firmy są niechętne do zwalniania ludzi, czy możesz zupełnie sobie odpuścić? Przeciwnie. Czy w przedsiębiorstwie jest dobrze, czy źle, lepiej dmuchać na zimne. I pokazać się szefostwu z jak najlepszej strony.
– Gdy firmy nie zwalniają, to nie zwalniają, ale gdy zaczną to robić, najpierw do odstrzału pójdą najgorsi pracownicy. Ci, którzy źle się dogadują z innymi, ci, co lekceważą obowiązki, są niezdyscyplinowani albo nie podnoszą swych kwalifikacji zawodowych – tłumaczy Grzegorz Kownacki. Pokaż szefowi, że jesteś niezastąpiony
Menedżer nie widzi sensu uczestniczenia w większości dostępnych na rynku szkoleń. Tak jak Targalski i Francik uważa, że oferują one „śmieciową” wiedzę. Tym większa jest – jego zdaniem – odpowiedzialność pracownika za własny rozwój. - Kwestia adaptacji do zmieniających się warunków pracy spoczywa na pracowniku. Każdy z nas samodzielnie musi znaleźć optymalne metody zdobywania aktualnych umiejętności, pozwalające utrzymać zatrudnienie w firmie – podkreśla Kownacki.
Według niego, taka nauka – obok sumiennej pracy – to najlepszy sposób na utrzymanie w szefostwie przekonania, że ekonomicznie lepiej jest pozostawić nas na dotychczasowym stanowisku.
– Oczywiście, nic ci nie grozi, dopóki problemy firmy nie zmuszą jej do podjęcia radykalnych kroków. Wtedy jednak, dysponując uporządkowaną wiedzą i dobrą reputacją, łatwo przekonasz do siebie nowego pracodawcę – przekonuje menedżer.
Mirosław Sikorski/MA